Przedstawicielki płci pięknej

"Prezydentki" - reż:Krystian Lupa - Teatr Polski we Wrocławiu

Trzy przedstawicielki płci pięknej, uwięzione w świecie własnych iluzji. Dyrygujące w przestrzeni fantazji; prezydentki własnej, wyimaginowanej krainy. Krystian Lupa w "Prezydentkach" prezentuje studium psychologiczne kobiet, których życie, skupione w odrealnionym wymiarze, ogranicza się ledwie do wegetatywnych zachowań.

Scena urządzona jest w sposób prosty, bez zbędnych komplikacji. Oczom widza ukazuje się umeblowany pokój; o wystroju rodem z oper mydlanych. Nie trzeba być specjalistą w dziedzinie dekoracji wnętrz, by dostrzec, iż osoba zajmująca lokum nie posiada wyrafinowanego gustu. Dodatki w pomieszczeniu zestawione są raczej przypadkowo; już to wiekowy kredens, już to stare, pożółkłe obrazki, przedstawiające świętą rodzinę, świadczą o wątłej wiedzy odnośnie do zasad estetyki.  

Dla kobiet, użytkujących lokum w czasie trwania akcji, nie ma to jednak znaczenia. Funkcjonują bowiem na innych zasadach, ich zachowania determinują dalece odmienne czynniki. Erna, Greta, Mariedl – wszystkie utknęły w wymiarze zamierzchłych wspomnień, tudzież wydarzeń, od których oddziaływania nie potrafią się uwolnić. Reprezentują określony sposób myślenia o świecie, jego skostniałą i mocno ograniczoną wizję.

Erna żyje życiem własnego syna, śni również na jawie o niespełnionej miłości. Jej podświadome chęci poddania się uczuciu zostają zwerbalizowane, gdy kobieta pozwala sobie na alkoholowe upojenie. Neguje jednak wszystko, co nie zamyka się w jej ciasnej moralności, dlatego też, nawet podczas „monologów nieświadomości”, stara się prezentować wszystko tak, by nie musiała sobie zbyt wiele zarzucać.

Podobnie jak towarzyszki zwykła wypowiadać się o rzeczywistości w sposób autorytatywny; te mądrości życiowe ograniczają się jednak do utartych sloganów, podkreślają ograniczony charakter jej mentalności. Odnosi się wrażenie, że „prezydentki” starają się sankcjonować w ten sposób władzę, którą bez wątpienia sobie przypisują. Niestety nadmierne korzystanie z frazesów sprawia, iż bohaterki zostają odarte z tożsamości; ich wypowiedzi to zlepek komunałów, który razi bezrefleksyjnością.

Sylwetki kobiet mają jednak wyraźnie indywidualne rysy. W odróżnieniu od Erny, Greta nie wydaje się być stróżem moralności. Jej zachowania i odczucia w dużej mierze determinowane są sferą libidalną. W myśleniu cechuje się prostotą, ale raczej tą kojarzoną bardziej z prymitywnością niż skromnością; momentami bywa wulgarna, co razi zwłaszcza Ernę.

Najbardziej skomplikowana i niejednoznaczna wydaje się być osobowość Mariedl. Postać, w którą wciela się Ewa Skibińska, ma w sobie coś autystycznego, w jednej chwili potrafi z zupełnego opanowania przejść w nastrój agresji, dyktowanej lękiem. Jest przy tym bardzo religijna, jej religijność ociera się o dewotyzm.

O swoim „brudnym” fachu opowiada z dumą, pewnym uniesieniem; podkreśla przede wszystkim fakt, iż jest specjalistką w dziedzinie, którą się zajmuje i przez to czuje się osobą docenioną i potrzebną. Wydaje się wręcz podnosić swoją pracę do rangi sacrum. Podobnie jak pozostałe bohaterki usilnie stara się wmówić sobie to, co bez wątpienia chciałaby usłyszeć i jednocześnie stłumić tego, czego za wszelką cenę stara się nie dopuścić do głosu. Trudno bowiem mniemać, iż egzystencja którejkolwiek z kobiet jest istnieniem pełnym i wartościowym.

Taką wymowę podkreśla jedna z ostatnich scen – uśmiercenie Mariedl. To jej przypadła niewdzięczna funkcja wysłowienia czegoś, od czego atmosfera stawała się coraz gęstsza.

Wypita Mariedl ostatecznie powołuje do życia „demony” drzemiące w psychice Erny i Grety, odsłania bolesną prawdę, którą kobiety zepchnęły w podświadomość.

„Prezydentki” to widowisko, poruszające problematykę, której samo poruszenie wydaje się budzić wrogość. Ukazuje naruszenie sztywnej, drobnomieszczańskiej konstrukcji, na której opierają się realia bohaterek, wskazuje na konsekwencje mentalnego przewrotu, na który psychika kobiet najwyraźniej nie jest gotowa.

Obok ironii, uwypuklonej między innymi poprzez nawiązanie do Almodovara oraz muzycznego motywu z jego filmu (Luz Casal), mocnym atutem przedstawienia Lupy są wyraźnie przemyślane i dopracowane kreacje aktorskie. Zarówno Ewa Skibińska, Halina Rasiakówna, jak i Bożena Baranowska, zachwycają nową jakością swojego kunsztu. Jeśli więc nie ze względu na tematykę, to z pewnością z uwagi na obsadę winniśmy udać się na spektakl.

Dobrosława Marszałkowska
Dziennik Teatralny Wrocław
11 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...