Przygodą kierują widzowie

rozmowa z Waldemarem Wolańskim

- Spektakle teatru lalek są równie ciekawe z przodu jak i z tyłu. Oglądanie całej technologii przedstawienia jest fascynujące. Niektórzy wolą to podglądanie niż normalny spektakl obejrzany z widown.

Teatr Arlekin pokaże na urodzinach "Gazety" sztukę "Skarb pirata Cynamona", którą napisał i wyreżyserował Waldemar Wolański. - To ewenement w mojej twórczości, rodzaj zabawy, sztuki interaktywnej - mówi autor. - Publiczność głosuje chorągiewkami, w którą stronę ma skręcić akcja 

Rozmowa z Waldemarem Wolańskim* 

Krzysztof Kowalewicz: Jak zmieniła się dziecięca publiczność, odkąd w 1980 roku ukończył Pan Wydział Lalkarski warszawskiej uczelni teatralnej? 

Waldemar Wolański: Paradoksalnie niewiele. Sposób magicznego postrzegania świata wciąż jest przynależny dzieciom. Dopiero stając się dorosłymi, zatracamy wiarę w czary i krasnoludki. Zmienił się tylko rodzaj bajkowego bohatera. Kiedyś dzieciaki fascynowały czarownice, a teraz są to kosmici i jakieś fantastyczne smoki. Nadal jednak gdy aktor z lalką pojawia się przed dzieckiem, to ono rozmawia z lalką. Dla malucha animator stojący obok nie istnieje. Starsze dziecko 12-, 15-letnie to najtrudniejszy widz. Ostatnimi laty mocniej popękały więzy rodzinne, społeczne. Młodzi ludzie rzuceni na głęboką wodę sami szukają wartości i ideałów. Przykucie ich uwagi jest nieporównywalnie trudniejsze niż kiedyś. Przed laty byli bardziej zdyscyplinowani, a nauczyciele mieli absolutny autorytet. W tej chwili młodych trzeba pomysłowo zafascynować. Mamy łatwiejsze zadanie, bo sposoby inscenizowania są efektowniejsze. Technika poszła do przodu. Oświetla się ładniej scenę, większą ilością reflektorów, aktorzy mają mikroporty, dysponujemy efektami akustycznymi, pirotechnicznymi. Przed laty w teatrze było to nie do pomyślenia. 

Czy generacja dzieci zafascynowanych internetem i animacjami nie traktuje teatru lalek jako czegoś archaicznego? 

- Nie. Przecież dzisiaj oglądając Davida Copperfielda, nikt nie uwierzy, że przecina kobietę na pół, ale wszyscy zachwycają się, jak to zrobił, że tego nie zauważyliśmy. Podobnie jest z lalkami. Starsze dzieci dobrze wiedzą, że gdzieś tam za tym wszystkim - czy nad - stoi człowiek, ale mimo to chętnie poddają się iluzji. Chcą wierzyć, że taka lalka żyje własnym życiem. Spektakle teatru lalek są równie ciekawe z przodu jak i z tyłu. Oglądanie całej technologii przedstawienia jest fascynujące. Niektórzy wolą to podglądanie niż normalny spektakl obejrzany z widowni. 

Mam rozumieć, że nowoczesna technika nie "popsuła" dzieciaków? 

- "Popsuła" ich wrażliwość. Dzieciom nie przeszkadza, że na scenie jest drewno, a nie aluminium, że do szycia strojów używamy prawdziwej skóry, a nie sztucznych tkanin. Telewizja dokonała największego spustoszenia u dzieci, przyzwyczajając je do krótkich, dynamicznie montowanych historyjek. Małym widzom trudno jest się skupić na dłuższej formie. Jeśli chcemy opowiedzieć historię, która się snuje w "nie telewizyjnym rytmie", to musimy włożyć w to sporo wysiłku, żeby wciągnąć małego widza w inny sposób opowiadania. 

A czy powinno się unowocześnić język, żeby aktor do młodego widza mówił bardziej cool? 

- Generalnie trzeba unowocześniać język, bo to żywy twór. Nie można przecież ze sceny mówić staropolską frazą. Z drugiej strony należy bardzo ostrożnie wprowadzać zmiany. Przecież stanowimy wzorzec językowy dla młodych. Nie można używać wulgaryzmów czy potocznego języka, który jest kaleki składniowo, gramatycznie. Jednym z kanonów naszego zawodu jest też ładne mówienie, nie tylko głośne i wyraźne. 

Mówiło się o tym, że teatr dla dzieci wróci do telewizji, ale nic z tego nie wyszło. 

- O publicznej misji posłannictwa telewizji i radia dyskutuje się głośno od dłuższego czasu. Co ciekawe, wszyscy - łącznie z kolejnymi nowymi władzami telewizji - zwracają uwagę na wagę posłannictwa. Telewizja publiczna proponuje program, którym chce konkurować z komercyjnymi stacjami, a przecież jej sens jest w misji publicznej. Nie powinna schlebiać popularnym, mało lotnym gustom widzów, tylko proponować sztukę wyższą. Środowisko lalkowe łącznie z ZASP-em i szkołami lalkowymi postulowało przywrócenie teatru lalkowego do telewizji. Spektakle dramatyczne dla dorosłych oraz dla dzieci i młodzieży też znikły z anteny. Śladowo próbuje się przywrócić teatr dla dorosłych w telewizji, ale odbieram to jedynie jako ruchy pozorne. 

"Skarb pirata Cynamona" to Pana autorski tekst. Lubi Pan pisać bajki? 

- Bardzo. Napisałem już ich kilkanaście. Część sztuk, które gramy w naszym teatrze, jest mojego autorstwa. Poza tym wystawiamy klasykę. "Skarb..." jest ewenementem w mojej twórczości. To rodzaj zabawy, sztuki interaktywnej. W kilku miejscach sztuki publiczność głosuje chorągiewkami, w którą stronę ma skręcić akcja. Jest to bardzo uciążliwe dla aktorów. Nie lubią grać tej sztuki, bo muszą być w ciągłej gotowości. 

Sprawdziło się to rozwiązanie? 

- Genialnie. To jest jeden z tytułów, na który mamy wyprzedane bilety na kilka miesięcy do przodu. "Skarb..." jest oryginalną propozycją. Nie odwołujemy się do żadnych wcześniejszych archetypów. Tym bardziej nas cieszy, że ludzie tak tłumnie przychodzą. Wiedzą, że czeka ich świetna zabawa. Tutaj nikt nie udaje, że ta sztuka wnosi jakieś wielkie przesłanie. Ma w podtytule dopisek "zabawa teatralna". Chcieliśmy pokazać, że w teatrze można się po prostu też dobrze bawić. 

* Waldemar Wolański jest dyrektor naczelnym i artystycznym Teatru Arlekin

Krzysztof Kowalewicz
Gazeta Wyborcza Łódź
8 maja 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...