Przede wszystkim różnorodność

12 . Festiwal Szekspirowski - Trójmiasto

Pierwsza dekada sierpnia to dla całego Trójmiasta okres szczególny, nie tylko ze względu na Jarmark Dominikański, ale też towarzyszący mu od lat dwunastu Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski.

Tegoroczna edycja imprezy, zorganizowanej po raz pierwszy przez Gdański Teatr Szekspirowski, dała szansę obejrzenia niezwykle bogatej panoramy dokonań inscenizacyjnych. Andrzej Żurowski, selekcjoner artystyczny festiwalu, wybierając spektakle, nie ukrywa, że zależy mu na różnorodności, na prezentacji różnych sposobów interpretacji, pokazaniu jak najszerszego spektrum w myśleniu o nas i naszej rzeczywistości poprzez teksty genialnego stratfordczyka. Stąd i w tym roku na dziesięciu scenach wystąpili obok siebie studenci i artyści z Japonii, Hiszpanii, Armenii, Rumunii, Ukrainy, Wielkiej Brytanii, USA, Zambii i Polski. Poza nurtem głównym festiwal daje możliwość szerokiego uczestnictwa w warsztatach teatralnych i artystycznych, w wykładach, dyskusjach, spotkaniach z twórcami przedstawień i w projektach edukacyjnych dla młodzieży szkolnej. Imponująca oferta organizatorów spotkała się jak zawsze z ogromnym zainteresowaniem publiczności, a na niektórych spektaklach trudno było o miejsce nawet na schodach. Ten frekwencyjny sukces to zasługa przede wszystkim wysokiego poziomu realizacyjno-wykonawczego, odwagi w zaproszeniu inscenizacji nie traktujących Szekspira odtwórczo, lecz próbujących powiedzieć nam – widzom coś więcej na temat współczesności, pozwalających przyjrzeć się nam i światu w teatralnym lustrze. Dlatego mniej było w tym roku rozczarowań i niedosytu, a więcej wydarzeń godnych zapamiętania. 

Choć zastosowane w wyborze repertuaru kryterium różnorodności teatralnych konwencji, stylistyk i poetyk do końca nie uchroniło organizatorów przed realizacjami reżyserów pozostających dzisiaj w nieco anachronicznej już zgodzie i wierności dla słowa Szekspira, dla których dramaturg był tylko dostawcą zajmującej fabuły, wokół której obmyśla się przedstawienie. Tak było choćby w przypadku spektaklu „Hamlet” w reżyserii Jarosława Bielskiego z Teatru Réplika z Madrytu, w którym wszyscy twórcy zatrzymywali się na powierzchni tekstu, nie sięgając i nie poszukując głębi znaczeń, sensów, mogących w jakikolwiek sposób nawiązać do problemów współczesnego człowieka i świata. W latach 60. czy 70. być może udałoby się taki spektakl obejrzeć bez bólu. Dzisiaj jednak możliwości interpretowania komedii i tragedii Szekspira poszły dużo dalej. Przełom wieków przyniósł eksplorację nowych tematów, znaczeń i tropów interpretacyjnych, szkoda tylko, że nie zawsze zdeterminowanych potrzebą wnikliwej i głębokiej lektury i analizy Szekspirowskich dzieł. Z drugiej strony, pojawiła się też potrzeba użycia nowych mediów i środków wizualno-instalacyjno-plastycznych. Fakt, że i takie próby – wcale nierzadko – kończą się adaptacyjną powierzchownością, a spektakl jest niczym innym jak (pop)kulturowym opakowaniem, będącym pustą i pozbawioną treści – mniej lub bardziej wyrafinowaną – formą. Taka tendencja też dała się zauważyć podczas tegorocznej edycji festiwalu, który w przypadku odważnego i zaskakującego „Hamleta”, w reżyserii Moniki Pęcikiewicz z Teatru Polskiego we Wrocławiu, przyniósł skrajność opinii i sądów, od aprobaty po ton lekceważenia i zarzutu użycia środków wykorzystanych wcześniej w gdańskim „Tytusie Andronikusie”. Wrocławski spektakl, anonsowany jako wielowymiarowy i nowoczesny, jest bez wątpienia kontrowersyjny. Niepokoi zastosowanymi wizualizacjami, denerwuje nie zawsze zrozumiałym „przepisywaniem” tekstu, wciąga w scenie obłędu Ofelii (rola ciekawie poprowadzona przez Annę Ilczuk), drażni sposobem ustawienia postaci Hamleta (nijaki Michał Majnicz) jako człowieka zupełnie pozbawionego pierwiastka tragicznego, irytuje seksualnym wydźwiękiem dramatu i w przypadku Klaudiusza (Mariusz Zaniewski) dziwną do wytłumaczenia nagością. Ale największy problem tkwi w tym, że tak naprawdę nie wiadomo, o czym przedstawienie Pęcikiewicz traktuje, trudno dociec, jakie jest jego intelektualne i moralne zaplecze. Czy to tylko sekwencja obrazów rozchełstanej wyobraźni reżyserki, która niekiedy zbyt dowolnie modyfikuje Szekspirowskie motywy fabularne, ograniczając się do bezceremonialnego prezentowania własnego charakteru teatralnego pisma? Jeśli tak, to zdecydowanie za mało. Wprowadzenie ostrych i skrajnych interpretacji musi bowiem pozostawić w mocy Szekspirowskie pytania o sens i porządek świata. „Hamlet” jest tekstem tak zdumiewającym, że można go do życia przywoływać na wiele różnych sposobów, by stał się zwierciadłem natury odciskającym kształt czasu. Może być summą teatralnych i intelektualnych doświadczeń, manifestem, spowiedzią... Czym był w rękach Pęcikiewicz trudno dociec. Ale „Hamlet” to pułapka nie tylko na reżyserów i aktorów, na krytyków także. 

