Poznański salon operowy pod trzytonowym żyrandolem

o Teatrze Wielkim w Poznaniu

Od stu lat Teatr Wielki w Poznaniu niezależnie, czy rządzili w nim Niemcy czy Polacy, zawsze był i jest salonem towarzyskim i wizytówką miasta. Niby wiadomo o nim wszystko, a jednak krążą wokół niego pewne niedomówienia.

Gmach Teatru Wielkiego w Poznaniu zbudowano i oddano do użytku artystom w ciągu 18 miesięcy. Było to sto lat temu. Kpina? Paradoks? Żart? Prawda. Kto szybko buduje, ten tanio buduje. A inwestorem Gmachu pod Pegazem były niemieckie władze Poznania.

Polityczny obstalunek

Teatr Wielki wyrósł z potrzeb politycznych. Niemieckie władze zdawały sobie sprawę, że teatr, że opera, jest najlepszym i najskuteczniejszym orężem w walce z polskością. Teatr Wielki powstał także z potrzeb estetycznych. W tym samym czasie Niemcy utworzyli dzielnice zamkową: na dawnych terenach fortecznych wyrósł Zamek Cesarski, gmachy Akademia Królewskiej (obecnie Collegium Minus), Ziemstwa Kredytowego (Filharmonia Poznańska), Dyrekcji Poczt i Komisji Kolonizacyjnej (Collegium Maius), Dom Ewangelicki (Akademia Muzyczna). Według planów ówczesnego architekta miejskiego - Heinricha Grüdera, ta nowa wizytówka miasta miała robić wrażenie rozmachem, jednorodnością stylistyczną Budynek opery miał pierwotnie stanąć w miejscu obecnej fontanny, ale dzięki Josephowi Stübbenowi, szefowi Królewskiej Komisji do Spraw Rozbudowy Miasta, został przesunięty za linię ul. św. Pawła (obecnie Fredry).

Nie był to jedyny budynek teatralny zbudowany w Poznaniu przez Niemców. Pierwszy znajdowały się przy placu Wilhelmowskim (obecnie Wolności). Ale nie był to udany teatr. Mając to na względzie, władze Poznania rozpisały konkurs. Przystąpiło do niego kilka znakomitych firm architektonicznych. Ostatnie zwyciężył projekt profesora Maxa Littmanna. Dzięki czemu Poznań może się poszczycić podobnym pod względem architektonicznym i technicznym budynkiem teatralnym jak Dessau, Monachium, Linz, Królewiec Na budowę miasto otrzymało subwencję w wysokości miliona marek, ale koszty pochłonęły jeszcze raz tyle. Pierwszą łopatę wbito w ziemię wiosną 1909 roku. 30 września następnego roku kurtyna poszła w górę i przed poznańską publicznością zespół Opery Berlińskiej zaprezentował "Czarodziejski flet" Wolfganga Amadeusa Mozarta.

Pod zielonym Pegazem

Poznański gmach Teatru Wielkiego był na owe czasy obiektem na wskroś nowoczesnym. Architekt zaprojektował nowoczesne rozwiązanie sceny i proscenium. Zrezygnował z piętrzących się pionowo galerii na rzecz balkonów z amfiteatralną widownią. Littmann zaprojektował tylko jedną lożę - cesarską z osobnym wejściem od strony dzisiejszej ul. Wieniawskiego.

Czym różni się obecny gmach od tego oryginalnego z 1910 roku? Littmann zaprojektował Teatr Wielki jako budowlę neoklasyczną z sześciokolumnowym portykiem od frontu. Od początku nie był to gmach symetryczny. Od wschodniej strony wznosił się parterowy pawilon (obecnie Scena Kieszonkowa) z dwiema secesyjnymi wieżyczkami, których aktualnie nie ma. Od tyłu budynek wtapiał się w park, podobnie jak dziś. Od początku gmach wieńczyła rzeźba Pegaza, stąd często mówi się o Teatrze Wielkim "Gmach pod Zielonym Pegazem". Przechodnie od początku nie przechodzą obojętnie obok dwóch rzeźb nawiązujących do dwóch dróg życiowych: viva activa i viva contemplativa. Postać młodzieńca z wieńcem na głowie przeciwstawiona jest figurze nagiej kobiety siedzącej na lwie i spoglądającej z rozmarzeniem w bezkres.

Tajne przejście?

Na przestrzeni stu lat budynek Teatru Wielkiego w Poznaniu nie zmienił się zbyt wiele. W czasie II wojny światowej zlikwidowano lożę cesarską a wybudowano na pierwszym piętrze w centralnej części balkonu lożę dla Führera, który nigdy w niej nie zasiadł. Dokonano uproszczenia dekoracji wnętrz, zwłaszcza plafonu. Ozdobą stał się kryształowy żyrandol. Ten żyrandol intryguje każdego, kto wchodzi do sali Teatru Wielkiego. Kilka dni przed jubileuszem można go było obejrzeć z bliska. Mniej więcej co dwa lata jest opuszczany i myty, wymieniane są żarówki i dokonywane drobne naprawy. Żyrandol waży około 3 ton. Jest tak monumentalny jak cały gmach.

Legenda a może plotka głosi, że podczas remontu wojennego między Zamkiem a Teatrem Wielkim zbudowano tunel, aby Hitler - jeśliby zawitał do Poznania - mógł bezpiecznie przejść ze swojej siedziby na przedstawienie. Mówi się, że odkryto tunel, który doprowadził do ul Fredry, do przystanku tramwajowego naprzeciwko Collegium Maius. Tadeusz Boniecki, archiwista Teatru Wielkiego w Poznaniu, bagatelizuje te opowieści: - Co jakiś czas odżywają te opowieści, ale prawda jest taka, że cała dzielnica zamkowa została zbudowana na dawnych terenach fortyfikacyjnych i być może istnieją pod ziemią jakieś dawne pomieszczenia połączone ze sobą, ale z całą pewnością nie ma dowodów na to, aby takie podziemne przejście wykonano po zajęciu Poznania przez hitlerowców.

Z rączki do rączki

W 1910 był to niemiecki Teatr Miejski. Jego dyrektorem został Franz Gottschied. Od początku teatr dysponował własnym zespołem, który tworzyli: 25 muzyków orkiestra w operetkach i 50 muzyków orkiestra w operach, 25 śpiewaków - solistów i około 40 śpiewaków chóru. Nie ma danych na temat baletu. Obecnie Teatr Wielki pod dyrekcją Michała Znanieckiego zatrudnia 86 muzyków w orkiestrze, 33 solistów, 54 chórzystów i 37 tancerzy.

W pierwszych latach działalności niemiecki teatr operowy stawiał na ambitny repertuar. Obok popularnych operetek i oper z żelaznego repertuaru wystawiono 10 oper Richarda Wagnera. Niemalże zaraz po premierze w Dreźnie realizowano "Kawalera Srebrnej Róży" Richarda Straussa. Nie bacząc na polskie konotacje, dyrektor zdecydował się na wystawienie modnej na początku XX wieku opery Jeana Nougués\'a "Quo vadis" według powieści Henryka Sienkiewicza pod takim samym tytułem.

Od 31 sierpnia 1919 roku rozpoczyna się historia polskiej opery w Gmachu pod Pegazem. Za pulpitem dyrygenckim stanął pierwszy dyrektor Opery Poznańskiej - Adam Dołżycki i poprowadził "Halkę" Stanisława Moniuszki. Dziesięć lat później Teatr Wielki był znowu niemiecki. Do 1945 roku prowadził intensywną działalność artystyczną, adresowaną wyłącznie do niemieckich obywateli. Już 25 lutego 1945 roku w budynku pojawił się dyrektor: został nim Zygmunt Wojciechowski. Wraz z nim zaczęli się ujawniać artyści mieszkający w Poznaniu. Początkowo dawali koncerty. Pierwsza premiera w powojennej historii gmachu odbyła się 2 czerwca 1945 roku. Byli to "Krakowiacy i górale" Karola Kurpińskiego, kompozytora wywodzącego się w Wielkopolski.

Na przestrzeni stu lat zmieniali się zarządcy i lokatorzy Gmachu pod Pegazem. Zmieniały się mody muzyczne i jego nazwy. W grudniu 1979 roku przywrócono nazwę Teatr Wielki.

Stefan Drajewski
Polska Głos Wielkopolski
14 września 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia