Pożegnanie Wycichowskiej bez orderów

Takiej frekwencji w Polskim Teatrze Tańca nie pamiętam od czasów Conrada Drzewieckiego

Życiorys i kariera artystyczna Ewy Wycichowskiej byłaby o wiele bardziej frapująca, gdyby nie hagiograficzne koncepty, pretensjonalność sformułowań, a zwłaszcza przesada w przymiotnikach i wyolbrzymianiu i tak przecież niemałych dokonań tej jedynej na świecie "profesor zwyczajnej" od tańca, ruchu i bezruchu, "postaci, która zmieniła oblicze artystyczne i edukacyjne tej dziedziny (...) zna ją publiczność niemal wszystkich kontynentów (...) kończy swoją misję na stanowisku dyrektora PTT (...) odniosła spektakularny sukces artystyczny i menedżerski (...) jest jedną z nielicznych polskich tancerek odnoszących sukcesy na światowych scenach".

Celuje w tym kierownik literacki i rzecznik prasowy PTT Jagoda Ignaczak, sprowadzona w tym celu z Łodzi i od lat zacierająca swą "literacką" tandetą wartościowy i godny głębszej analizy obraz dokonań swej mocodawczyni. Wmawia nam wiarę w "teorię bezruchu", poczucie misyjności, bliżej nieznanych poglądów edukacyjnych, osiągnięć artystycznych i menedżerskich (tu się zgadzam), a zwłaszcza bajan o sukcesach na światowych scenach, na których Wycichowska przecież nigdy nie występowała.

Wróćmy do Wieczoru Pożegnalnego, na który przybył "cały Poznań". Takiej frekwencji w Polskim Teatrze Tańca nie pamiętam od czasów Conrada Drzewieckiego. Niektórzy przyszli w przekonaniu, że jesienią Wycichowska zarządzi Wieczór Powitalny po przemyśleniu i przekalkulowaniu całej sprawy. Po to właśnie wyperswadowała jurorom i decydentom kandydaturę swej następczyni, byłej tancerki, początkującej choreografki, która będzie nadal wielbić, słuchać i często angażować utytułowaną Mistrzynię do robienia ciągle nowych baletów.

Konstrukcję Wieczoru, jego zawartość choreograficzną, przebieg i dobry poziom tańca współczesnego zaprezentowany przez zespół PTT przyjąłbym z szacunkiem i zainteresowaniem, gdyby nie ciemności na scenie, a zwłaszcza fatalna jakość nagrań odtwarzanych z aparatury, która powinna bardziej służyć do prania kostiumów baletowych, a nie emitowania obrazu dźwiękowego "Faust goes rock", "Skrzypka opętanego", "Już się zmierzcha", "Święta Wiosny", "Niebezpiecznych związków", "Carpe diem" i całej reszty prac choreograficznych Wycichowskiej, których tytułów nie rozumiem i nie pamiętam.

Niechże jednak nikt nie podejrzewa mnie o jakąkolwiek niechęć do tej wybitnej artystki. Jej Julia, Śnieżka, Giselle, Lisa, Gajane, Ognisty Ptak, Swanilda, Konstancja i Matka Mozarta - to niezapomniane przeżycia mojej zawodowej młodości.

Jej wspaniałe, odważne, pełne polotu i wrażliwości młodzieńcze choreografie, dawały szansę na trwały sukces, karierę i rozgłos. Swym urokiem uskrzydlały moją łódzką dyrekcję.

Potem oddałem Poznaniowi dwa moje ówczesne filary baletowe (również Lilianę Kowalską). Pozwoliłem wziąć z sobą grupę najlepszych tancerzy, a na dobry początek dodałem dekorację i kostiumy do "goes rock", kontrakty impresaryjne i wynegocjowane tournee oraz silną rekomendację, aby Poznań uwierzył, że powierzając Polski Teatr Tańca Wycichowskiej, robi dobry interes. Po latach Ewa gdzieś napisała: Pietras postanowił pozbyć się mnie z Łodzi!

Jeśliby nawet tak było, to 27 sezonów w Polskim Teatrze Tańca budzi szacunek, podziw i szereg innych przymiotników, również tych z repertuaru jej fatalnego rzecznika. Ewa w Poznaniu popadła w nowe otoczenie, stała się innym człowiekiem, z czasem również innym twórcą. Głęboko ukrywając ocenę skutków tych przemian, pozostaję z respektem dla jej dorobku, niegdysiejszego uroku i dzielności na dyrektorskim stanowisku.

Decyzja o jego opuszczeniu, podjęta - jak to u niej - z nadzwyczajnym sprytem i rozmysłem, powinna być pokwitowana wysokim odznaczeniem państwowym. Resortowa "Gloria Artis" - rozdawana na lewo i prawo, a przypięta przez wicewojewodę wielkopolską - sprawy nie załatwia. Nowej władzy podpowiadam, że Wycichowska jest ochrzczona, praktykująca, pobożna, mająca twórcze dokonania o Matce Boskiej, św. Franciszku i zapewne innych świętych, o czym wie najlepiej jej literacka kierowniczka. Nie są to obecnie przeciwwskazania, aby otrzymywać błyszczące ordery z wstęgami i kokardami, noszone potem podczas pogrzebu na specjalnych poduszkach.

Kochana Ewo, kreślę się z szorstką przyjaźnią oraz jak zawsze szczerym, zadawnionym sentymentem.

Sławomir Pietras
Tygodnik Angora
9 lipca 2016
Portrety
Ewa Wycichowska

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia