Powrót króla opery

"Borys Godunow" - reż: Mariusz Treliński - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

Czarny skórzany fotel, biurko przypominające stół telewizyjny, a za nim dziecko - carewicz.

I okrutna zbrodnia dla zdobycia władzy. Tak zaczyna się "Borys Godunow" w reżyserii Mariusza Trelińskiego, który po kilkuletniej przerwie wraca do Opery Narodowej. Wraca operą trudną muzycznie, którą wcześniej, podczas swojego wygnania z Warszawy, wystawiał na Litwie. Treliński podczas nieobecności w stolicy poszedł inną drogą niż ta, którą znamy z "Mada-me Butterfly" czy "Oniegina". Zrezygnował z niesamowitej plastyczności obrazu na rzecz scenicznej ascezy. Odszedł od kostiumów, które usadawiały jego opery w czasie "nigdy i teraz". Entourage jest współczesny, a historia zdobycia władzy i upadku tyrana odbywa się nie w komnatach cara, ale na oczach wszystkich, w studiu telewizyjnym. 

Treliński jest na początku nowej drogi, intensywnie eksperymentuje, porzucając już całkowicie operowe koturny na rzecz realizmu. Szuka przede wszystkim realizmu psychologicznego, czyli czegoś, czego w operze nie było. Brak tego realizmu spychał operę do sztuki zarezerwowanej dla wąskiej grupki koneserów muzycznych, którzy oceniali przede wszystkim emisję głosu śpiewaków, dla których interpretacja jest ważna, ale zawsze i na planie dalszym. Treliński w "Godunowie" nie odpuszcza muzyki, wszak to ona w operze jest tym pierwszorzędnym środkiem przekazu, ale skupia się przede wszystkim na analizie psychologicznej głównego bohatera. Nawet bardziej niż na odsłanianiu mechanizmów władzy, jej zdobywania i jej utraty. Choć przyznać trzeba, że niektóre sceny, jak chociażby intronizacja uzurpatora, nasycona ogromną ilością podtekstów, a zbudowana za pomocą niezwykle oszczędnych środków, mówi wiele o XX-wiecznych totalitaryzmach. Jednak dla Trelińskiego Godunow to nie tylko tyran, władca, uzurpator, to przede wszystkim człowiek. Człowiek, który dla zdobycia władzy dopuścił się okrutnej zbrodni zamordowania niewinnego dziecka, a ten mord zżera go niczym rak. Dlatego kluczowa scena to starcie z jurodiwym (to rosyjskie słowo oznacza świętego szaleńca). Jurodiwyj jest dzieckiem, takim samym jak zamordowany carewicz i jak synek Godunowa, którego on próbuje za wszelką ocalić. Co mu się nie udaje i Godunow umiera, obejmując zwłoki Fiodora. Ale w przedstawieniu Trelińskiego Godunow umiera już wcześniej, w studiu telewizyjnym. W chwili, gdy na oczach kamer traci władzę, jest już martwy, bo przestaje się liczyć. Nikt nie interesuje się upadłym władcą, gdy nie jest elementem telewizyjnego show. To też jest jeden z mocnych przekazów, jakie płyną z "Godunowa". 

Dobrze, że Treliński wrócił do Warszawy. Jego "Godunow" nie jest dziełem skończonym, ale i tak mogliśmy zobaczyć spektakl na światowym, a nie prowincjonalnym poziomie.

Arlena Sokolska
Polska Metropolia Warszawska
3 listopada 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia