Przede mną teatr

rozmowa z Joanną Osydą

Jako Majka z popularnego serialu jest już żoną przystojnego mężczyzny, jako Agafia z "Ożenku" Gogola wybiera w galerii groteskowych kandydatów. JOANNA OSYDA w tym roku kończy Filmówkę, jest skoncentrowana na dyplomowych rolach.

Renata Sas: Serial przyspieszył pani życie.

Joanna Osyda: Jestem już od niego daleko, na innym etapie, w innym trybie pracy i myślenia. Kiedy dostałam rolę Majki, byłam na drugim roku. To 190 odcinków, kręciliśmy w Krakowie, musiałam się tam przeprowadzić. Wszystko odbyło się bardzo dynamicznie: pracowałam dużo, ciężko i szybko, ale najważniejszą zmianą w moim życiu było rozpoczęcie studiów i zamieszkanie w Łodzi.

Trudno nie cieszyć się jednak, gdy za debiutancką Majkę konkurowała pani o Telekamerę dla najlepszej aktorki.


- Nie miałam wpływu na to, co się działo po zakończeniu serialu, że zostałam wytypowana do plebiscytu. Jestem już naprawdę w innym świecie. Od listopada znów w Łodzi. W trzy tygodnie robiliśmy "Ożenek", teraz pracujemy nad premierą "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Zelenki.

Zdając na wydział aktorski stawiała pani na teatr?


- Tak, był mi najbliższy. Często jednak to sytuacja za nas decyduje. Każda szansa pracy jest okazją do rozwoju. Napracowałam się w serialu i wiem jak to jest.

Ale warto było spróbować?

- Warto, to był porządny trening. Casting odbywał się w szkole. Poszłam spontanicznie. Nie sądziłam, że coś z tego będzie. Jesteśmy przyzwyczajeni do pochwał po castingach, zwykle bywa miło, są obietnice: odezwiemy się, ale nieczęsto coś z tego wynika. Wszystko zdarzyło się bardzo szybko. Praca zaczęła się pięć dni po sesji egzaminacyjnej i zajęła jedne wakacje, cały rok akademicki, potem drugie wakacje. Nawet nie wiem, ile to było dni zdjęciowych.

Ale roku studiów pani nie straciła?

- Miałam indywidualny tok nauczania i ogromne zrozumienie ze strony profesorów, więc mogłam połączyć pracę i studia.

Czy rodzice odradzali jedynaczce zawód aktorski?

- Mamy do siebie zaufanie. Nie złożyłam dokumentów na inny kierunek. Zdawałam na wydziały aktorskie w Łodzi i w Krakowie.

Do FWSFTviT dostała się pani z najwyższą lokatą.


- No i oszczędziło mi to paru rozterek...

Do tego z Łodzi bliżej do rodzinnej Konopnicy. W rankingu magazynu "Film" znalazła się pani wśród trzydziestu najbardziej obiecujących aktorów serialowych obok m.in. Brodzik, Cieleckiej, Schejbal, Adamczyka, Żmijewskiego.


- To miłe. Ktoś mi o tym mówił, ale nie widziałam tekstu.

Dla wielu widzów pozostaje pani Majką, a czy zagrałaby pani znów taką serialową postać?

- Taką już zagrałam. Było, minęło. Inną, czemu nie.

Czy po tamtej pracy zostały przyjaźnie?


- Ciepło o sobie myślimy, rozstaliśmy się z rozrzewnieniem, ale mieszkamy w różnych miejscach i brakuje czasu, żeby się częściej spotykać.

Jest pani filigranową dziewczyną, o której piszą często, że wygląda jak gimnazjalistka, nie stara się pani robić wrażenia wyglądem i brylować na celebryckich salonach odcinając kupony od sławy.


- Jest istotna różnica między sławą a popularnością. Zdaję sobie sprawę, jak wielką siłę oddziaływania ma telewizja - pozwala poczuć się kimś ważnym, wyjątkowym... Ale jest to bardzo złudne. Szkoda tylko, że większość ludzi przyjmuje wszystko, co serwują media, dość bezrefleksyjnie. Co najwyżej szukają powodów, żeby wyżywać się na aktorach - którzy zwykle na etapie kształtowania treści nie są dopuszczani do głosu...

Ale też zazdroszczą superszczupłej sylwetki, zwłaszcza że przyznaje pani: lubię słodycze.

- Okazuje się, że to jest możliwe. Jedno nie musi wykluczać drugiego.

To już norma, że popularnym się nie odpuszcza, że są komentarze na plotkarskich portalach, a internauci dodają swoje. Znalazłam wręcz spory o panią i dużo wyrazów sympatii.

- Niestety zagląda się nam w talerz. To jest po prostu głupie. Smutne jest tylko, jakie to już przybrało rozmiary. Ale na szczęście można to wszystko oddzielić od swojego życia. A sympatia widzów naturalnie zawsze cieszy.

Za chwilę dyplom i co dalej?


- Przyszłość mnie nie przeraża. Na pewno wiążę ją z teatrem, ale nie jest to jeszcze żadna konkretna scena ani miasto. Najważniejsze to mieć szansę rozwijania się. Bardzo trzymam kciuki za Teatr Szwalnia w Łodzi, to może być niedługo wyjątkowe miejsce.

Wierzy pani w szczęście?


- Wierzę. Wiem, że trzeba mu pomagać.

Może teraz film fabularny? Lubi pani kino?


- Wszystkiego warto spróbować, a kino bardzo lubię i cieszę się, że teraz jest parę ciekawych tytułów. Jestem pod wrażeniem filmu "Jak zostać królem".

A kiedy zmęczenie i stres dokuczą, to...


- ...idę spać.

Nie poszaleć w butikach albo w dyskotece?

- Zdecydowanie: nie.

Aktorzy są przesądni, przydeptują tekst roli, gdy upadnie...

- ...ja nie jestem. Tłucze mi się lustro, to nic, czarny kot - może być, a już trzynasty - to fajna data.

22-latka ma prawo nie myśleć jeszcze o modelu życia, ale w zawodzie aktorskim godzenie planów zawodowych i rodzinnych bywa skomplikowane.

- To jeszcze przede mną i nie ma się co nad tym rozwodzić. Myślę, że jak się chce, to się da połączyć prywatność i pracę. Dziś najważniejsze dla mnie, to mieć możliwość rozwijania się, spotkać mądrych i ciekawych ludzi.

Renata Sas
Express Ilustrowany
28 lutego 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...