"Prawo buntu jest pierwszym prawem twórcy"

rozmowa z Jerzym Kaliną

Rozmowa z Jerzym Kaliną; akcjonerem, performerem, twórcą scenografii, filmów animowanych, witraży.

Barbara Wojnarowska (Ad Spektatores): Pan zdaje się pierwszy raz jest jurorem na Interpretacjach?

Jerzy Kalina: Tak pierwszy raz, ale nie pierwszy raz tak w ogóle. To taki niepokojący moment, bo jak coraz częściej zapraszają w charakterze jurora, a nie w charakterze autora, który ma coś do powiedzenia, to jest bardzo niepokojące, mi jeszcze to nie grozi, ale już to jest dzwoneczek ostrzegawczy(śmiech).

W swoim życiu artystycznym zajmował się Pan różnymi rodzajami sztuk. Czy można o Panu powiedzieć, że jest Pan artystą wszechstronnym?

Nie ma artystów wszechstronnych. Myślę, że bywają tacy, którzy starają się być wszechstronni, ale ja się do nich nie zaliczam. Tak się szczęśliwie zdarzyło, że pojawiłem się na tym padole ziemskim i chciałbym skorzystać z wszystkich dobrodziejstw tego świata, a do nich zaliczam wszystkie możliwe dyscypliny sztuki. Dla mnie ważne było i jest, żeby skorzystać w życiu z tego, że się widzi, słyszy, czuje, i że się ma jeszcze wiele innych doznań czysto fizycznych, fakturalnych, że można coś dotknąć, wyczuć temperaturę, wyczuć przestrzeń, zanurzyć się w niej, wniknąć, przeniknąć. W związku z tym zawsze interesowało mnie, żeby nie zastygać w skorupie. Oprócz tego, jestem osobnikiem, który potrzebuje kontaktów z ludźmi, szczególnie z ludźmi o innych poglądach, estetycznych i artystycznych wyrazach, którzy mają duże poczucie indywidualności, a z drugiej strony - też bardzo silne poczucie więzi kreatywnej czy współtworzącej.

Mówi Pan o kontaktach z drugim człowiekiem, a jak Pan postrzega kontakt między twórcami przedstawienia teatralnego a widzem?

Ta relacja jest najistotniejsza. Wiadomo, że w nas jest poczucie pychy, dumy, także chęci obnażania się - jest to rodzaj ekshibicjonizmu, który towarzyszy nam od urodzenia. W związku z tym, jeden zamienia się w Arlekina, inny w Clowna, a trzeci w linoskoczka, członka zespołu itd. Teatr jest takim szczególnym momentem w relacji widz - aktor, czy aktorzy, bo częściej grane są sztuki wieloobsadowe, jako, że życie toczy się wśród ludzi a zamiera, bądź też i żyje również jako indywidualny proces i wtedy mamy wystąpienia w postaci monodramów. Nie ma oddzielnych relacji aktora, reżysera, kompozytora i scenografa. To musi być wspólne myślenie, wspólna chęć przekazania pewnych zjawisk, relacji, wartości. Możemy wyrazić to w odpowiedniej formie tylko dzięki naszej współpracy. Aktor, reżyser, scenograf - wszystkie te elementy muszą ze sobą współbrzmieć, a jeżeli nie współbrzmią, to musi też to być konsekwentny wybór. Widz jest tu dla nas przestrzenią rezonującą - to jest tak jak skrzypce lub inny instrument - jeśli nie rezonuje, to nie tworzy się w nim ta przestrzeń współbrzmienia, napięcia, odbioru, myślenia i tego wszystkiego, co się nazywa spektaklem - niewytłumaczalnej często magii. Natomiast można dociekać, jak to się mogło zdarzyć, że w konkretnym wypadku nastąpiły takie sprzężenia zwrotne, bo teatr polega na sprzężeniu zwrotnym między twórcami i widownią.

Powiedział Pan kiedyś, że "performance, happenning czy akcja nie mają sensu, jeśli nie odwołują się do aktualnej sytuacji i do bieżących wydarzeń". Czy odniósłby to Pan również do teatru? Czy teatr powinien mówić o sprawach współczesnych?

Wszystko, co robimy dotyczy spraw bezpośrednich a jednocześnie spraw, jak to się górnolotnie mówi ponadczasowych, transcendentnych, bo jesteśmy zbiorem atomów, które krążą gdzieś w innych atomach. Jesteśmy dziwnym tworem, z którego też często sobie nie zdajemy sprawy. Jesteśmy tymi, którzy często więcej widzą, słyszą i mamy tą ekshibicjonistyczną chęć wyrażenia się, mamy ochotę na akt autodestrukcji czy konstrukcji, czy tworzenia formy w zespole. To są bardzo pozytywne relacje, które prowadzą do powstania tworów artystycznych, które nazywamy dziełami sztuki.

Swego czasu występował Pan przeciwko ustrojowi komunistycznemu. A czemu dzisiaj artysta może się przeciwstawiać?

Nie tylko ja byłem w tzw. opozycji, bo tak naprawdę artysta jest tylko wtedy artystą, kiedy jest w opozycji, niekoniecznie w stosunku do systemu politycznego. Tamten system nie dawał nam pełnych możliwości, ale też nie niszczył w nas wszystkich pokładów ludzkiego istnienia. Prawo buntu jest pierwszym prawem twórcy. W demokracji tzw. "zło" siedzi głębiej, jest bardziej skomplikowane i groźne. Ten przeciwnik, którego myśmy mieli, był rozpoznany, znaliśmy jego metody. Dobrze, że zmiany ustrojowe nastąpiły. Uważam jednak, że zagrożenia pozostały, albo są nawet jeszcze większe w stosunku do sztuki niż były, ponieważ upada wiara w to, że poprzez sztukę można system, tak jak kiedyś komunę, nadgryźć, nadszarpnąć, wyrazić swój niepokój i niezgodę.

Artyści powinni te zagrożenia pokazywać?

Ja myślę, że artyści nie mają żadnego obowiązku. Tym artystom, którzy są istotni, nie trzeba mówić i przypominać "buntujcie się". To są ci, którzy już na pierwszym roku studiów są przeciwko swojemu nauczycielowi, swojemu mistrzowi, manifestują zdecydowanie swoją odrębność. Bo w sztuce - w przeciwieństwie do demokracji - to jest najwyższy stopień indywidualności.

A czy oglądał Pan już wcześniej jakieś przedstawienia pokazywane na tegorocznych Interpretacjach? Ma pan już swoich faworytów?

Nie, nie mam faworytów, bo bardzo niewiele spośród tych spektakli znam. Poza tym, zawsze inaczej zachowuję się jako juror i inaczej jako widz. Jako widz nie uczestniczę w zawodach sztuki - która jest lepsza - tylko idę i oglądam. Tutaj dobrze jest zachować się podobnie, a z drugiej strony trzeba będzie swój mieszek przyznać i zdecydować, kogo wybieram i dlaczego. Te wybory są konieczne i ważne dla tych młodych twórców, którym ten Laur katowicki dobrze się przysłuży w przyszłości. Dobrze jest mieć nagrodę z tego festiwalu, bo ma on rangę w Polsce i znany jest za granicą, ale szczególnie w Polsce ma on wymiar konfrontacji artystycznej bardzo istotnej. Jurorzy, moi partnerzy, którzy są wspaniałymi artystami, opisują się po stronie pewnego tematu - zdecydowanie reżyserii, bo można ze średniej formy literackiej zrobić bardzo dobre przedstawienie, ale można też tekst położyć na scenie. Zatem, bardzo dobrze, że jest to nagroda za reżyserię, bo reżyser tworzy ostateczną formę spektaklu.

Barbara Wojnarowska
Dziennik Teatralny
8 marca 2007
Portrety
Jerzy Kalina

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...