Przez wojnę nie śpię spokojnie

rozmowa z Aleksandrą Popławską

Podczas tegorocznego Festiwalu Dramaturgii Współczesnej zagrała w dwóch przedstawieniach, w jednym rozśmieszając publiczność, w drugim boleśnie ją wzruszając. Aleksandra Popławska opowiada o przygotowaniach do roli w "Zbombardowanych" i o tym, co w teatrze jest najważniejsze.

Małgorzata Bryl: W „Zbombardowanych” w reżyserii Marka Kality gra pani postać Kate – dziewczyny wrażliwej wplątanej w piekło wojny. Zmagania ze złem w kontekście jej wręcz dziecięcej infantylności są czymś niezwykle dojmującym. Musi walczyć o życie, bo jest wojna, ale walkę też toczy w środku sama ze sobą, z własnym ograniczeniem. Z jakich źródeł czerpała pani inspiracje do stworzenia tej postaci?  

Aleksandra Popławska:
Od bardzo długiego czasu interesuję się tematyką wojny i bardzo mnie ten temat porusza. Nie mogę przez to spać spokojnie. A jeśli chodzi o teatr również fascynują mnie takie role, które poruszają rzeczywistość wojenną. Szczególnie teraz, kiedy zostałam matką. Mam czteroletnie dziecko i wiem, co przeżyły kobiety, które przyjechały do Oświęcimia i zostały odłączone od swoich dzieci, bo dzieci szły od razu do gazu. Stawiam się w takich sytuacjach i wyobrażam sobie te emocje. Biorąc na warsztat „Zbombardowanych” Sarah Kane, musiałam sobie wyobrazić, co ona czuła wobec rzeczywistości tak jej wrogiej. Podczas gdy cały Świat milczał o wydarzeniach w Bośni i Hercegowinie, ona postanowiła napisać o tym dramat i przypłaciła to wkrótce życiem. To co wydarzyło się na zewnątrz było dla niej tak bolesne, że po napisaniu zaledwie czterech dramatów popełniła samobójstwo. Ponadto właściwie nie jest trudno zagrać tę rolę, gdy sobie człowiek wyobrazi, co czuje osoba niepełnosprawna w momencie, kiedy nastaje wojna. Wojna dla ludzi sprawnych jest nie do zniesienia, ale co czuje wtedy osoba niepełnosprawna...? Na codzień mam styczność z osobami niepełnosprawnymi - moja mama prowadzi teatr dla niepełnosprawnych. Czasem wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby tu i teraz wybuchła wojna i co by się stało z tymi chorymi osobami. Oczywiście staram się sobie to wyobrazić na potrzeby stworzenia Kate, ale tak naprawdę to jest nie do wyobrażenia.  

M.B: Na czym polegała praca z reżyserem podczas prób? Jak wyglądały przygotowywania do tego przedstawienia? 

A.P:
Marek Kalita też jest bardzo wrażliwy na takie tematy. Trzeba przyznać, że pozostawił nam wyjątkową wolność w kreowaniu postaci. W trakcie przygotowań czytaliśmy książkę Suljagicia „Pocztówki z grobu” opowiadającą o Bośni i Hercegowinie. Ta lektura wytworzyła w nas podobne emocje, więc można powiedzieć, że to przedstawienie powstało w ciszy i we wzajemnym zrozumieniu siebie i tego, co przed nami. 

M.B: Na tegorocznym festiwalu „Rzczywistość przedstawiona” zagrała pani w dwóch przedstawieniach: Grzegorza Jarzyny i Marka Kality. Świetnie sprawdza się pani w repertuarze współczesnym. A czy jest taka działka repertuarowa, w której abolutnie pani siebie nie widzi? 

A.P:
Przede wszystkim chciałabym mówić o rzeczach istotnych i to jest dla mnie priorytetowe w wyborze, czy idę tą drogą czy też nie. Istotą dla mnie jest temat, który niesie ze sobą rola. Nie interesują mnie kolorowe gazety. Istotne tematy to znaczy, co komu w głowie siedzi – wiadomo niezbadane są umysły ludzkie. Można do tego dojść poprzez Szekspira, ale również trzymając się Sarah Kane. Myślę jednak, że w głównej mierze wszystko zależy od reżysera, czy i jak z repertuaru klasycznego lub współczesnego będzie potrafił wyłuskać te kwestie istotne. To o nich chcę mówić. Może dlatego nie odnajduję się w farsie, która ma za zadanie tylko rozśmieszać widzów. 

M.B: Dziękuję pani za rozmowę. 

A.P:
Dziękuję.

Małgorzata Bryl-Sikorska
Dziennik Teatralny Katowice
24 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...