Przejmujące misterium

"Zwiastowanie" - reż: Lembit Peterson - Teatr Polski w Warszawie

To bardzo piękne, mądre, wypełnione duchowym bogactwem przedstawienie, choć niepozbawione potknięć artystycznych. Wystawione w jakże odpowiednim dla niego czasie, w okresie Wielkiego Postu. Przewiduję jednak, że "Zwiastowanie" Paula Claudela w Teatrze Polskim będzie narażone na zdyskredytowanie w mediach i ośmieszenie. A wszystko z powodu głęboko religijnej tematyki, którą podejmuje i do której estoński reżyser Lembit Peterson podszedł nie z kpiną, nie polemicznie, lecz z powagą, zachowując wierność tekstowi, i poprzez ten spektakl dał także świadectwo swojej wiary.

"Zwiastowanie" jest odważnym wyzwaniem rzuconym dzisiejszej Europie próbującej oderwać się od korzeni chrześcijańskich i w miejsce Dekalogu sformułować nowy, marksistowsko-libertyński porządek rzeczy jako fundament tzw. nowoczesnej cywilizacji, której zadaniem jest stworzenie "nowoczesnego" człowieka. A więc wolnego od "przesądów" religijnych (bo tak przez "nowoczesnych" postrzegana jest wiara w Boga), tolerancyjnego, zindywidualizowanego, negującego istnienie prawdy obiektywnej, wolnego od wszystkiego i do wszystkiego, wyznającego relatywizm moralny, etyczny, wypreparowanego z istoty człowieczeństwa, czyli sumienia, nieszanującego życia (aborcja, eutanazja), akceptującego rozmaite dewiacje seksualne, otwartego na eksperymenty z własną płcią itd., itd.

Owi "inżynierowie" przeformułowujący przestrzeń kulturową - i co za tym idzie - naszą cywilizację zbudowaną na fundamencie chrześcijańskim, jako narzędzi do budowy swojej chorej wizji nowego świata używają sztuki, kultury, nauki. Toteż kiedy czytamy książki czy gdy oglądamy filmy, wystawy współczesnej sztuki wizualnej, przedstawienia teatralne, odnosimy wrażenie, jakby wszystko to było zrealizowane przez jedną i tę samą osobę. Wszędzie człowiek jest uprzedmiotowiony, odarty z godności osoby ludzkiej, jego życie duchowe jest w zaniku, rodzinę pokazuje się wyłącznie w kontekście negatywnym, małżeństwo zostało zastąpione przez związki partnerskie, najchętniej tej samej płci, tłumy homoseksualistów, transwestytów, transseksualistów i różnych przerobionych na panów pań i odwrotnie - przewalają się przez sceny, ekrany, stronice książek. Że nie wspomnę już, co wtłacza się w głowy studentom na uczelniach czy dzieciom w szkołach podstawowych, a nawet przedszkolach. Tak owi "inżynierowie" próbują zawładnąć duszami ludzkimi, stworzyć nowego, "nowoczesnego" człowieka.

Nawrócenie w katedrze

W tym kontekście "Zwiastowanie" stanowi niemal wojnę wypowiedzianą owym "inżynierom" pragnącym zdławić w człowieku świadomość bycia dzieckiem Bożym. Przedstawienie łączy w sobie kilka duchowych przestrzeni, które wzajemnie się przenikają. Pierwsza, bez której nie byłoby tekstu, należy do autora dramatu, Paula Claudela. W "Zwiastowaniu" autor daje wyraz swojemu głębokiemu katolicyzmowi. Claudel to piękny przykład nawrócenia. Gdy miał osiemnaście lat, w Boże Narodzenie wstąpił do katedry Notre Dame w Paryżu, ale nie z potrzeby ducha, lecz dla inspiracji pisarskiej "dekadenckich gryzmołów", jak wyznał w autobiografii. "Uwierzyłem z taką mocą przekonania, z takim porywem całego jestestwa, z przeświadczeniem tak dogłębnym, z taką oczywistością niedopuszczającą cienia wątpliwości". Odtąd cała jego twórczość przeniknięta jest duchem chrześcijańskim i stanowi afirmację wiary katolickiej. Sztuki dramatyczne Claudela stały się - jak ktoś pięknie określił - wyrazem duszy katolika głoszącej tajemnice wiary. I tak właśnie jest w "Zwiastowaniu".

Drugą duchową przestrzenią spektaklu jest temat i bohaterowie sztuki zaświadczający o relacjach człowieka z Bogiem. Trzecią zaś przestrzeń duchową tworzy sam reżyser, Lembit Peterson. Podobnie jak Claudel, nawrócony katolik. O swoim zetknięciu się z dramatem Claudela tak mówi: "Kiedy przyjąłem katolicyzm, z zapałem poszukiwałem literatury związanej z moimi nowymi przekonaniami, dzieł autorów chrześcijańskich i przede wszystkim katolickich, inspirowanych, podobnie jak ja, naukami apostołów".

Kolejną rzeczywistość duchową wnoszą niektórzy aktorzy, głównie Halina Łabonarska. Całość przedstawienia jest splotem tych wszystkich duchowych światów, które harmonijnie się łączą, uzupełniają i przenikają wzajemnie, tworząc niezwykle bogaty i wzruszająco piękny świat wewnętrzny spektaklu. To ewenement w dzisiejszym teatrze. Lembit Peterson podszedł do tekstu z wielkim szacunkiem, zrozumieniem istoty przesłania utworu i, co najważniejsze, odnalazł w mistycznym klimacie "Zwiastowania" napisanego 100 lat temu własny świat wewnętrzny. Ta identyfikacja reżysera z utworem Claudela pokazuje, jak silna może być więź między twórcami żyjącymi w różnych epokach, krajach, kulturze pod warunkiem, że fundament, na którym budują swoje dzieła, jest ten sam.

Opowieść o wierze

Spektakl zrealizowany został w konwencji realistycznej, czyli "normalnie", bez eksperymentowania. Cała podskórna warstwa symboliczna tekstu pokazana jest w przedstawieniu przez relacje między postaciami, znakomitą scenografię i bardzo trafnie dobraną, piękną muzykę. Główny akcent spoczywa tu na przekazie słownym, jak niegdyś w legendarnym Teatrze Rapsodycznym Mieczysława Kotlarczyka.

Akcja toczy się na francuskiej wsi w XV wieku. Ojciec rodziny Anne Vercors (Jerzy Schejbal) wyrusza samotnie na pielgrzymkę do Jerozolimy. Zakładając, że może nie wrócić, powierza opiekę nad domostwem Jakubowi (Tomasz Błasiak), któremu pragnie oddać za żonę swą starszą córkę Wiolenę (Lidia Sadowa). Jakub, przejmując dorobek całego życia swego teścia, jest odtąd głową rodziny, której losy nieoczekiwanie potoczą się dramatycznie. Młodsza córka Vercorsów Mara (Marta Kurzak), siostra Wioleny, także jest zakochana w Jakubie i nie dopuści do małżeństwa z Wioleną. To ona, Mara, będzie żoną Jakuba, co nie pozostanie bez konsekwencji dla całej rodziny. A Wiolena odpowie na powołanie Boga.

"Zwiastowanie" jest poetycką opowieścią o istocie wiary. Bohaterowie pozostają w bliskich relacjach z Bogiem, starają się odczytać Jego wolę i ją realizować. Wypełniają swoje powołanie, choćby nawet trzeba było zrezygnować z własnych planów. Narracja toczy się niespiesznie, zdarzeń sytuacyjnych jest niewiele, aktorzy mówią swoje kwestie, nierzadko pauzując, by utrzymać klimat, który jest tu budowany od pierwszej po ostatnią scenę. Każda postać ma własną osobowość nakreśloną przez autora tekstu. Ale na to nakładają się jeszcze osobowość aktorska i odwołania do postaci biblijnych oraz bohaterów funkcjonujących w literaturze światowej. Tak jest w przypadku Mary granej przez Martę Kurzak wyraziście, mocno. Między siostrami, Marą i Wioleną, istnieje opozycja, tak jak między biblijnym Kainem (Mara) i Ablem (Wiolena) czy jak u Słowackiego między Balladyną (brunetka Mara) i Aliną (blondynka Wiolena), a nawet można tu przywołać agresywną w zachowaniu szekspirowską Kasię z komedii "Poskromienie złośnicy". Mara Marty Kurzak ma w sobie coś z każdej z tych postaci. Jest przeciwieństwem Wioleny, uosabia żywioł życia. Wie, że jest Bóg, ale buntuje się przeciwko Niemu, nie chce Go słuchać, jest harda, egoistyczna, chwilami sprawia wrażenie, jakby przemawiał przez nią diabeł. Szkoda, że ta niezwykle utalentowana, młoda aktorka prowadzi Marę niemal na jednej tonacji. I to bardzo agresywnej. Owszem, ma motywację, bo jej Mara jest zbudowana na kontrze wobec Wioleny. Ale żeby postać zyskała wiarygodność u widza, nie może wszystkich kwestii wypowiadać na jednotonalnej wysokiej agresji. Tu konieczna jest ingerencja reżysera.

Natomiast Wiolena w wykonaniu Lidii Sadowej, postać z założenia mistyczna, niestety, nie przebija się ze swoim duchowym wnętrzem. Owszem, jest wyciszona, pokornie przyjmująca swoje powołanie, chwilami nawet wywołuje u widza współczucie, ale nie unosi się ponad realia. Jakub grany przez Tomasza Błasiaka przychodzi jakby z kontrastowo innej rzeczywistości. Myślę, że to za duży kontrast. Jerzy Schejbal w roli ojca rodziny jest postacią wprowadzającą do spektaklu nieco lżejszy ton, ma poczucie humoru, jest troskliwym opiekunem rodziny i kochającym mężem. Anne Jerzego Schejbala budzi u widza zaufanie. Brakuje mi tu jednak zapatrzenia w głąb siebie. Ale scena, w której trzyma na rękach umierającą córkę Wiolenę, to jedna z najpiękniejszych w spektaklu. Widać tu wyraźne odwołanie do Króla Leara opłakującego śmierć córki.

Wielka rola

Jego żonę i matkę Mary oraz Wioleny gra Halina Łabonarska. To najlepsza rola w przedstawieniu. Nieporównywalna. Wybitna aktorka wnosi do spektaklu oprócz wielkiej klasy aktorstwa artystycznego także własną przestrzeń duchową. Kiedy przeczuwając, że wkrótce umrze, w scenie pożegnalnej siedzi samotnie na ławce i mówi: "Cierpienie własne jest niczym, ale to, co się zadało innym, przeszkadza...", jej twarz wyraża głębokie zatopienie się w zupełnie innym wymiarze. A padające na twarz artystki światło dodaje granej przez nią postaci klimatu mistycznego. Myślę, że osobiste doświadczenie wiary Haliny Łabonarskiej ma tutaj wielkie znaczenie. Zwłaszcza kiedy wypowiada kwestie odnoszące się do Boga, gdy nie chce zgodzić się, aby mąż opuścił rodzinę i udał się na pielgrzymkę, mówi: "Jeruzalem jest tak daleko, ale Bóg w Tabernakulum jest przecież tutaj, z nami". Wypowiada te słowa w sposób naturalny, a zarazem tak przekonująco, jakby wręcz widziała, że Bóg jest blisko, tuż przy nich obojgu. Ten klimat nadprzyrodzoności jawi się jakby przy okazji, dyskretnie, nie nachalnie, a jakże wyraziście zapada w pamięć widza. Wielkie aktorstwo Haliny Łabonarskiej można zobaczyć w każdej granej przez nią scenie. Nie tylko tam, gdzie tekst podpowiada religijne uniesienie, gdzie mistyka wybija się na pierwszy plan, ale i tam, gdzie toczy się normalne, codzienne życie rodzinne, jak w początkowej części przedstawienia, gdzie prowadzi rozmowę z mężem, prasując bieliznę. Czyni to tak naturalnie, że widz czuje się, jakby podpatrywał dzień powszedni w jakiejś rodzinie.

To ważne i piękne przedstawienie traci niestety na rozciągłości niektórych scen. Konieczne są skróty, zwłaszcza tam, gdzie są długie, niepotrzebne pauzy, gdzie sceny są "przegadane". Mimo uwag przedstawienie to niesie wielkie, uniwersalne wartości, które dziś są brutalnie zwalczane.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik online
5 marca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...