Pośród trendów i schematów
16. Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki TanecznejSzesnasta edycja Międzynarodowej Konferencji Tańca Współczesnego i Festiwalu Sztuki Tanecznej w Bytomiu, przyniosła kilka ważnych informacji o tendencjach we współcześnie powstających spektaklach teatru tańca. Dwa tygodnie bytomskiej konferencji stworzyło możliwość zaobserwowania istotnych zjawisk, wyraźnie zarysowujących się na tle całych spotkań.
W cieniu warsztatów
Specyfika bytomskiego festiwalu ma duży wpływ na kształtowanie się oferty programowej, dlatego na początku warto nakreślić charakter jej organizacji. Próba stworzenia jak najszerszego wachlarza warsztatów tańca współczesnego, serii teoretycznych wykładów i szkoleń oraz projektów społecznych automatycznie zmniejsza uwagę poświęcaną na dobór prezentacji festiwalowych. O zepchnięciu spektakli na dalszy plan, świadczy choćby rozciągnięcie programu w czasie, podporządkowane wyłącznie propozycjom warsztatowym. Wydłużający się czas trwania okazał się problemem także w skali dnia. Podczas konferencji obok głównej sceny tradycyjnie funkcjonowała scena alternatywna w elektrociepłowni Szombierki. Wielki potencjał postindustrialnej przestrzeni w tym roku praktycznie ani razu nie został w pełni wykorzystany przez twórców, przez co codzienna podróż do odległego o kilkanaście kilometrów miejsca stała się jedynie komunikacyjnym utrudnieniem. Można nawet powiedzieć, że akustyczne wnętrze hali wpłynęło negatywnie na odbiór wielu prezentacji, które w swoim charakterze wymagały tradycyjnej, kameralnej i zamkniętej przestrzeni. Warto zauważyć, że wpływ warsztatów zakłócał także ewentualną miarodajność reakcji publiczności, bowiem zajęcia prowadzone przez występujących twórców, bardzo często warunkowały entuzjastyczne przyjęcie przez uczestników zasiadających na widowni.
Ze względu na wielość podejmowanych akcji niemal nieunikniony jest chaos informacyjny - niestety logistyka nie domaga. Dostępne harmonogramy i programy zamiast szeregu praktycznych informacji, zawierają treści zupełnie zbędne. Przykładem niech będą obfitujące w daty biografie twórców, umieszczane zamiast szczegółów dotyczących wystawianego spektaklu czy charakteru prowadzonych warsztatów..
W takich warunkach przez dwa tygodnie odbywa się przegląd choreografii z całego świata. Prezentowane spektakle mienią się różnorodnością zarówno w podejmowanej tematyce, estetyce, technice tańca, jak i samej jakości wykonania. Bytomska konferencja pozbawiona jest organizującego daną edycję hasła przewodniego. Mimo to, prezentowane spektakle w tym roku zdają się ogniskować wokół kilku wyraźnych tendencji i trendów. Pokazują tym samym, jak groźne dla idei tańca współczesnego mogą się okazać powielane schematy.
Szablonowy autotematyzm
Najczęściej powtarzającą się i występującą w różnym nasileniu cechą jest autotematyzm. Część choreografii została całkowicie podporządkowana wątkom autobiograficznym, w innych zauważyć możemy analogiczne wprowadzanie autotematycznych wtrętów, które ujawnia się głównie poprzez wykorzystanie projekcji multimedialnych. Spektakle zgłębiające tę problematykę niejednokrotnie okazują się niezwykle celnymi i wartościowymi ujęciami. Jednak w wielu przypadkach twórcy, choć dokonują obnażenia samych siebie, to nie potrafią zbudować cennej całości. W bytomskich prezentacjach stawianie przez twórcę w centrum tematycznym samego siebie odbiera choreografiom wizualne piękno, które zwykle wynika z nastrojowej linii narracyjnej czy abstrakcyjnej, opartej na metaforze, konstrukcji całości. Ubocznym efektem dominanty zabiegów autotematycznych jest zepchnięcie choreografii na dalszy plan. Aby opisać sytuację tancerza, czy też sam taniec, wychodzi się poza ruch i dbałość estetyczną. Miejsce myślenia choreograficznego zajmuje reżyserska żonglerka modnymi chwytami. Na nagiej scenie, dominującą nad sekwencjami tanecznymi staje się narracja z offu, umożliwiająca wprowadzenie ironicznego dystansu, wyrażonego wprost sensu czy kontekstu. Odtwarzane komentarze, pełniące rolę usieciowienia bohatera, często przesączone są humorem, skierowanym głównie do ludzi zajmujących się tańcem. Czytelne aluzje odnoszące się do yogi czy do techniki Body Mind Centering celnie trafiają w gusta znacznej części bytomskiej publiczności. W gruncie rzeczy są zaś próbą zdobycia sympatii odbiorców, przeprowadzoną po najmniejszej linii.
Spektaklem bazującym na takiej konstrukcji jest solowy, autobiograficzny projekt Jean-Guillaume\'a Weisa Fill it up. Weis opowiada historię swojego życia, które od lat wypełnione jest podróżami i tańcem. Szczerość tancerza zanurzona jest w momentach przesączonych raz sentymentalnością, raz silnym egocentryzmem. Prezentowane fragmenty tańca w rozmaitych stylach, dopełniane w niezbyt wyrafinowanym poczuciu humoru, spajać ma sama jego postać samego. Różnorodne taneczne etiudy zwieńczone są ostatnią improwizacją, która prowadzi do prostej pointy - taniec jest tym, co pozwala artyście żyć. Podobnie choreografia DreaMe Henrika Kaalunda skupia się na postaci tancerki. Osaczona w systemie rozmnożenia własnej jaźni, pokazuje publiczności różne oblicza własnej osobowości, niejednokrotnie odwołując się bezpośrednio do czynności wykonywanych na scenie. Chwytem, który umożliwia zwrot ku narracji o samym tańcu, jest zacięcie się współtworzących świat sceniczny, multimedialnych odbić tancerki.
Główną bronią obydwu prezentacji jest dystans i ironia, które pozwalają im uchronić się od pretensjonalnych oczywistości. Niestety nie udało się to polskiemu zespołowi. Ostatnim, boleśnie fałszywym akordem autotematyzmu był projekt gospodarzy. Śląski Teatr Tańca pod kierunkiem rumuńskiego choreografa Mihai\'a Mihalcea stworzył spektakl zupełnie różny od poprzedniego Panopticon albo/i Przypowieść o Maku, prezentowanego na otwarcie tegorocznej konferencji. Panopticon, tak charakterystyczny dla Śląskiego Teatru Tańca, przez rok od czasu premiery zdążył dojrzeć. Zaprezentowany tym razem w sali teatralnej spektakl (premiery miały miejsce w przestrzeniach postindustrialnych) - oglądało się zupełnie inaczej. Całość została wyciszona, dzięki czemu uniknęła zbędnych wydłużeń, na pierwszy plan wydobyła relacje kształtujące się między tancerzami. Aspekt więzienny zaś przygasł, złagodniał.
Tymczasem nowa premiera My song, best shoes, the cake, first flight, my friends, the passport, and the work I do zaskakuje. Spektakl, zbudowany na bazie osobistych doświadczeń artystów, pozbawiony jest niemal zupełnie układu tanecznego. Kreowany na postmodernistyczną modłę obraz, w istocie okazuje się ckliwą i banalną opowieścią o losach tancerzy. Każdego z występujących określa zindywidualizowana etiuda, przedstawiana na tle podstawowej i odgrywanej wciąż na nowo sceny gromadzenia się przed treningiem. Sens każdej etiudy streszcza się w wykorzystanym w niej symbolu. Dla przykładu: pulsująca recytacja wiersza Kaczka Dziwaczka w wykonaniu Sylwii Hefczyńskiej-Lewandowskiej, skutej w groteskowych łańcuchach zwieńczonych maskotkami, staje się aż zbyt wyraźnym odniesieniem do macierzyństwa. Podobnie taniec Tomasza Graczyka z kukłą staje się tańcem absolwenta Wydziału Lalkarskiego AT w Białymstoku. Znaczenie wprowadzonych atrybutów jest łatwe do deszyfracji, jednak bez znajomości życiorysów tancerzy może w ogóle nie dojść do skojarzenia ich z rzeczywistością pozasceniczną, a przez to do dewaloryzacji istotnych znaczeń przekazu. Treści, choć uwikłane w konstrukcję opartą na retardacjach i nałożeniach scen, wciąż wybrzmiewają z ogromną dozą patosu. Ostatecznie całość w mdłym finałowym liście, odczytywanym przez Jarosława Karcha, rozpływa się w banale.
