Powrót innego Brela

"Do Amsterdamu" - reż: Adam Biernacki - Teatr Polski w Warszawie

Niegdyś piosenki Jacquesa Brela odbierano jako manifesty nonkonformizmu. Na Scenie Kameralnej warszawskiego Teatru Polskiego zabrzmiały zdecydowanie łagodniej.

Nietaktem jest ciągłe przywoływanie wspomnień niegdysiejszych spektakli, o których dziś zdają się pamiętać już tylko starsi widzowie i wysyłani na przedwczesną emeryturę krytycy, w połowie lat 80. po raz pierwszy stykający się z Brelem. Trudno jednak od tych wspomnień się odciąć i zapomnieć tamtego, słynnego niegdyś seansu Wojciecha Młynarskiego - "Amsterdamu", "Flamandów", "Walca na tysiąc pas" w mocnych, bardzo żarliwych, drapieżnych wręcz wykonaniach ówczesnych artystów warszawskiego Teatru Ateneum mających jakiś hipnotyczny, groźny urok. 

I to nie znaczy przecież, że Izabella Bukowska, Piotr Bajtlik i Wojciech Czerwiński występujący w tym króciutkim, godzinnym zaledwie przedstawieniu maja w sobie mniej czaru, muzykalności. Budują przecież postacie: Bajtlik wciela się w księdza, który stracił powołanie, i piosenką "Gdyby to mogła być prawda" proszącego Boga, by Ten naprawdę istniał. Izabella Bukowska staje się niewinną narzeczoną, a kilka numerów dalej rozkosznie zawianą "kobitą", Wojciech Czerwiński w nieforemnych spodniach, kusym paletku, z doniczką sztucznych kwiatów gra rolę wiecznie przegranego faceta, któremu nie udała się żadna z życiowych gier: ani miłość, ani kariera, ani szczęście. Znamy to już wszystko, trójka aktorów - i chwała im za to - pragnie najwyraźniej przywrócić życiu to, co było domeną ich poprzedników w zawodzie: umiejętność skonstruowania na scenie postaci i w ciągu dwóch minut trwania piosenki opowiedzenia jej historii. I dobrze, bo wszystkie wrocławskie gale piosenki aktorskiej, głupawe kabarety wypychane przez publiczne i niepubliczne telewizje w tej dziedzinie dokonały spustoszeń wyjątkowo skutecznie. Gdyby jeszcze pozbawić tę trójkę plagi naszych teatrów czyli mikroportów, postawić ich na tej niewielkiej przecież scenie w małej sali - niech śpiewają własnym, ludzkim, a nie sztucznie wzmocnionym głosem. Tak czyniono niegdyś. Z wcale dobrym skutkiem.

Tomasz Mościcki
Dziennik Gazeta Prawna
13 lutego 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia