Potęga słowa

"Lekcja historii" - reż. Barbara Dobrzyńska - Nasz Teatr

W najbliższą niedzielę o godz. 19.00 w Warszawie w Sali Teatralnej w Oratorium przy ul. Kawęczyńskiej odbędzie się spektakl "Lekcja historii".

Sto lat temu Polski nie było na politycznych mapach świata. Odrodziła się jesienią 1918 r. jak mityczny Feniks z popiołów, także dlatego, że mimo represyjnej polityki zaborców przetrwała kultura Narodu Polskiego. Poczucie wspólnoty cementowały utwory wielkich romantyków, a tęsknotę za potęgą Rzeczypospolitej budowała proza Henryka Sienkiewicza. Na bolesne, ale konieczne rozliczenia z wadami zwracał uwagę Stefan Żeromski, a marzenia o czynie, który da wolność, rozbudzał Stanisław Wyspiański. Ci twórcy postawili drogowskazy na mapie splątanych dróg Narodu.

Czy wychowywać bez Sienkiewicza?

Literatura i sztuka tamtego czasu zbudowały polski kod kulturowy, bez którego właściwie niemożliwe wydaje się budowanie wspólnoty narodowej również w czasach współczesnych. A jednak okazuje się, że znaleźli się eksperymentatorzy, którzy uważają, że można wychować młode pokolenie, uszczuplając jego edukację o utwory Mickiewicza, Słowackiego, Sienkiewicza czy Żeromskiego. Ministerstwo Edukacji Narodowej wprowadziło w tym roku szkolnym nowy kanon lektur obowiązujących na poszczególnych stopniach nauczania. Najgorzej wygląda to w programach przewidzianych dla gimnazjów: zniknął "Pan Tadeusz", zniknął Słowacki, a z bogatej twórczości Sienkiewicza pozostawiono do wyboru tylko jedną pozycję. Może to być "Quo vadis", "Krzyżacy" lub "Potop". Żeby lista nie świeciła pustkami, zapełniono ją dowolnym kryminałem Agathy Christie lub Artura Conana Doyle'a oraz fragmentami utworów z gatunku fantasy. I choć, jak zapewnia MEN, z "Panem Tadeuszem" młodzież może spotkać się w liceum, to już niestety "Konrada Wallenroda" nie pozna, a ze Słowackim zetknie się tylko w wymiarze symbolicznym, podobnie jak z Krasińskim, Żeromskim czy Baczyńskim.

Jak alarmują nauczyciele, ze względu na uszczuplenie godzin lekcyjnych języka polskiego w klasach, które nie są ukierunkowane humanistycznie, nie ma możliwości, aby omówić szerzej twórczość Prusa, Orzeszkowej, Reymonta czy Wyspiańskiego. Zaleca się więc czytanie najwyżej "Lalki" i "Wesela", a resztę omawia się we fragmentach. Nie za szerokich, rzecz jasna, bo brak czasu. Dla przykładu, z całego "Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej zaleca się przeczytanie tylko rozmowy Benedykta Korczyńskiego z synem, co stanowi zaledwie 4 z blisko 450 stronic powieści! Czy tak fragmentaryczna analiza utworu pozwala na jego zrozumienie? A podobnie rzecz się ma z "Kordianem" Juliusza Słowackiego, czy "Nie-Boską komedią" Zygmunta Krasińskiego.

Czym powinien być kanon lektur

Takie zmiany wywołały lawinę protestów nauczycieli, artystów, animatorów kultury, podobnie zresztą jak wcześniejsze decyzje ograniczające do minimum edukację historyczną w polskich szkołach. MEN zapewniło, że nowe zasady dają polonistom "większą swobodę w wyborze lektur pod kątem zainteresowań swoich uczniów". Dziwne to zapewnienie. Dotychczas wydawało się oczywiste, że kanon lektur nie może służyć jedynie do rozbudzenia nawyku czytania, co oczywiście też jest ważne w dobie wszechobecnej kultury obrazka wypierającej słowo pisane. Dobór lektur powinien służyć kształtowaniu postaw, wyrabianiu charakteru, poznaniu polskiego doświadczenia historycznego i obcowaniu z bogactwem języka. Powinien być konstruowany tak, aby przekazać dorastającemu obywatelowi wzorce niezbędne do tego, aby mógł identyfikować się ze wspólnotą, w której żyje. To jeden z ważniejszych elementów tworzących Naród i państwo. I dlatego lekcja polskiego nie powinna mieć charakteru wyłącznie poznawczego, choć przy takim uszczupleniu materiału również na tym traci. Powinna zawierać także aspekt wychowawczy.

Wszechobecna awangarda

Jeszcze niedawno edukację kulturalną znakomicie uzupełniał teatr. A teraz na palcach jednej ręki wymienić można przykłady inscenizacji klasyki, które bez zabawy formą dadzą widzowi klucz do zrozumienia oraz odnalezienia myśli i przesłania Słowackiego, Krasińskiego czy Wyspiańskiego. Dominuje jakaś chorobliwa wręcz moda, że każda inscenizacja ma tylko szokować. I że ten szok, wywołany wyłącznie formą, to najlepsze zdefiniowanie pojęcia "katharsis", czyli "oczyszczenia", leżącego u podstaw starożytnego teatru greckiego. Powstają spektakle, w których wszystko sprowadza się do eksperymentów scenicznych, w których im więcej drwin z religii, wulgarności, nieuzasadnionego erotyzmu czy wręcz pornografii, tym lepiej.

Paradoksalnie, wszechobecne staje się to, co kiedyś nazywało się awangardą teatralną, a awangardą - uczciwie wystawiona klasyka. Co gorsza, przygotowuje się spektakle, w których świadomie przeinacza się sens utworu, nadając mu kontekst zgodny z duchem politycznej poprawności. Smutne, że w czołówce tego procesu staje w ostatnim czasie np. Narodowy Stary Teatr w Krakowie, który z założenia powinien być swego rodzaju "metrem z Sevres" polskiej kultury. Czara goryczy przepełniła się tam ostatnio podczas przedstawienia "Do Damaszku" przerwanego przez oburzoną część widowni. A jak donoszą media krakowskie, z planowanej na grudzień premiery "Nie-Boskiej komedii" wycofała się blisko połowa obsady, protestując wobec całkowitego wypaczenia istoty tego dramatu Zygmunta Krasińskiego.

Potęga słowa

Wybitny aktor Janusz Zakrzeński, który zginął w katastrofie smoleńskiej, zauważał wielokrotnie, że "aktor nie może mówić językiem ulicy". W zajęciach ze studentami i w swoich książkach podkreślał, jak wielką moc ma słowo. I jak wielkie znaczenie dla kształtowania ducha narodu ma teatr, który powinien być świątynią słowa. Powoływał się często na wspaniały drogowskaz dla twórców kultury, jaki pozostawił w "Liście do artystów" Jan Paweł II. Ojciec Święty pisał w nim: "Społeczeństwo potrzebuje bowiem artystów (), którzy zabezpieczają wzrastanie człowieka i rozwój społeczeństwa poprzez ową wzniosłą formę sztuki, jaką jest sztuka wychowania". Podkreślał, że artyści "nie tylko wzbogacają dziedzictwo kulturowe każdego narodu i całej ludzkości, ale pełnią także cenną posługę społeczną na rzecz dobra wspólnego", oraz że "istnieje pewna etyka czy wręcz duchowość służby artystycznej, która ma swój udział w odrodzeniu każdego narodu".

Wskazania zawarte w papieskim liście stały się ważną inspiracją dla grupy aktorów, którzy z inicjatywy i pod przewodnictwem wybitnej aktorki i reżysera Barbary Dobrzyńskiej tworzą od roku "Nasz Teatr" W swych założeniach chce on nawiązywać do tradycji teatru, w którym nie forma, która przerasta i zaciera treść, ale wypowiedziane ze sceny słowo stanowi wartość nadrzędną.

W ciągu kilku miesięcy istnienia zespół "Naszego Teatru" w kolejnych spektaklach czerpał więc z bogactwa dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych autorów, których dzieł tak niewiele ostało się w kanonie lektur i na scenach polskich teatrów. Niezmiernie ciepłe przyjęcie ze strony zapełnionych po brzegi widowni Warszawy, Lublina, Puław, Szczecina, Stargardu Szczecińskiego, Kielc, Skierniewic, a także Londynu wskazuje, że ludzie pragną obcować z taką formą sztuki i że chcą spektakli, w których słowo broni się samo i nie potrzebuje eksperymentów i szokujących udziwnień. Publiczność chce wsłuchać się w to, co pisali o Polsce i Polakach Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Stanisław Wyspiański czy Marian Hemar. Bo ich utwory, często przepełnione wielką goryczą, powstały nie po to, byśmy dokonywali narodowego samobiczowania, ale abyśmy stawali się lepsi. I bogatsi wewnętrznie również dzięki pięknu słowa. Bo jak wskazywał Cyprian Norwid:

"piękno na to jest, by zachwycało

Do pracy - praca, by się zmartwychwstało".

Dlatego też rozpoczynając nowy sezon my, aktorzy "Naszego Teatru", pragniemy przypomnieć publiczności, zwłaszcza młodemu pokoleniu, koleje losu naszej Ojczyzny w oparciu o twórczość polskich wieszczów i patriotów sztuką "Lekcja historii". Bilety na spektakl, który odbędzie się w najbliższą niedzielę o godz. 19.00 w Warszawie w Sali Teatralnej w Oratorium przy ul. Kawęczyńskiej, można nabyć w księgarni "Naszego Dziennika".

Autor jest historykiem, aktorem "Naszego Teatru", w rządzie PiS był doradcą i rzecznikiem ministra kultury i dziedzictwa narodowego.

Jan Józef Kasprzyk
Nasz Dziennik
29 listopada 2013
Teatry
Nasz Teatr

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...