Potępienie ma ludzką twarz

"Przy drzwiach zamkniętych" - aut. Jean-Paul Sartre - reż. Andrzej Dopierała - Teatr Bez Sceny w Katowicach

Jak przedstawić piekło, aby było straszne? Okazuje się, że nie potrzeba do tego żarzącego ognia, krwi lejącej się strugami ani wymyślnych narzędzi tortur - wystarczy ludzka psychika i rządzące nią mechanizmy.

Ludzkie czyny ciągną za sobą konsekwencje, a przynajmniej tak sądzili egzystencjaliści, powołując się na świadomość istnienia człowieka. Boleśnie przekonuje się o tym troje bohaterów trafiających do jednego pokoju bez wyjścia, zmuszeni, aby spędzić w swoim towarzystwie całą wieczność. Osadzeni w swojej nowej teraźniejszości, w stanie gdzie nie ma podziałów na dzień i noc ani nawet możliwości mrugania, zyskują nieskończone pokłady czasu na rozmyślanie i analizowanie postaw, jakie prezentowali za życia. Już samo to brzmi jak najgorsza kara, a do tego dochodzi jeszcze możliwość przyglądania się rozwojowi wydarzeń w świecie żywych - bez możliwości ingerencji.

Początkowo postacie zastanawiają się, gdzie podziewa się kat. W końcu dochodzą do wniosku, że dobór współtowarzyszy przebywających w pokoju nie był przypadkowy, a wręcz przeciwnie, przemyślany z okrutną dokładnością. Okazuje się, że piekło jest oszczędne w środkach i w rolę kata wciela się każdy z nich. Inez, Stella i Garcin nie trafili tam przecież bez powodu, a w trakcie spektaklu na wierzch wychodzą kolejno przewinienia, których się dopuścili. Wraz z rozwojem historii wybrzmiewa również ich prawdziwa natura. Stella rozpaczliwie poszukuje lustra, ponieważ nie jest w stanie wytrzymać bez ciągłej kontroli swojego wyglądu - po chwili trafia do niej, że pozostała dwójka musi jej je zastąpić. Od tej pory „pacyfistyczny publicysta", łaknąca pożądania utrzymanka i boleśnie szczera prowokatorka stają się zwierciadłem dla siebie nawzajem, w najbardziej brutalnym tego wymiarze.

Scena niemal razi sterylną bielą - na tle scenografii najbardziej wybija się kaloryfer, ironicznie przypominając o panującej w piekle temperaturze. Ciekawym zabiegiem było pozwolenie widzowi na nijako samodzielne zaprojektowanie kostiumów i rekwizytów. Dostajemy wymyślne opisy np. „kanapy zielonej jak szpinak" oraz pięknej niebieskiej sukni, jednak na scenie widzimy tylko białe pufy i jednakowe kitle. Nie pozwala to na początkową ocenę postaci przez pryzmat jej wyglądu i prezencji a właśnie poprzez jej zachowanie, co wpisuje się w ideę tekstu. Poza tym, nadaje piekłu pewnej powagi - jest to miejsce, w którym wszystko przestaje się już liczyć.

Surowe warunki podkreśla również niemalże szpitalne światło, przed którym nie ukryje się nawet najmniejsza zmiana na twarzy. Widać każde zmarszczenie czoła, podniesienie brwi czy sarkastyczny uśmiech, których bohaterowie nie oszczędzali sobie nawzajem. Niesamowitym było obserwowanie, jak po kolei tracą oni wszelkie nadzieje, a co za tym idzie - nie mają nic do stracenia i tym samym zrzucają przybrane dla pozorów maski i niszczą siebie nawzajem. Powoli, bo przecież mają czas, wbijają sobie szpileczki nasączone jadem ich własnych czynów tam, gdzie zaboli najbardziej. Żadne z nich nie może mieć tego, czego pragnie, więc upewnia się, że reszta też tego nie dostanie. Jest to doskonały punkt wyjścia do zastanowienia się nad prawdą o motywacjach przemawiających przez ludzi i o bogactwie doświadczanych emocji, jakie portretują na scenie aktorzy, płynnie przechodząc od gniewu do pożądania (pokazując, jak cienka jest między nimi granica). Nie brakuje także nękających postaci obaw, pokazujących ich egoistyczną naturę i będących jednocześnie najgorszą torturą.

Muszę przyznać, że „Teatr Bez Sceny" jest idealnym miejscem na spektakl wymagający od widza zatrzymania się na chwilę i przemyślenia tego, co właśnie zobaczył. Jego kameralny klimat niewątpliwie zachęca do głębszej refleksji, a przechodząc z sali teatralnej do głównej części obejmującej widza przydymionym światłem i nastrojową muzyką, ten jeszcze nie do końca się budzi, pozostając gdzieś pomiędzy światem przedstawionym na scenie a tym realnym.

Ten stan zawieszenia pozwala zostać ze spektaklem jeszcze odrobinę dłużej, bez nadmiernego pośpiechu. Zresztą tekst sztuki również porusza ten temat - czas wśród żywych upływa bezlitośnie szybko, co pozwala mi wysnuć wniosek, że w dzisiejszym świecie takie miejsca są szczególnie potrzebne - bo to właśnie w nich czas zdaje się być nieco bardziej łaskawy.

Natalia Matysek
Dziennik Teatralny Górny Śląsk
14 czerwca 2025

Książka tygodnia

Trailer tygodnia