W wymienionych przedstawieniach podejmowany wątek autotematyczny jest wciąż działaniem według schematów, tylko naiwną historią o szczególnej pozycji, wyjątkowości tancerza naznaczonego codziennym wysiłkiem, wyróżnionego możliwością bycia na scenie. Tu odniesienia do osobistych doświadczeń mogą zaspakajać potrzeby twórców, nie niosą jednak ze sobą istotnego ładunku semantycznego. Spektakle te pozostają w pewnej mierze wartościowe dla zgromadzonych na bytomskich warsztatach tancerzy, choćby dla chwilowej refleksji nad fenomenem tańca. Jednak to nie wystarczy. Tego rodzaju występy stanowiły znaczny odsetek przedstawień na głównej scenie konferencji, organizatorzy powinni rozważyć, czy to na pewno najlepsze miejsce do prezentacji przedsięwzięć, które interesują tylko część gromadzącej się publiczności.
Wizualizacje: autotematyczne poszerzenie przestrzeni scenicznej
Wtórność motywu autotematyzmu silnie uwidacznia się także w sposobie wykorzystania projekcji multimedialnych. Choć w trakcie trwania festiwalu mieliśmy styczność z wieloma formami wizualizacji, to spośród nich można wyodrębnić znaczną grupę choreografii, które wykorzystują projekcje na tej samej zasadzie - twórcy teatru tańca coraz częściej nie mogą oprzeć się pokusie scenicznej gry z własnym obrazem.
Jean-Guillaume Weis zdecydował się na pokazywanie absurdalnych scen z lasu ze swoim udziałem, które będąc humorystycznym uzupełnieniem występu, jednocześnie pozwalały mu na przygotowanie się do kolejnych scen. Z kolei w przypadku Śpiewów Eurypidesa Stowarzyszenia Teatralnego Chorea w reżyserii Tomasza Rodowicza, projekcje stanowią ramy pomagające uwspółcześnić antyczny przekaz. Połączenie muzyki, chóralnego śpiewu, grupowych układów tanecznych i wizualizacji, tworzonych na żywo przez Pawła Passiniego, okazało się dobrze funkcjonującą całością. Spektakl ten wyróżniał się na tle innych prezentacji swoją teatralnością, znacznie odbiegającą od standardów spektakli tanecznych. Stał się tym samym świeżą propozycją, która pokazuje jak dalece sięgać mogą poszukiwania twórców. Chorea wymaga od odbiorców innego spojrzenia na sztukę sceniczną, niż tylko w kategoriach czysto tanecznych. O wartości Śpiewów Eurypidesa świadczy bowiem synergia poszczególnych składowych, które łączą się w wyrazistą i nastrojową całość.
Autotematyczne poszerzenie przestrzeni pozwala na zbudowanie dodatkowych kontekstów, na grę z ograniczeniami percepcyjnymi widza poprzez stosowanie zbliżeń na detale czy zmianę tempa odtwarzania. Jednak wizualizacje często rozbijają wewnętrzną spójność spektaklu. Positive lives Sapphire Creations Dance Company zdawał się przenosić rytualne treści związane z żywiołem wody w ramy modernistycznej całości. Nowoczesność wyznaczała tu głównie próba odniesień do globalnych problemów oraz wykorzystanie projekcji, na których dominowały wizerunki artystów w trakcie wykonywania układów tanecznych w plenerze. Trudno uznać tę propozycję za spójną i zrozumiałą. Choreografia wykonywana przez tancerzy raziła dysproporcjami w sprawności technicznej. Hinduska propozycja w europejskich kryteriach odbioru nie była dobra ani pod względem estetycznym ani technicznym.
Przykłady omówionego wykorzystania mediów można mnożyć bez końca. Tym samym wizualizacyjny autotematyzm staje się specyficzną manierą w prezentowanych spektaklach. Wraz z postępującą typizacją przedstawień, coraz częściej spotyka się bezzasadne zastosowania projekcji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w znacznej mierze stają się one tylko modnym i zarazem pustym chwytem.
Wizualizacje: system
Na tym tle jedynym ciekawszym przykładem z wykorzystaniem mediów w roli autotematycznej jest wspomniany już spektakl DreaMe. Wprowadzone rozwiązania sceniczne mają służyć stworzeniu interaktywnego systemu, w którym osadzona zostaje tancerka. Poprzez multiplikacje i uniezależnienie jej medialnych wizerunków stworzony zostaje spójny system, sytuujący całe przedsięwzięcie w innym wymiarze relacji. Wykorzystana technika nie pozwala jednak nawet na odrobinę performatywności, każdy ruch ściśle wyliczony daje tylko chwilowe złudzenie współdziałania mediów i człowieka, a w rezultacie licznych powtórzeń sekwencji i wydłużającego się czasu trwania choreografii traci początkową efektowność.
Ze względu na podjęcie zupełnie innej gry z mediami warto wspomnieć o Human Error Marii Scekic. Jest to choreografia stworzona pod silnym wpływem prywatnych zainteresowań tancerki. Studiowała ona nie tylko taniec współczesny, ale także elektroakustykę i geologię planetarną. Tancerka znajduje się w centrum otaczających ją wizualizacji. Ruchome obrazy, wyświetlane na kolejnych warstwach przezroczystej tkaniny, konotują szereg wyobrażeń dotyczących sił natury czy światów ukrytych w warstwach geosfery. Ruch tancerki, bazujący na napięciu mięśni i na wystudiowanych pozach, gubi się w medialnym środowisku. Przy ocenie Human Error warto pamiętać, że najistotniejsze w tego typu realizacjach są jakość i pomysłowość wykonania, które decydują o ostatecznym wrażeniu. Sieć osaczająca Marię Scekic domaga się zarówno ciekawszego wykonania graficznego, jak i większej interaktywności z tancerką.
Światy alternatywne
Już w autotematycznych spektaklach często przeplata się ironia i dystans. Są jednak choreografie, w których wartości te przestają służyć tylko zdobywaniu publiczności, stają się zaś nadrzędną zasadą w kreowaniu nowoczesnych i alternatywnych światów. Taniec jest potencjalnie najlepszym medium dla obnażenia praw, jakimi na co dzień rządzi się życie ludzkie. To w ruchu kryje się tysiące schematów, którym nieświadomie podlegamy. Wnikliwa praca choreografów prowadzi do wydobycia paradoksów zaszytych w ludzkich gestach i odruchach. Umiejętne wykorzystane ich w dziele scenicznym obnaża schematy naszych zachowań. Oryginalna poetyka, sterylny świat, wyabstrahowany, ale nieustannie odnoszący się do rzeczywistości, występuje w kompozycjach takich grup jak Compagnie Drift czy duetu Yossi Berg & Oded Graf.
Campagnie Drift, stały gość konferencji, tym razem zaprezentowała Au bleu cochon ("Pod niebieską świnią"). Indywidualny świat, zbudowany na nowatorskich prawach ruchu, w istocie jest specyficzną kalką naszej rzeczywistości. Rzecz toczy się w barze, doskonałym punkcie dla obserwacji typowych zachowań ludzkich. Na wielobarwnym, mieniącym się tle zawiązują się relacje między poszczególnymi tancerzami, z których każdy wyposażony jest w wachlarz charakterystycznych ruchów. Nieustanne żucie wstążki, ocieranie się, natręctwo wąchania - to wszystko zbliża bohaterów do określonych typów zwierzęcych, będących alegorią różnych osobowości ludzkich. Na scenie pośród przerysowanych ruchów, skomplikowanych sekwencji gestycznych rodzą się zależności między bohaterami. Pośród dużej dawki humoru i perfekcyjnych zagrywek technicznych w misternej choreografii odkrywamy krzywe zwierciadło, odbijające z dystansu schematy naszego życia.
Podobną estetykę wyczuwa się w 4Men, Alice, Bach and the Deer izraelskiego duetu Yossi Berg & Oded Graf. To ponownie postmodernistyczna całość, w której nieco absurdalnie zestawione elementy, wymienione w tytule, składają się w istocie na alternatywny i sprawnie funkcjonujący świat. Zgodną egzystencję czterech mężczyzn, bawiących się w herosów, zakłóca pojawienie się Alice. Kobieta, o której słyszymy w dialogach mężczyzn, a która nie pojawia się bezpośrednio na scenie, niewątpliwie uruchamia lawinę zdarzeń. W mężczyznach budzą się odwieczne instynkty - pożądanie, drapieżność wobec konkurentów, chęć dominacji. Ewolucja atmosfery, postępujący proces dojrzewania i inicjacji, podkreślony zostaje diametralnymi zmianami w ścieżce dźwiękowej (od Bacha do mocnego rocka) i w oświetleniu (wykorzystanie stroboskopu). Poprzez charakterystyczny układ choreograficzny, bazujący na wydłużających się sekwencjach ruchowych, w których tradycyjny taniec zastępuje studium konkretnego układu ciała, celnie przekazana zostaje opowieść o naturze mężczyzn.
Przełamanie trendów
Wśród kompozycji zanurzonych w nowoczesnej estetyce, epatujących postmodernistycznymi chwytami i abstrakcyjnymi fabułami, pewną ostoję stanowią spektakle o wyważonej kompozycji, które zawierają w sobie dużą dozę poetyckości, zbliżając się tym samym do pełni artystycznej, zwykle ciężkiej do doświadczenia w zimnej, nowoczesnej przestrzeni. Te przemyślane całości, posiadające konsekwentnie rozwijany temat główny, opierają się przede wszystkim na jego interpretacji tanecznej. Do spektakli, które przełamały dominujące trendy, które istnieją we własnym, indywidualnie wyznaczonym rytmie, należy węgiersko-francuski projekt Intime Cie. Pal Frenak, Orpheus marathon (On the throne of the electric chair) Ferenca Fehera oraz NN. Niżyńskiemu Lubelskiego Teatru Tańca.
W Intime twórcy skupiają się na ciele ludzkim i relacjach, jakie są przez nie warunkowane. Przesycenie scenografii czerwienią, symboliczne gesty określające słabość i dominację czy wprowadzenie nagości to niektóre elementy składające się na konsekwentnie realizowaną całość. Jest to najpełniejszy i praktycznie jedyny niebanalny spektakl o relacjach miłosnych, jaki mogliśmy obejrzeć w trakcie dwutygodniowych spotkań. Poprzez bezkompromisowe wykorzystanie odważnych scen orgiastycznych choreografia okazała się propozycją zbyt odważną dla części publiczności. Jednak mądrze prowadzona gra świateł oraz dopracowanie estetyczne spektaklu uchroniło tę cenną opowieść o namiętnościach ludzkich od przekroczenia granicy między erotyzmem a pornografią.
Diametralnie różnym spektaklem jest Orpheus marathon. To spokojne, bardzo dobrze wyważone i upływające w skupieniu taneczne przetransponowanie mitu o Orfeuszu i Eurydyce. Mityczna historia stała się kanwą, na której Feher wybudował mądrą i dopracowaną opowieść o wzajemnej relacji między targanym emocjami mężczyzną a uwięzioną kobietą. W spektaklu tym zaskakuje ruch. Eurydyka, która w pewnym momencie wyłania się spośród fałd rozpostartej na podłodze zielonej sukni, ogranicza swój ruch do zmian pozycji dłoni, trwa w bezgranicznym napięciu, potrafiąc tym samym do końca utrzymać na sobie skupienie widza. O jej życie błaga, grając na zepsutych skrzypcach, odheroizowany Orfeusz. Feher wykonuje autorski taniec freestyle, bogaty w pady i przyziemne układy, zdumiewające skomplikowaniem i szybkością ruchów. Tym samym walczy, by ostatecznie zniweczyć możliwość uwolnienia Eurydyki w zakazanym i zgubnym spojrzeniu.
Inną opowieścią, której inspiracje wypływają tym razem z prawdziwych historii, jest NN w choreografii Ryszarda Kalinowskiego. To dojrzałe studium, wyrastające z refleksji nad życiem Wacława Niżyńskiego. Białe pasy materiału, gra cieni oraz punktowych świateł żarówek określają przestrzeń, w której poruszają się dwaj tancerze. Stanowią oni wspólnie obraz rozbicia, wewnętrznego rozdarcia, symbolizowanego już przez sam tytuł spektaklu. W tańcu od początku zarysowują się kontrasty, bezradność i apatia wobec siły i energii. Sprzeczności przenikają się w momentach uniesień, ścierają w chwilach walki. W migotliwej rzeczywistości objawiają się kolejne aspekty złożonej osobowości. Ekspresywność tańca pozwala zbliżyć się do fenomenu artysty dręczonego schizofrenią, pozwala wyrazić nieuchwytne, wewnętrzne procesy.
