Przepraszam, czy idzie pan na protest?

"Przedwiośnie" - reż. Natalia Korczakowska - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Dużo seksu, dużo krzyku, dużo polityki - tak najkrócej można podsumować adaptację "Przedwiośnia" w reżyserii Natalii Korczakowskiej na deskach gdańskiego Teatru Wybrzeże.

Oczom zdumionego widza ukazuje się zwisający z sufitu "kawałek ziemi" porośnięty bujną trawą i wszelaką roślinnością. Z tej groteskowej makiety wiejskiego krajobrazu wyłania się nagle szczupła i blada postać młodzieńca, gołego jak niemowlę. Człowiek ten jak gdyby nigdy nic opuszcza się w dół po linie i już po chwili staje przed nami dumnie niczym archetypiczny Adam. Otóż i Cezary Baryka, główny bohater opowieści.

Świat do góry nogami

Śledzimy pokrętne losy chłopca wychowanego w dalekim mieście Baku (dzisiejszy Azerbejdżan), w domu, w którym matka starannie dba o zachowanie polskiej tradycji. Przypomina nam o tym wystrój "wnętrza": w centralnej części sceny spoczywa na wpół zdezelowane pudło rezonansowe od fortepianu, w głębi zaś wisi końskie siodło. Te atrybuty polskiego szlachectwa wymownie kreślą obraz wartości, którymi kieruje się pani Baryka - patriotka i typowa Matka Polka, która dla ukochanego syna dałaby się pokroić. A jest to perspektywa nie tak znów odległa, jako że czasy mamy niebezpieczne: rewolucyjny wrzask odzywa się coraz śmielej w całej Rosji i zaczyna docierać do słonecznego miasta nad Morzem Kaspijskim.

Młody i beztroski Cezary, początkowo idealistycznie nastawiony do haseł o równości i braterstwie, szybko traci złudzenia. Po śmierci obojga rodziców w wojennej zawierusze i przyjeździe do ojczystej Polski jest już innym człowiekiem: wciąż młodym, lecz już odrobinkę cynicznym. Temu cynizmowi daje wyraz, bawiąc wraz z przyjacielem w jego wiejskiej posiadłości, gdzie uwodzi kilka miejscowych piękności. Flirtom i zalotom (nie zawsze platonicznym) nie ma końca, jednak błahe z pozoru romanse kończą się tragedią. Pod koniec pierwszego aktu Cezary, stawiwszy czoła dwóm wielkim katastrofom - wojnie i miłości, nareszcie dorasta, staje się mężczyzną dojrzałym.

Jest rok 2015...

To tyle Żeromskiego. Akt drugi od powieściowego pierwowzoru odbiega dalej niż wydawałoby się to możliwe. Z sielskiej Nawłoci zostajemy nagle przeniesieni do Polski 2015 roku z wszystkimi jej bolączkami, znanymi nam dobrze zarówno z telewizyjnych "Wiadomości", jak i z codziennych doświadczeń.

"Przepraszam, czy idzie pan na protest?" - pyta Cezary Baryka, biegając z mikrofonem po ulicy i zaczepiając przechodniów. Młoda kobieta po studiach skarży się na brak pracy, ktoś inny przypomina o tajnych więzieniach CIA, z kolei bogaty biznesmen bezczelnie chwali się swoimi dochodami. Wszystko wrzucone do jednego worka. I to właśnie wydaje się najsłabszą stroną przedstawienia: za dużo w nim wątków, znaków zapytania, nie pasujących do siebie elementów posklejanych byle jak. Wygląda to tak, jak gdyby twórcy chcieli w niespełna trzygodzinnym spektaklu zawrzeć całą prawdę o Polsce współczesnej i w ogóle XX - wiecznej, do tego dodać co nieco o rewolucji bolszewickiej, a na koniec wpleść w to wszystko życiorys pewnego młokosa, obszernie opowiadając o jego perypetiach sercowych i bolesnym dorastaniu.

Nachalne obrazy golizny i seksu bynajmniej nie przyczyniają się do pogłębienia prezentowanych treści. W efekcie otrzymujemy chaotyczny kolaż: postaci, wątki, wydarzenia skaczą nam przed oczami jak kolorowe plamy. Trudno znaleźć w tym jakąś przewodnią myśl, którą zabierze się ze sobą do domu i do której będzie można powrócić, kiedy zgasną już sceniczne światła.

Momenty były!

Znalazły się jednak i mocne strony. Do takich na pewno należy scenografia i kostiumy. Bardzo ciekawy, niesztampowy wystrój, jednocześnie dobrze oddający klimat międzywojennej Polski. W części akcji rozgrywającej się w Nawłoci wspomniane już rekwizyty - fortepian i siodło - uzupełnione zostają o zawieszoną wokół sceny migotliwą, białą zasłonę, zza której jak duchy wyłaniają się kolejne osoby.

Kilka epizodów również zasłużyło na uwagę: bardzo zabawnie zaprezentował się Maciej Konopiński w roli krnąbrnego urzędnika, który podśpiewując arię "Kuda, kuda vy udalilis?" z "Eugeniusza Oniegina", zamyka się w ogromnej torbie podróżnej. Dobrze wypadł także wątek na wpół szalonej Wandy (Justyna Bartoszewicz) z zapałem preparującej fortepian i wyrażającej w niepokojących, dysonansowych brzmieniach swoje pogmatwane uczucia. Piotr Biedroń w roli Baryki grał poprawnie, choć bez fajerwerków. Najlepsze sceny z jego udziałem to poruszające rozmowy z ojcem (Cezary Rybiński), między innymi o słynnych "szklanych domach".

"Przedwiośnie" Żeromskiego może wydawać się wymarzonym materiałem na spektakl na wskroś współczesny i polityczny. Jednak realizacja takiej teatralnej epopei jest zadaniem ambitnym i trudnym, a zbyt wielka liczba uruchomionych wątków może prowadzić na manowce. Stara prawda: "nie ciągnij kilku srok za ogon" sprawdziła się i tym razem.

Aleksandra Andrearczyk
http://kulturaonline.pl
4 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...