Teatr to przede wszystkim sztuka interpretacji dramatu, wynikająca ze struktury przedstawianego świata i jego filozoficznego wymiaru. To umiejętność kreowania nie królestwa iluzji, lecz metafory współczesnej rzeczywistości. „Burza” w reżyserii Janusza Wiśniewskiego (Złoty Yorick 2008), „Zimowa opowieść” z Japonii, rumuńska „Miarka za miarkę” i „Hamletmachine” Heinera Müllera to spektakle, które wymuszały na widzu podążanie tropami reżysersko-inscenizacyjnych konceptów, skłaniały do konfrontowania odmiennych zabiegów interpretacyjnych, do porównywania typów teatralnej wyobraźni i zestawiania współczesnego odczuwania z problematyką dramatów autora „Otella”. W przypadku magicznego spektaklu Teatru Ryutopia z Niigaty, w reżyserii Yoshihiro Kurity, zachwyciło nie tylko znakomite aktorstwo Ayumi Tanidy, który w roli Leontesa stworzył przejmująco prawdziwe studium psychologiczne narastającej zazdrości, ale przede wszystkim niepowtarzalny, nawiązujący do mistycyzmu „kraju kwitnącej wiśni” nastrój przedstawienia, wykorzystujący elementy teatru No i tańca Butô, a także symboliczne bogactwo kostiumów Shingo Tokihiro. Zdecydowanie czarny kolor, bez żadnych jednoznaczności i podziału na dobro i zło, zdominował realizację Teatru Narodowego z Craiovej. Silviu Purcarete w „Miarce za miarkę” wyeliminował wszystkie elementy humorystystyczno-komediowe, stworzył parabolę na temat kaprysów i eksperymentów władzy, tolerującej każdą bezwzględność, niegodziwość i nikczemność; moralitet o skrywanych żądzach i mocy wybaczania. Ten ponury i mało sympatyczny, nie przynoszący cienia nadziei spektakl, to próba nowoczesnego czytania tekstu bez uciekania się do publicystyki czy aktualizowania na siłę. Purcarete w labiryncie szarych ścian pokazał jak wiele odmian zła można schować pod maską etykiety i tak zwanego dobrego wychowania. 

Nie mniej zaskakującym w odbiorze był kolejny rumuński spektakl oparty na kilkustronicowym „poemacie” Heinera Müllera. W „Hamletmachine” wyobraźnia Hamleta, świadomego ludzkiej marności i bezsilności, stwarza w jego umyśle i powołuje do życia galerię Szekspirowskich postaci, których sceniczne działania, bo nie słowa, dopowiadają 
i komentują dramat, dopełniają miejsca niedookreślone i stawiają nowe pytania. Wizyjność 
i tajemniczość tego pozbawionego dosłowności przedstawienia zasadza się na sekwencji intensywnych obrazów wypełnionych soczystą barwą surrealizmu, pełnych dynamizmu 
i ekspresji; na misternie tkanej z rozszalałych żywiołów ludzkich konstrukcji plastycznej wypełnionej pulsującym rytmem budowanym z elementów średniowiecznego misterium, 
z komedii dell’arte, cyrkowo-akrobatycznej błazenady, karnawałowej maskarady, z klasycznego baletu, improwizacji i kabaretu z lat 30. Reżyser Dragos Galgotiu z partytury teatralnej Müllera stworzył spektakl intertekstualny, umiejętnie mieszający konwencje i trawestujący literacką tradycję. W podobnie „rozbuchany” sposób z „Burzą”, testamentem poetyckim Szekspira, postąpił w Teatrze Nowym w Poznaniu Janusz Wiśniewski. Wykorzystanie – w obrębie zaledwie kilku scen i monologów z dramatu – fragmentów tekstów Nietschego, Mickiewicza, Wyspiańskiego, Dostojewskiego, Manna, Audena, Eliota i „Księgi Psalmów” pozwoliło wykreować na scenie rzeczywistość złożoną z bardzo osobistych doświadczeń, przeżyć i emocji, z bolesnych refleksów pamięci i erudycyjnych inspiracji. Zastosowanie konwencji jarmarczno-cyrkowej, przywoływanie twórczości nie tylko Kantora („Umarła klasa”, „Nigdy tu już nie powrócę”), ale i Chaplina, Keatona, a także umiejętne rozwiązania w kreowaniu przestrzeni poetyckiej potęgują tragizm dziwacznych rozbitków szukających swoich domów i miejsc, do których przynależeli. Jest w tym korowodzie życiowych bankrutów jedna postać szczególna. To Zasadnicze Medium Cierpiące w znakomitej interpretacji Antoniny Choroszy, jest też śpiewający Ariel Łukasza Mazurka. Ale to akurat pomysł wykorzystany już w połowie lat 90. przez Davida Thackera w The Royal Shakespeare Company. 

I na tym można by w zasadzie zakończyć listę teatralnych olśnień XII Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku. Reszta to próby nie zawsze odkrywcze i raczej bez aspiracji interpretacyjnych (zagrany z przytupem „Romeo i Julia” Teatru The Globe z Londynu, zupełnie nieudane „Lumping in Fargo” z USA i „Szekspir w walce” z Madrytu, będący bardziej popisem umiejętności fechtunku i klasycznej pantomimy), inscenizacje mało spójne, momentami dosłowne i schematyczne, męczące i nużące powtarzalnością środków wyrazu (ambitny, bo zrealizowany również z osobami niepełnosprawnymi „Makbet” Teatru Arka z Wrocławia, z bardzo przyzwoitymi rolami Eweliny Niewiadomskiej i Sylwestra Różyckiego). Niewątpliwie pomysłem wartym kontynuacji jest noc monodramów. Podczas tegorocznej, zatytułowanej „Szekspir solo”, w Teatrze Kameralnym w Sopocie bardzo ciekawie zaprezentowały się dwie aktorki zza naszej wschodniej granicy, Ukrainka Lidia Danylczuk („Ryszard po Ryszardzie” w reż. Ireny Wolickiej) i Armenka Mariam Gazanczjan („Ofelia” w reż. Hakoba Gazanczjana). Silnie zaakcentowali swoją obecność na festiwalu studenci Akademii Teatralnej w Warszawie. Waldemar Raźniak, Piotr Kulczycki i Reda Paweł Haddad pokazali bardzo ciekawe etiudy w cyklu „Szekspir. Próby. Interpretacje Młodych”, a grupa teatralna z London Metropolitan University zabawny i pełen wdzięku spektakl „More than a Women”.

Wiesław Kowalski
artPapier 1 września 17 (113) / 2008
11 września 2008
Prasa
artPAPIER

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...