Przebicie czerwonego balona

"Dr@cula. Vagina Dentanta" - reż. Agata Biziuk - Teatr Polski w Poznaniu

Dr@cula. Vagina Dentata, czyli spektakl idealny o nieidealnej rzeczywistości. Przedstawienie w reżyserii Agaty Biziuk już od samego wejścia na widownię przykuwa uwagę. Niejako mobilizuje widza do pełnej gotowości. Małe, ciemne pomieszczenie z niewielką ilością krzeseł, ograniczona przestrzeń dla aktorów i prostota to pierwsze, co rzuca się w oczy. Oczywiście prócz wampira, który nieruchomo stoi przy wejściu. To jego blada twarz i monumentalna postura uderzają jako pierwsze. A może jedno i drugie? Nieistotne. W tym samym momencie do wzroku dochodzi także zmysł słuchu, a wówczas wychwytuje się różnego rodzaju dźwięki wprowadzające w nastrój grozy. Po chwili drzwi się zamykają, spektakl czas zacząć. Widz jest już gotowy.

W pełni skoncentrowany. Skupiony na nieruchomej postaci, która w końcu ożywa i budzi się z letargu.

Drakula żyje na poznańskiej Wildzie i jak sam mówi nie przeszkadzają mu freski typu „Kolejorz", czy „CHWDP". Nieśmiertelnemu arystokracie odpowiadają powybijane okna, gdyż podmuchy wiatru przypominają mu życie wśród ruin zamku w Transylwanii. Postać ta jest idealnym nośnikiem pomiędzy tym, co było, a co jest teraz. Zatem... jak jest teraz? Szerzący się genderyzm – „wolisz mężczyzn? Dla Ciebie mogę być mężczyzną, mogę być kim chcę i kiedy chcę" – w dużym przybliżeniu mówi bohater (w tym miejscu należą się wielkie gratulacje dla Piotra B. Dąbrowskiego za taniec na przeraźliwie wysokich szpilkach).

Dwóch głównych aktorów - wyżej wspomniany Piotr B. Dąbrowski i Paweł Siwiak - na zmianę wcielają się w różne postacie, zarówno o płci męskiej, jak
i kobiecej, tworząc przy tym mistrzowski duet. Poznajemy Alicję – piętnastolatkę, podkreślającą nieustannie, iż niebawem skończy szesnaście lat. Ala szuka miłości. Jak każdy człowiek. I jak większość poszukuje miłości w sieci.

Spektakl perfekcyjne obnaża dewaluację języka poprzez imitowanie rozmowy prowadzonej przez internetowy komunikator. Nagromadzenie zapożyczeń jest tak intensywne, iż język, jakiego używają bohaterowie staje się wręcz niezrozumiały. Innowacyjność, brak banalności, jaką jest wyświetlanie mówionego tekstu, zdecydowanie na plus.

Ala na swej drodze spotyka wiele postaci. Wyjątkowo często styka się z jednym pytaniem, które zostaje wypowiadane w najróżniejszych formach. Wszystko jednak sprowadza się do jednego, a mianowicie: „robiłaś to już kiedyś?". Dziewczyna dowiaduje się, że dziewictwo jest passe. Przeżytek, którego musi się pozbyć.

Spektakl obnaża nie tylko zniekształcenia językowe, swoistą nowomowę współczesności i płytkość relacji świata bez wartości. Nie tylko świat nastolatek zostaje wykpiony i obdarty z zakłamania. Przed publicznością staje także kapłan, przesiąknięty hipokryzją do szpiku kości. A wszystko to podane w formie tak czysto satyrycznej, jednocześnie realistycznej jak i prześmiewczej, że nie sposób się nie śmiać i pomyśleć „dokładnie!". Po chwili jednak śmiech zmusza do głębszej refleksji.

Bo Dr@cula zmusza do zmierzenia się z prawdą o współczesności. Współczesności, o której już wiele lat temu Tadeusz Różewicz mówił, że jest pozbawiona dna. Bo jak upaść na dno, jeśli nie ma już wartości i dno nie istnieje. Wszystko jest płynne. Kobieta może być mężczyzną, mężczyzna kobietą. Autorytety zniknęły. Współczesny nastolatek nie ma wzorca, nie ma odniesienia, nie ma wsparcia. Co za tym idzie, jest łatwym celem. Dla Wampira. Bo wystarczy, że pokaże się iphona lub po prostu icoś - coś co świeci, a nastolatek już jest zwabiony w sidła. Bardzo metaforyczne przedstawienie niezwykle głębokiego problemu. Bo nawet jeśli nie potraktujemy przedstawionej sytuacji dosłownie, jako sprzedawania się – głównie swojej nagości - w internecie młodych osób za dżinsy czy iphona, to pokazuje to jednak fakt, jak łatwo jest manipulować współczesnym nastolatkiem. Jak wiele niebezpieczeństw na niego czyha?

Alicja, niewiedząca zbyt wiele na temat swojej seksualności, szuka odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania zarówno u osób poznanych w sieci, u księdza, jak i u przedstawiciela partii „Sytych". Każda z tych osób może posługiwać się w dowolny sposób nieświadomą siebie i jakichkolwiek wyższych wartości Alą. Wyraźnie zagubiona dziewczyna nie oczekuje wiele. Bo właśnie w dzisiejszym świecie brakuje tego, co jest (albo powinno być) najprostsze. Brak kręgosłupa (moralnego?). Punktu odniesienia.

Dr@cula nie może znieść takiego świata. Ciągłego łaknienia. Bo dzisiejszy świat nie daje spełnienia. Nie potrafimy odczuwać sytości. Porzekadło „wilk syty i owca cała" dawno się zdezaktualizowało. Nikt nie jest syty. Wilk zamienia się jedynie miejscem z owcą i tak w kółko. Mamy coraz więcej i coraz więcej chcemy. Oczywiście chcemy brać. Myślimy o spełnianiu własnych pragnień, traktując związek z drugim człowiekiem jako umowę, która ma dać realizację określonych planów. Na wartości traci język, relacje międzyludzkie i wszystko co nas otacza. Jaka jest alternatywa? Chyba nie ma żadnej.

Ostatnia (albo bardziej przedostatnia) scena ukazująca wampira zabijającego się nagą lalką barbie, połączona jest z przypomnieniem jak wampiryzm wyglądał dawniej. Za głównym bohaterem wyświetlają się fragmenty czarno – białych filmów. Zakończenie pozostaje jednak otwarte. Do widza trafia seria pytań zmuszająca go do wysiłku intelektualnego. Pytania, na które nie otrzymuje odpowiedzi...

Po dłuższym rozważaniu dochodzi się do bolesnego wniosku. Świat przedstawiony oczami Dr@culi to nic innego jak to, co otacza nas każdego dnia. A jeśli ktoś miał kiedykolwiek wątpliwości co do "upadku młodzieży polskiej", to nagle budzi się i zdaje sobie sprawę, że to nie tylko narzekanie starych zgredów o współczesnych nastolatkach. Bo kto inny, jak nie "Bober" jest autorytetem dla dzisiejszego młodego pokolenia? Kto ma pokazać im realne, prawdziwe wartości?

W przypadku spektaklu na którym byłam, ukoronowany on został przebiciem czerwonego balona, który niesformie zaczepił się na lampie. Wymaga to szczególnego podkreślenia, gdyż zakończenie to było wbrew pozorom idealne. Podkreślające znakomity kontakt aktorów z publicznością, którzy przez całe przedstawienie utrzymywali swoistą więź ze swoimi odbiorcami. Znakomity kunszt aktorski, płynne przechodzenie z jednej postaci w drugą, wymienianie się odgrywanymi przez siebie bohaterami zasługują na ogromne wyrazy uznania i podziw. Co jeszcze należy podkreślić to fakt, iż aktorzy ci tworzyli tak pozytywną aurę, że chyba żaden widz nie wyszedł z ciemnego pomieszczenia niezadowolony.

Dominika Błaszak
Blackendorphins
2 listopada 2017
Portrety
Agata Biziuk

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia