Przez finał Wimbledonu poza teatr
There's somebody I'm longing to see / I hope that he turns out to be / Someone who'll watch over me. W wyreżyserowanym przez Łukasza Kosa w Teatrze Konsekwentnym spektaklu, słowa melancholijnej piosenki Elli Fitzgerald nabierają sensu pełnego i ostatecznego - stają się wyrazem potrzeby bliskości, która w dokładnym, laboratoryjnym studium męskich emocji, przeprowadzonym w "Someone who'll watch over me" okazuje się potrzebą najważniejszą - choć trudno może się do tego przyznać.Anglik (Wojciech Solarz), Irlandczyk (Adam Sajnuk) i Amerykanin (Wojciech Błach) siedzą we trójkę w ciemnej, klaustrofobicznej celi. Bez kontaktu ze światem, w zupełnym odosobnieniu, są skazani na siebie i na łaskę, przetrzymujących ich w nieskończoność oprawców. W pewnym sensie oprawcy są lepsi - nic o nich nie wiadomo, w panoptycznej strukturze więzienia pozostają anonimowi. Tymczasem trzech mężczyzn, libańskich zakładników, po jakimś czasie zaczyna wiedzieć o sobie bardzo dużo, może nawet za dużo - więzienie we własnym towarzystwie bywa równie trudne do zniesienia, jak fakt uwięzienia sam w sobie. Pełna izolacja pozwala na "więzienne", wypreparowanie relacji między trojgiem obcych sobie ludzi, na prześledzenie kolejnych jej etapów. Widzimy więc początkowe próby ustalenia hierarchii - w oparciu o siłę, heteroseksualną normą i inne "męskie" sprawy, mężczyźni próbują - nieświadomie, na prawach natury - stworzyć zestaw, obowiązujących reguł, wykreować warunki do życia. Nieco później rodzi się, już świadoma, potrzeba utworzenia warunków do wspólnego przeżycia - próby hierarchizowania relacji zostają zastąpione jej sukcesywnym pogłębianiem, tym razem na kanwie wspomnień, wspólnych emocji, w oparciu o dzielenie się sobą, a nie narzucanie siebie. Nie znaczy to oczywiście, że pogodzenie się z koniecznością wspólnego trwania zniweluje konflikty - Anglik i Irlandczyk będą nadal wściekle kłócić się o historię, broniąc twardo swojej narodowej tożsamości, choć spór dotyczy przecież wydarzeń sprzed dziesiątków lat (swoją drogą, nietrudno sobie chyba wyobrazić, że w podobnej sytuacji Polak zacząłby oskarżać Niemca o II wojnę światową?). W celi o powierzchni paru metrów kwadratowych trudno o prywatność - ale w takich sporach można znaleźć namiastkę własnej odrębności i intymności, można próbować znaleźć przestrzeń, gdzie nikt nie będzie negował uświęconych prawd (bo w końcu wygraliśmy pod Grunwaldem, prawda?). Bądź, co bądź, wszystko skupia się wokół mozolnego, trudnego kreowania wspólnego świata, w którym jakoś trzeba przeżyć. Mężczyźni odreagowują ten przymus czasem poprzez kłótnie, a czasem przeciwnie - poprzez ucieczkę we wspólne wyobrażanie rzeczywistości. Odgrywają wyimaginowany finał Wimbledonu, zapraszają się na wyimaginowanego drinka, podarowują sobie wyimaginowane prezenty itd. Dziecięca magia stwarzania świata, przysłania i pomaga przetrwać dramat bezczynności, oderwania od świata, frustracji, samobójczych myśli. Spektakl jest kameralny, prosty, pusty, klaustrofobiczny. I bardzo długi. Na tyle długi, że widz zaczyna przejmować kategorie postaci dramatu, zaczyna myśleć tymi samymi torami. W pewnych momentach sami zaczynamy czuć się, jak zakładnicy (bo przecież na scenie tego teatru, utrzymanego w skrajnie ascetycznej formie, nic się de facto nie "dzieje"), tyle że teatralni - to jednak automatycznie powoduje, że razem z trójką bohaterów dramatu Franka McGuinessa "uciekamy" w proponowany świat alternatywny, w świat wyobrażony. Oni opuszczają na chwilę swoje więzienie, a my - teatr. Uzyskanie tej paraleli wydaje mi się najcenniejszym efektem realizacji "Someone who'll watch over me", która niezależnie od tego pozostaje spektaklem, w swojej prostocie i spokoju, świetnym. Prostocie i spokoju, które skrywają jednocześnie namacalną klaustrofobię, które potrafią przerodzić się w paranoiczny lęk przed osamotnieniem, które niosą ze sobą podskórne zagrożenie istoty człowieka - współistnienia. I choć stwierdzenie o potrzebie bliskości jest pewnie cokolwiek oczywiste, to jednak ciepło spektaklu Kosa jest budujące - pozwala, dla własnego spokoju, utwierdzić się w oczywistości tego stwierdzenia. Teatr Konsekwentny w Warszawie Frank McGuinness "Someone who'll watch over me" reżyseria: Łukasz Kos scenografia: Sylwia Kochaniec Obsada: Wojciech Błach, Adam Sajnuk, Wojciech Solarz Premiera: 13.04.2007r.