Prawda zaprzeczona przez życie

"Małe zbrodnie małżeńskie" - reż. Marek Pasieczny - Teatr Praga w Warszawie

Marek Pasieczny, przygotowując trochę przewrotne i niejednoznaczne "Małe zbrodnie małżeńskie" Erica-Emanuela Schmitta, zrezygnował z uczynienia z dwuosobowej, kameralnej sztuki o meandrach naszej pamięci ponurej wizji dramatu międzyludzkiego rodem z Ibsena czy Strindberga, na rzecz bardziej optymistycznej i sympatycznej wizji scenicznej, korzystającej z fasonu dobrze już sprawdzonego w teatrze bulwarowym.

Trzeba przyznać od razu, że to opowieść dobrze skrojona, inteligentnie i bezpretensjonalnie pozorująca wnikliwość i głębię sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie zaskakujący nie tylko widzów, ale i samych siebie, szeregiem wolt i point narracyjno-psychologicznych. Z przyjemnością słucha się aktorów, którzy potrafią odpowiednio zaznaczyć każdy niespodziewany zwrot akcji, nic nie stracić z błyskotliwości niekiedy dowcipnego dialogu, budować każdy wzrost i spadek napięcia, a w swojej grze w warianty rzeczywistości szukają wciąż odpowiedzi na pytanie kim są i kim się stają w konfrontacji z drugim człowiekiem. I jak w tym wszystkim zachować uczciwość? 

Spektakl w teatrzepraga.pl MCKiS wyreżyserowany jest sprawną ręką, z dużą kulturą wykonawczą i z doskonałym wyczuciem konwencji. Katarzyna Herman i Redbad Klijnstra, jako ludzie nie potrafiący wysupłać się z uczucia, próbujący przywrócić swojemu małżeństwu utraconą miłość, nadzieję i wiarę, unikając aktorskiego dociskania emocji do dechy powodują, że spotkanie dwojga bohaterów na czerwonym podeście, niczym na wybiegu dla modeli i modelek, staje się przeżyciem naprawdę ekscytującym, do tego pozbawionym sentymentalizmu i łzawości. Reżyser z aktorami budują kolejne sceny z dużym wyczuciem wagi każdego słowa i milczenia. Maski odsłaniane są powoli, a zmiana przyjmowanych ról i gra w osobowości znajduje swoje odbicie w partnerze, który jest niczym lustro pamięci-niepamięci. Gra to momentami dość niebezpieczna, bo grożąca utratą wrażliwości. Twórcy spektaklu, bez miotania piorunów, potrafili z delikatnością i lekkością wydobywać tkwiący pod powierzchnią dramatu komizm, jednocześnie nic nie tracąc z pokazania postaci w obliczu bezlitośnie dojmującej prawdy o nich samym.

 I jak to u Schmitta bywa rozmowa bohaterów dość szybko przeradza się w rodzaj swoistej psychodramy, w ponadgodzinny seans konfabulacji, psychologicznych zmyłek, niesmacznych mistyfikacji, blag, w karnawał wciąż zakładanych i zdzieranych masek. Seans ostrożnie balansujący na granicy słów, ciszy i wzruszenia. Skomplikowany, przewrotny i pełen tajemnicy, nieuchwytny, relatywny, jak każdy związek mężczyzny i kobiety.

Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
22 stycznia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...