Postmodernistyczny Ajschylos

"Oresteja" - reż. Maja Kleczewska - Teatr Narodowy w Warszawie

Dramaty antyczne można nazwać fundamentem europejskiego teatru. Tę oczywistą prawdę współcześni reżyserzy rozumieją jednak bardzo rozmaicie. Dlatego oglądamy nieraz spektakle niezwykle dziwaczne. Dowodem na to jest premiera "Orestei" Ajschylosa w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym.

Trudno powiedzieć, żeby dramat Ajschylosa o tragedii w królewskim rodzie Atrydów byt w tym przedstawieniu widoczny. Maja Kleczewska ogarnięta jest bowiem skrajną ideologią feministyczną oraz istną obsesją krytyki współczesnej "toksycznej rodziny". Dlatego też antyczny tekst o dramacie władzy przerobiła na tzw. postmodernistyczne widowisko, w którym nakładające się na siebie efekty wizualne i muzyczne - w tym multimedialne projekcje - sąsiadują z takimi efektami scenograficznymi jak trupy psów i kotów. Towarzyszy im bezradne miotanie się większości aktorów.

Tekst Ajschylosa został tu uzupełniony o dialogi ze współczesnych sztuk i filmów, m.in. "Scen małżeńskich" Ingmara Bergmana, przepełnionych wulgaryzmami nijak się mającymi do tekstu oryginału, jak się wydaje obecnego głównie w kwestiach wykonywanych przez chór. Sceniczna zemsta Orestesa i Elektry, dzieci króla Aga-memnona i Klitemnestry, nabiera tu innego znaczenia niż u Ajschylosa. Pani reżyser pokazuje bowiem ród królewski jako współczesną rodzinę, z patriarchalnym i despotycznym mężem (Agememnon), żoną - kurą domową tłamszącą w sobie nienawiść oraz dyszące chęcią zemsty dzieci. W tym strumieniu efektów trudno się niekiedy zorientować, kto jest kim i o co chodzi w dialogach. Wyrazistą i zrozumiałą kreację w trzech rolach - przodownicy chóru, piastunki i furii - stwarza jedynie świetna Anna Chodakowska.

Jak się ma interpretacja tragedii greckiej wynikającej z decyzji Agamemnona o poświęceniu bogom córki Ifigenii w zamian za łaskę zwycięstwa nad wrogiem (co wywołuje łańcuch zemsty) do współczesnych mętnych rozważań psychoanalitycznych i przywoływaniu Ingmara Bergmana babrającego się w dylematach małżeńskich? A już zupełnie nie rozumiem, po co autorka katuje nas wątpliwie symboliczną końcową długą sceną mazania i obmywania twarzy przez Orestesa. Przedstawienie w tej wersji okazało się pomyłką.

Mirosław Winiarczyk
idziemy nr 17
21 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia