(Prawdziwa) Miłość tylko w tle

"Ożenek" - reż. Justyna Celeda - Teatr Współczesny w Szczecinie

Na pewnej stronie internetowej skierowanej do młodzieży zamieszczono humorystyczne "streszczenie" Ożenku : "On chce, ale nie chce. Ona chce, ale nie chce. W końcu ona chce, on chce, nie chce, chce, nie chce, chce, nie chce, chce, w końcu nie chce." Należy przyznać, że uczniowie kształtują sobie taki pogląd na komedie teatralne, oceniając je przez pryzmat współczesnych komedii (romantycznych, w tym przypadku). Każde słowo, ruch i uśmiech muszą być spłycone, łatwe do odczytania i puste

Jednak "Ożenek" w reżyserii Justyny Celedy, wystawiony na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie, udowadnia, że występujące w nim postacie są bardziej skomplikowane niż wydaje się młodym odbiorcom.

Główny bohater Podkolesin (grany przez Jacka Piątkowskiego) jest starym kawalerem, który wciąż waha się w kwestii zmiany stanu cywilnego. Jest rozerwany pomiędzy wizją radosnej przyszłości z ukochaną przy boku a wrodzoną nieśmiałością wobec płci przeciwnej oraz zrozumiałą obawą przed małżeństwem. Swoje, wywołane wewnętrznym rozdarciem, rozdrażnienie manifestuje w bardzo infantylny sposób: ciągle przewraca stół i wzywa służącego Stiepana (Wiesław Orłowski), aby zaprowadził w pokoju porządek. Stiepan, niczym typowy rodzic, znosi kaprysy „dziecka” przez pewien czas,  aż w końcu ostrzega podniesionym tonem, że nie będzie dalej tolerował takiego zachowania. Skojarzenie z niezdecydowanym marudą przywodzi również na myśl widok kawalera leżącego na stole tyłem do przyjaciela w celu zamanifestowania niechęci do zmierzenia się z trudnym problemem.

Pozytywnie zaskoczyło mnie rozbudowanie psychologiczne postaci Ariny Pantelejmonowny (w tej roli Anna Januszewska). Bohaterka, gdy czytamy Ożenek, sprawia wrażenie „schowanej wewnętrznie” zwykłej ciotki głównej bohaterki. Dopiero na scenie wydobyto z niej kobietę, która wciąż poszukuje miłości, a rozpacz, spowodowaną niepowodzeniami w tej kwestii, topi w butelce wódki. Zapewne dlatego tak pilnie dogląda zamążpójścia Agafii.

Spektakl Teatru Współczesnego pokazuje ponadczasowość przesłania zawartego w dramacie Gogola. Żyjemy w czasach, w których oczekuje się natychmiastowych efektów, uzyskiwanych przy jak największej pewności co do skutków, które przyniesie podjęta decyzja. Społeczeństwo, trwające w pośpiechu, nie ma przecież czasu na zastanawianie się, rozpatrywanie za i przeciw wobec różnych rozwiązań. Tak jest, niestety, nawet w strefie uczuć. Nie ma chodzenia za ręce, ani spojrzeń spod spuszczonych rzęs. Są gwałtowne ruchy, ślepe pożądania, przygodne kontakty seksualne. Miłość nie jest wartością, lecz mitem. Kontrastem dla tego typu zachowań (na scenie) jest, rozgrywająca się w tle, niema historia Stiepana i Duniaszki. Para służących najpierw wraca do siebie po rozłące, przez jakiś czas żyje w zgodzie, by pod koniec przedstawienia ponownie się rozstać, prawdopodobnie z powodu kłótni. Nie wiadomo, czy znowu się zejdą, czy odeszli od siebie na dobre, czy może taki scenariusz jest w ich przypadku powtarzalny? – kochają się, kłócą, kochają, kłócą… Reżyser, pozostawiając ten wątek otwartym, daje widzowi szansę na dokończenie historii, z założeniem, iż niepewność jest nieodłącznym elementem prawdziwego życia.

W spektaklu Celedy wart uwagi jest ruch sceniczny, za który odpowiada Zbigniew Szymczyk. Ten walor artystyczny przedstawienia został przygotowany skrupulatnie, co najlepiej widać w charakterystycznym chodzie każdego z kandydatów, lub w świetnie zagranej scenie bójki pomiędzy Koczkariowem a Fiokłą Iwanowną.

Ze względu na ruch sceniczny szczególnie zapadły mi w pamięć dwie postaci. Pierwszą z nich jest Anuczkin, grany przez Wojciecha Sandacha. Aktor, robiąc przesadnie długie kroki, zadzierając przy tym nogi niczym brodzący po wodzie flaming, obrazuje przesadne upodobane, odgrywanej przez siebie postaci, do dobrych manier i elegancji. Jednak jest to tak bardzo przerysowane, że wywołuje na widowni salwy śmiechu.

Również postać Koczkariowa została niezwykle przekonywająco odegrana przez Arkadiusza Buszkę. Aktor poprzez gesty, mimikę, sposób poruszania się, a nawet spojrzenia obrazował emocje oraz myśli swojego bohatera. Chociażby zdziwienie podczas rozmowy pomiędzy nim a Fiokłą, w której mediatorami byli zabiegający o rękę Agafii, lub podtrzymywanie, całym sobą, konspiracyjnego nastroju podczas agitowania panny na wydaniu do wybrania Podkolesina na męża. Bardzo cenię sobie możliwość oglądania Arkadiusza Buszki w kolejnych spektaklach, właśnie ze względu na ciekawe sposoby gry, które prezentuje widzowi.

Ruchoma scenografia, która na jednej płaszczyźnie tworzy kilka przestrzeni, jest rozwiązaniem przykuwającym uwagę. Dzięki temu, że poszczególne pokoje znajdują się na kilku jeżdżących podestach, akcja toczy się wartko, bez przerw na zmianę dekoracji. Nie odgadłam, jedynie czemu miały służyć  obdrapane, jakby wykańczane w pośpiechu ściany tych dekoracji. Nie spodobało mi się to, ponieważ sprawiało wrażenie, jakby scenograf nie przyłożył się do swojej pracy. Ale jak mawiają – nie ma róży bez kolców.

Teatr Współczesny w Szczecinie, odkąd pamiętam, poszukuje niekonwencjonalnych rozwiązań dla swoich sztuk. Dzięki temu uwaga widza zostaje przykuta, a przedstawienie staje się jedyne w swoim rodzaju (co szczególnie podoba mi się w przypadku adaptacji klasyki teatralnej). Także w Ożenku pojawiły się zaskakujące pomysły, między innymi: podwieszanie oczekujących kawalerów nad  ziemią lub przebranie jednego z bohaterów za lampę. Na tym polega magia teatru. Scenariusz, jest w pewien sposób zamknięty, przez co czytanie go „na sucho” nie sprawia większej przyjemności. Dopiero kiedy, w odpowiedni sposób przeczyta go kilka osób, tekst otwiera się przed nami i prowadzi do nieprzebytej krainy wyobraźni, wypełnionej niesamowitymi ideami. Z tej krainy pochodzi także „Ożenek” – dynamiczna komedia, która uświetniła obchody 35-lecia Teatru Współczesnego w Szczecinie.

Marta Witak
Teatrakcje
4 kwietnia 2011
Prasa
teatrakcje

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia