Przed premierą "Ostatniej taśmy"

rozmowa z Eugeniuszem K. Kujawskim

Z Eugeniuszem K. Kujawskim, aktorem Teatru Miejskiego w Gdyni, rozmawia Gabriela Pewińska:

Lubi Pan banany? 

- Średnio.

Ile bananów musi Pan zjeść podczas tego spektaklu, żeby trzymać się wskazówek Becketta?

- Jednego. Drugiego mam zamiar zjeść, ale, jak życzy sobie autor, rezygnuję. Wraz z reżyserką realizujemy zawarte w didaskaliach uwagi bardzo precyzyjnie. Zresztą te jego wskazówki naprawdę mają sens. 

Czyli jeśli Beckett pisze w prawo, to w prawo, żadnego odstępstwa?

- Jesteśmy mu absolutnie posłuszni. Można nawet powiedzieć, że ten spektakl jest w jakiś sposób przez Becketta wyreżyserowany. 

Pytałam o te banany, bo w czasach, gdy było o nie trudno, w warszawskiej szkole teatralnej student grający rolę Krappa zamiast banana dostał specjalnie spreparowanego ogórka, naciętego wzdłuż w kilku miejscach, ale i tak ciężko było skórę oddzielić od miąższu. Za którymś razem operacja na ogórku nie powiodła się i trzeba było skórę spiąć ... pinezką. Widownia ponoć nie zauważyła nic a nic.

(śmiech)

Pamiętam "Ostatnią taśmę" z Tadeuszem Łomnickim w roli Krappa. Wciąż widzę jak stary, zagubiony, samotny Krapp czuje za plecami śmierć i tuli głowę do magnetofonu, który odtwarza życie...

- Myślę, że ta sztuka bardziej niż o śmierci mówi o życiu. O tym, żeby człowiek na chwilę przystanął, zastanowił się. Jest szalenie aktualna. W tym dzikim pędzie jaki nas otacza, Beckett woła: Człowieku, zatrzymaj się na moment i zastanów, czy postępujesz właściwie. Bo tak to już jest, że za każdy wykonany gest trzeba zapłacić. 

Zatrzymaj się, czyli zatrzymaj taśmę. Jak Krapp.

- Nie widziałem realizacji Łomnickiego. Żałuję. 

Może to dobrze?

- Nie podejmuję się nawet polemizować z tym co robił Łomnicki.

Na taką rolę aktor czeka całe życie? 

- Ja nie czekałem. Już się przez te 50 lat sporo nagrałem. Teraz po prostu wciąż lubię swój zawód. Nie zakładam, że jeszcze zrobię jakąś wielką karierę. Jestem już w takim wieku...

Nie sądzę, żeby wiek w aktorstwie miał jakieś znaczenie... 

- Tak, ma pani rację, dopóki pamięć mi służy, dopóki jest się jako tako sprawnym - można grać nawet...

Do śmierci? 

- Do śmierci. Ale dziś, po tylu latach, na swój zawód patrzę w kwestii mojej przydatności w teatrze. Pod tym względem cieszę się, że dostałem tę rolę.

Jest fragment w "Ostatniej taśmie Krappa" Panu szczególnie bliski, ważny?

- Jest taki moment, ale nie chciałbym o tym rozmawiać. Nie opowiadam o swoim życiu, ja po prostu gram rolę. Choć przecież nie mogę powiedzieć, że ta napisana przez Becketta historia starego, samotnego człowieka nic dla mnie nie znaczy. Żeby to grać, trzeba poszukać czegoś w sobie, pogrzebać w bebechach. Zawsze mówię, że dobry aktor gra na swoich nerwach, zły - na nerwach publiczności. Staram się być dobrym aktorem. To tylko tyle i aż tyle.

Są aktorzy, którzy bardzo przeżywają to co grają i są też aktorzy, którzy traktują ten zawód jako czyste rzemiosło. Pan jest rzemieślnikiem?

- Na pewno nie jestem aktorem kreacyjnym, który dorabia postaci, jaką gra, nowe życie. Podczas prób do "Ostatniej taśmy" szukałem Krappa w sobie. 

I co Pan znalazł?

- Wspominanie. Każdy ma lepsze i gorsze wspomnienia, ale wspominanie ma tylko sens wtedy, gdy to, co wspominamy jest miłe. Choć przecież nawet miłe wspomnienia mogą być niemiłe, choćby dlatego że w końcu stają się tylko wspomnieniami. Bolą, bo należą do przeszłości.

Ale, jak zdaje się mówić Krapp, wspomnienia to wszystko co mamy. 

- Trudno mi rozmawiać o Krappie. 

Te taśmy życia, które tak odtwarza rytualnie... Gdyby miał Pan wybrać taką szpulę z własnej drogi aktorskiej?

- Ja nie pamiętam w ogóle tekstu swoich ról. Ledwie pamiętam postaci, które grałem.

Nie pamięta Pan nawet tej pierwszej? 

- Ta pierwsza? To był Fortunio w "Świeczniku" Musseta. w reż. Joanny Kulmowej w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym. 

Warto cofnąć taką taśmę? 

- I kilka innych też. 

W piątek premiera. Czegoś się Pan boi?

- Boję się o sprzęt. Ten stary magnetofon szpulowy, który - można powiedzieć - gra w tym spektaklu na równi ze mną nie jest sprawny tak jak trzeba. Odczuwam niepokój, czy się nie zepsuje w trakcie spektaklu.

Co wtedy? 

- Ja z tym sprzętem jestem sam na sam przez prawie godzinę. Krapp słucha swego głosu z młodości, przesłuchuje taśmy ze wspomnieniami sprzed lat. Nie, nie wyobrażam sobie, by nagle wysiadł magnetofon.

A jak wysiądzie?

- Jest jeszcze jeden, zapasowy...

Premiera "Ostatniej taśmy" Samuela Becketta. Teatr Miejski w Gdyni, ul. Bema 26
26 marca godz. 19. Reżyseria - Katarzyna Deszcz.

Gabriela Pewińska
POLSKA Dziennik Bałtycki
25 marca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia