Przypadek z uczonym i jabłkiem

"Wanna Archimedesa" - reż. Krzysztof Jaślar - Teatr Rampa w Warszawie

Teatr Rampa chyba jako pierwszy otworzył swoje drzwi dla znużonych wakacyjną posuchą teatromanów. Nowy sezon rozpoczął premierą rozśpiewanego spektaklu dla dzieci, i nie tylko, pt. „Wanna Archimedesa". Kto wynalazł dynamit? Komu jabłko spadło na głowę? Czym są chińskie cienie i co jest motorem wynalazków? Na te i wiele innych pytań śpiewająco odpowiada profesor Rozumny (Krzysztof Tyniec) wraz ze swoją asystentką (Dorota Łakomska).

„Wanna Archimedesa" jest produkcją Fundacji im. Ireny Kwiatkowskiej, działającej na rzecz twórczości dla dzieci. Być może dlatego przed właściwą częścią spektaklu widzowie obejrzeli fragment filmu z motywem bożonarodzeniowym, w którym pani Irena Kwiatkowska, już jako uśmiechnięta babcia siedząca w wygodnym fotelu, wyśpiewuje dzieciom magię świąt. Co prawda organizatorzy w słowie wstępu uzasadniali pojawienie się klimatu Bożego Narodzenia we wrześniu, jednak mnie to nie przekonało. Równie dobrze spektakl mógłby obejść się bez tej projekcji. Na szczęście później było już dużo lepiej.

Krzysztof Tyniec w roli profesora Rozumnego zaprasza dzieci zarówno mniejsze, jak i te większe do teatralnej nauki przez zabawę. Jedną z formuł spektaklu jest interakcja z najmłodszymi. Biorąc pod uwagę to, iż nie sposób przewidzieć, jak dziecko się zachowa, i co odpowie, mogłaby być zrozumiała mała niepewność w zachowaniu aktorów. Na szczęście nie w przypadku artystów z Rampy. Każdy z nich doskonale porozumiewał się z dziećmi. Szczególne brawa należą się Krzysztofowi Tyńcowi, który nie tylko z lekkością sprawiał, że dzieci wpatrzone były w to, co się dzieje na scenie jak zaczarowane, ale też ośmielone przez aktora, z zaciekawieniem podchodziły do rampy, a nawet prowadziły z artystami bardzo ciekawe dyskusje. Dodatkowo, aktorzy wychodzili wprost do publiczności, przechadzając się pomiędzy rzędami i przybijając dzieciom piątki. Przy okazji opowieści o Kolumbie wykonano piosenkę „Na pokładzie Santa Marii", którą razem ze wszystkimi zaśpiewał, siedzący na widowni Ryszard Rynkowski. Nie zabrakło też tańców i konkursów. Warto również zaznaczyć, że dzięki profesjonalnemu przygotowaniu spektakl nie zamienił się w jarmarczną zabawę.

Jedyne pytanie, na które profesorowi Rozumnemu nie udało się odpowiedzieć to, po co jest stonoga? Poza tym dzieci miały okazję dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy, dotyczących przede wszystkim najważniejszych na świecie wynalazków i odkryć, które zmieniły nasz świat. Jak powstała kolej parowa, czym jest prawo powszechnego ciążenia, co ma wspólnego huta wawelska z legendą o szewczyku Dratewce, czy można dogonić własny cień i wreszcie – czym tak naprawdę jest prawo Archimedesa i po co profesorowi Rozumnemu latająca wanna? Na wszystkie te pytania aktorzy odpowiadają w melodyjnych aranżacjach muzycznych skomponowanych przez Krystynę Kwiatkowską, siostrzenicę Ireny Kwiatkowskiej i założycielkę fundacji jej imienia. Bez wątpienia największym atutem „Wanny..." są piosenki – to one wyzwoliły w dzieciach radosną energię i spowodowały, że Rampa przemieniła się w małe laboratorium dźwięków i nutek, gdzie na świat przychodzą piosenki Krystyny Kwiatkowskiej.

Reżyserem, autorem scenariusza oraz tekstów piosenek „Wanny..." jest Krzysztof Jaślar, któremu z powodzeniem udało uniknąć się nudnego dydaktyzmu, otwierając przed dziećmi nowe, wspaniałe światy. Spektakl jest przemyślany, dobrze przygotowany i świetnie zagrany. Na uznanie zasługuje także scenografia Joanny Kuś. Po lewej stronie sceny znajduje się mała klasa, w której przebywają uczniowie profesora Rozumnego, po prawej laboratorium z intrygującymi wynalazkami. W spektaklu doskonale poradzono sobie ze scenicznym minimalizmem – tylko w razie potrzeby pojawiają się na niej ruchome elementy oraz niezbędne do odtworzenia historycznych wynalazków rekwizyty (wrażenie robi przede wszystkim wielki kocioł, z którego wydobywa się prawdziwa para). Przyczepić można się jedynie do niektórych portretów znajdujących się na scenie. Jeśli widzimy podobizny Marii Skłodowskiej-Curie, czy Mikołaja Kopernika, mamy prawo spodziewać się nawiązania do ich życia i odkryć. Tak się niestety nie stało. Rozumiem, że są to twarze bardziej rozpoznawalne, niż np. Nobla, czy Newtona, ale myślę, że oprawa scenograficzna mogłaby się doskonale obyć bez niczym nieuzasadnionej obecności postaci, o których nie było ani słowa. Jednak poza tym drobiazgiem, dekoracja naprawdę świetnie skomponowała się z całością.

Nie sposób zapomnieć o pozostałych aktorach występujących w „Wannie...". Klasa profesora Rozumnego może nie jest najliczniejsza (raptem czworo uczniów) za to niezwykle barwna. Mamy w niej: urwisowatego Repetenta (Robert Kwiatkowski), przykładną Prymuskę (Michalina Brudnowska), żywiołową Melepetę (Dorota Osińska) oraz wszędobylskiego Lizusa (Konrad Marszałek). Wraz z dziećmi starają się zrozumieć idee wielkich wynalazków i odkryć. Sami także biorą udział w wyśpiewywaniu poszczególnych wątków. Ich żywiołowość dodała spektaklowi dynamizmu i kolorów. Tempa nadawała również gra Doroty Jaremy, która wcielała się w różne role (była Ciotką Grawitacją oraz Czarownicą na rakiecie). Na uznanie zasługują jej przyciągające uwagę kostiumy, które wykonała Bożena Ślaga. Jarema ubrana w wielką kulę niemal płynie po scenie w rytm tanecznych piosenek. Nie wiem ile ma to wspólnego z grawitacją, ale na pewno robi wrażenie. Podobnie zresztą jak Dorota Łakomska, która świetnie odnalazła się w roli asystentki profesora Rozumnego.

Towarzysząca naukowcowi niemal bezustannie, była nie tylko śliczną oprawą jego eksperymentów, sama także świetnie radziła sobie z tłumaczeniem zawiłych idei i wynalazków. Nie przekonuje mnie tylko jej tytuł. Nie jestem przeciwna pewnej feminizacji, ale wszystko w graniach rozsądku. Dorota Łakomska zagrała magistrę Potakiewicz. Takiego słowa nie ma nawet w słowniku mojego edytora tekstowego. Myślę, że dla dzieci również było ono niezrozumiałe. Jednak nie mogło być inaczej, w końcu „Wanna..." stanowi pewne artystyczne uzupełnienie nowego elementarza, które dla najmłodszych uczniów przygotowało Ministerstwo Edukacji Narodowej...

W spektaklu nie spodobała mi się jeszcze jedna rzecz. Mimo że piszę o niej na końcu, uważam to za największe przewinienie twórców. W piosence „Nauka i przypadek" padają słowa, które zdecydowanie nie powinny znaleźć się w spektaklu dla dzieci. Nie są to co prawda przekleństwa, niemniej obelgi, bez których dzieci mogą się doskonale obejść. Dla rozjaśnienia, przytoczę fragment piosenki: „Bo gdyby owoc trafił na idiotę lub idiotkę, to miałby tylko z tego świat kompocik lub szarlotkę". Muszę przyznać, że sama poczułam się jak idiotka, bo nie wiem, czy gdyby mi jakiś owoc spadł na głowę, wymyśliłabym prawo powszechnego ciążenia... Naprawdę można było inaczej ułożyć te wersy, bez potrzeby używania „wyrazów". Piosenka nie straciłaby przez to na wartości, wręcz przeciwnie.

Poza przytoczonymi przeze mnie pewnymi niedociągnięciami, „Wanna Archimedesa" okazała się strzałem w dziesiątkę, obiecująco otwierającym nowy sezon teatralny w Rampie. To spektakl, na którym doskonale bawią się nie tylko dzieci, ale również dorośli. Znakomita muzyka, feeria kolorów (zapomniałam wspomnieć o bańkach mydlanych krążących po scenie i widowni) oraz solidna gra aktorska sprawiły, że warto wybrać się na prawą stronę Wisły, by samemu przekonać się, jak można zrobić dobry teatr dla najmłodszych. Gdybym miała dziecko, na pewno zabrałabym je do Rampy na „Wannę...". Ale samej również dobrze wrócić do słodkich czasów dzieciństwa, gdzie nie było problemów, a zabawa stanowiła jeden z najważniejszych elementów życia małego człowieka. Tym bardziej artystyczna zabawa na poziomie.

Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny Warszawa
25 września 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...