Wszystkie trzy prezentacje ujmują przemyślaną konstrukcją i dopracowaniem każdej z płaszczyzn przedstawienia. Dominacja tańca wyrażającego konkretne i istotne treści dopełniona zostaje przez wprowadzającą określony klimat oprawę dźwiękową, świetlną i wizualną. Niestety wydaje się, że pod splendorem gwiazd wcześniejszych edycji, takich jak Compagnie Drift, ich naprawdę wysoka wartość w dużej mierze zostaje niezauważona. Wpływ mają na to także inne czynniki, jak pozory obyczajowego skandalu w przypadku Intime, czy zwykłe festiwalowe zmęczenie i warunki sceniczne niedopasowane do kameralnych spektakli, nie pozwalające do końca smakować detali NN i Orpheus marathon.
Idee bez pokrycia
Zupełnie na marginesie tegorocznej konferencji pozostały treści społeczne czy polityczne. Choć kilka formacji w swoich artystycznych manifestach określa siebie jako aktywne w walce o konkretne wartości społeczne, w istocie gubią one swoje idee w prezentowanych spektaklach. Tak dzieje się w przypadku Positive lives, tak jest w przypadku najbardziej nagłośnionej prezentacji tegorocznej konferencji Ekodoom izraelskiego Kibbutz Contemporary Dance Company [na zdjęciu]. Ekodoom to przede wszystkim piękny przekaz wizualny, który wzbudza wiele wątpliwości, jeśli chodzi o konstrukcję i spójność całości oraz o przekazywane treści. Historia o zagładzie natury i niszczącej sile cywilizacji przeplatana zostaje barwnymi scenkami, które zbliżone do poetyki snu mają pełnić funkcję w pewnym sensie retrospektywną bądź kontekstową, a w istocie rozbijają efektowną całość. Pośród całego przepychu inscenizacji przebija się komercyjny charakter pokazu izraelskiej grupy, który po prostu zachwyca swoim rozmachem. Ekodoom może być oceniany w pełni pozytywnie, jednak tylko wtedy, gdy ujmować będziemy go w kategoriach piękna i umiejętności technicznych tancerzy. Najbardziej cieszy oczy rozbudowana i perfekcyjnie wykonana choreografia, której deficyt można było odczuć podczas tegorocznej konferencji.
Potrzeba redefinicji
Jak na trwający przez dwa tygodnie festiwal sztuki tanecznej, zbyt mało było spektakli, które pokazywałyby oryginalne, taneczne choreografie. O wiele łatwiej trafić można było na prezentacje, w których nad ruchem dominowała narracja, bądź, w których sam ruch okrzepł w ponowoczesnych trendach, narażając tym samym widzów na monotonię i znużenie. Kilka "czystych" choreografii, które nie aspirują jednak do rangi pełnowymiarowych spektakli, zobaczyć można było na scenie alternatywnej. Wzorem małej formy, ujmującej pięknymi podnoszeniami i bezpretensjonalnością wykonania była choreografia Flux Phila Williamsa rozpisana na duet tancerzy. Z kolei spośród projektów prezentowanych w ramach Wieczoru Młodych Choreografów wymienić trzeba polską propozycję Anny Majcher Song on 3 and 4 and, która w swoich oryginalnych poszukiwaniach ruchowych, jak i w kompozycji całości, zdecydowanie wyróżniła się na tle sentymentalnych i przewidywalnych prezentacji Watch out the World is not behind you Hanny Ma oraz Swan dies of an overdose Sylvii Camardy.
Kilka wciąż powracających motywów skłania do refleksji nad potrzebą redefinicji formuły spotkań. Oprócz pewnych ognisk tematycznych, które sprzyjają kategoryzacji, a tym samym ułatwieniu wyboru widzom, zauważyć można także minimalizację samego tańca. Wydaje się, że organizatorzy borykają się z problemami, charakterystycznymi dla wielu festiwali tanecznych i teatralnych. Konferencja zaczyna zakleszczać się w strategii zapraszania sprawdzonych gości. Mianem najciekawszych propozycji tanecznych z góry okrzyknięto występy zagranicznych formacji, które mogliśmy już wcześniej oglądać w Bytomiu. Tak jak i na wielu innych przeglądach o długim stażu w pewnym momencie potrzebny jest haust świeżego powietrza, choćby w postaci niewielkich, organizacyjnych przesunięć, które przywróciłyby należyte znaczenie prezentacjom festiwalowym.