Przemilczenia – cisza, która zapada w krew

Przemilczenia – Joanna Marcinkowska – Wydawnictwo Ridero, 2023

Dzień i noc, krzyk i cisza, uczucie i samotność. Nieodzowne elementy, które cały czas mieszają się, przeciągają, przytłaczają. Czy oddech musi kojarzyć się ze strachem i bólem? Dlaczego chwile szumnie zwane szczęściem rodzą obawy, czy to nie jakaś fatamorgana? Na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi w najnowszym tomie poetyckim Joanny Marcinkowskiej "Przemilczenia" (Ridero, 2023), a przynajmniej nie wprost.

Znajdziemy za to wiele odwołań do lęku, który wydaje się być niejako motorem napędowym całej egzystencji i całego omawianego tutaj tomu. Dobrym tego przykładem jest wiersz o jakże prostym, niemal lapidarnym tytule "Lęk". Mówi on wprost o podskórnym strachu "piszę w myślach /długie listy do ciebie /o pozornym spokoju/ tkanek łącznych...".

W wielu przypadkach te wiersze uwierają. Mamy tu dużo krwi, śliny i języków. Marcinkowska traktuje te określenia jak coś naturalnego i stałego. W wielu miejscach odnajdujemy tutaj elementy śmierci, czyli jednego z największych ludzkich strachów. A także światło. Jednak w tym nieoczywistym znaczeniu, niekoniecznie dającym jakiekolwiek skrawki pozytywnego myślenia. Ciekawie pokazuje to wiersz "Bez tchu": "...światło zbiera się w oczach /wydłubujemy je nocą / bezwiednie".

Oczywistym elementem słowa pisanego są emocje i uczucia. W "Przemilczeniach" też tak jest, szczególnie w pierwszej części. Na szczęście nie jest to sprowadzone do poziomu absolutnie banalnego. Niestety możemy zaobserwować sporą ilość wszelkiego zalewu literatury sprowadzonej do banalnego poruszania tematów o miłości, rozstaniu i innych trudach egzystencji. Z drugiej strony zdarzają się utwory wręcz zbyt skomplikowane, rozbudowane na wyrost, niezrozumiałe lub zrozumiałe dla zbyt wąskiego grona. I tyczy się to zarówno poezji jak i prozy. Na szczęście jest jeszcze trzecia droga, gdzie można znaleźć wiersze takie jak u Marcinkowskiej - mówiące o prostych sprawach w sposób zaskakujący rzekłbym - "brudny" ale w tym pozytywnym znaczeniu. Już pierwszy wiersz "Chrust" wprowadza czytelnika w nastrój niepokoju i niepewności " każdy wieczór i poranek /ulepiony z bólu serca/utkany z krwi z nosa ..." i ta puenta zwalajaca z nóg "... przez zaciśnięte zęby /pluję czarnymi chmurami". O nadzieję tutaj ciężko, a przecież mówimy o jednym z najmocniejszych uczuć i emocji z jakimi boryka się człowiek. Marcinkowska świadomie łączy nieco prozaiczne, a już zdecydowanie mocno wyeksploatowane wątki emocjonalne i miesza je z elementami "mocnokrwistymi". Taki zabieg uwidoczniony jest między innymi w wierszu "Bezsenność". "... w oddali widać błyski /strużka krwi z nosa /kapie na nagie ciało". Autorka właśnie takimi połączeniami doskonale oddaje wspomniany wcześniej nastrój.

Na szczęście, jeśli można tak to nazwać, pojawią się tutaj również utwory lżejszego kalibru. Ale czy można tutaj mówić o jakiejś nadziei? Myślę, że prędzej o swoistej melancholii i tkwieniu w prawie niezmiennym punkcie. Świetnie oddaje taki stan rzeczy wiersz "Czułość", w którym wydaje się, że już wszystko toczy się w zamierzonym kierunku a jednak "...chodź ze mną tam /skąd nie wrócimy nigdy/ asfalt opryskany krwią/ słowa wędrują do gwiazd..". To tylko jeden z przykładowych wierszy, które mówią o tym naturalnym związku podszytym jednak ciągłą niepewnością i zadrą. Doskonale oddają ten klimat tytułowe "Przemilczenia" "jeśli dziś łykam światło/ ciągle zapominam / że jutra może nie być.../w jednej dłoni trzymam /kubek z kawą /w drugiej twoje serce". Znajdziemy tutaj także zupełnie podstawowe potrzeby jakim jest chociażby bliskość w codziennych relacjach. Tylko, że może ona sprowadzać się do swoistego szaleństwa, jak w wierszu "Płatki śniegu" "...oswojeni z wiatrem /rozmawiamy z psami i drzewami / nic już nie mów / przyjdź / chcę się tylko przytulić".

U Joanny Marcinkowskiej nieodzownym elementem jest miasto i przestrzeń. To miejsce w którym można przebywać ale niekoniecznie żyć. Ciekawie ten klimat oddaje wiersz o znamiennym i jakże prostym tytule "Plaża" w którym autorka pisze "jest mi niedobrze /od płyt chodnikowych /i kilku stuleci /wyczerpuje mnie /nadmiar świateł /i informacji...". Jest to przestrzeń przytłaczająca. Co ciekawe nie tylko tu i teraz ale odwołująca się także do wielu stuleci wstecz. Czyżby tylko naturalne środowisko było ratunkiem od tej nieznośnej sytuacji? Miasto w wierszach Marcinkowskiej męczy, mimo że prawdopodobnie jest miejscem zamieszkiwania i głównego przebywania bohaterów którzy pojawiają się na kolejnych stronach tego tomu. Dobrze uwidocznione jest to w wierszu "Tułaczka" "...ekstremalne zmęczenie /naznaczenie czasem /miasto rozpuszcza się w ustach /podsłuchuję sny /czytam twoje milczenie...". Tym razem cisza, która wydaje się być wybawieniem od tego nieznośnego przytłoczenia betonem.

Ciekawym zabiegiem jest tryptyk zamieszczony na końcu "Przemilczeń. Jest to właśnie ten element nadziei, której tak brakuje w pozostałej części tomu. Albo inaczej - która tak bardzo miesza się z krwią i strachem i jak gdyby niknie przy całości. Ale żeby była jasność - to zdecydowanie zaleta tego tomu. 'tutaj /każdy kamień ma swoje miejsce /słońce wschodzi i zachodzi /codziennie tak samo" z wiersza "Ostoja" to właśnie ta stała, której tak brakuje w pogoni po betonowym mieście. Mimo, że odnosi się do miasta. Ale tego jedynego i wyjątkowego, które żadne inne już nie zastąpi.

"Przemilczenia" to drugi tom Joanny Marcinkowskiej. Jest utrzymany w podobnym klimacie jak poprzedni ale dotyka jak gdyby głębiej. Pod otoczką nieco podobnych tematów kryje się jakby więcej. Widać że coś się zmieniło, coś rozwinęło, coś zniknęło. Ale żeby dowiedzieć się co konkretnie - trzeba przeczytać. Ja jak najbardziej polecam ten nowy tom.

 

Bartosz Konopnicki
Dziennik Teatralny Kraków
27 maja 2023
Książki
Przemilczenia

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...