Psychopaci w scenach zbrodni

"Versus" - reż. Szymon Kaczmarek - Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

"Versus" Szymona Kaczmarka według Rodrigo Garcii stawia pytania o kondycję moralną współczesnego społeczeństwa. To pierwsze przedstawienie młodego reżysera realizowane dla Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.

Im dalej od premiery, tym chłodniej patrzy się na ten spektakl. I nagle okazuje się, że to przedstawienie nie mówi nam niczego nowego, a nawet jeśli miałoby powtarzać utarte frazesy, to nie robi tego na nową melodię. Szkoda, bo i temat ciekawy, i reżyser obiecujący. Widzowie z kolei podzieleni: jedni chwalą odjazdową psychodelię na scenie, inni oburzeni nadmiarem wulgarności, za którą nie kryje się żadna głębsza myśl.

A myśl jest taka: współczesny świat kreuje psychopatyczne charaktery. Ze sceny mówią to, nie przebierając w słowach, seryjni mordercy - z Charlesem Mansonem na czele. Oglądamy ich w więzieniu, które raz po raz zmienia się to w pokój

przesłuchań, a to w studio telewizyjne. Oni także mają prawo do własnego zdania. Mają też prawo do oceny społeczeństwa i mediów, które uczyniły ich idolami masowej wyobraźni. Problem w tym, że temat fascynacji złem, mroczną stroną ludzkości i mediami goniącymi za sensacją jest już mocno zdarty i ciężko tutaj o jakąś świeżość.

Sam tekst autorstwa Rodrigo Garcii, hiszpańskiego dramaturga, który lubi widzów szokować tanimi efektami, także nie przynosi nowych rozwiązań. A tego, kto liznął trochę tzw. kultury popularnej, po prostu znudzi. Bo to samo możemy zobaczyć w filmach takich jak "Urodzeni mordercy" czy w "Siedem". Podobna jest także estetyka kaliskiego spektaklu i tych filmów. Sporo tu odwołań: a to do Star Treka (to także odniesienie do wypowiedzi Aileen Wuornos, jednej z bohaterek dramatu, seryjnej morderczyni, która dzień przed swoją egzekucją zapytana o to, jak sobie wyobraża swoją śmierć odpowiedziała: "Pewnie będzie jak w Star Treku"), a to do muzyki, a to do religii, a to do celebrytów, którzy bawią widzów, jednocześnie obrażając ich niewybrednymi słowami w języku angielskim. Wszystko utrzymane w konwencji teledysku, co w teatrze może wywołać jedynie chaos. Widzowi serwuje się kilkanaście sekwencji, pozornie ze sobą niezwiązanych. A wspólny mianownik tego wszystkiego jest prosty: morderca żyje nie tyle wśród nas, ile w nas. Reżyser mówi o tym wprost, bez subtelności i półcieni, bez żadnego dodatkowego porządku, który teatr czyni teatrem a nie wizją lokalną, a tekst dramatu - stenogramem. Kaczmarek po prostu idzie tropem szorstkich wizji autora dramatu. W programie spektaklu czytamy zresztą, że zdaniem samego Garcii teatr powinien oddawać tajemnice życia, a nie pospolitość. Tutaj zdaje się, że jest odwrotnie, bo idea spektaklu jest, niestety, pospolita.

I w takich okolicznościach oglądamy rozkwit kilku talentów, bowiem twórcami spektaklu są ludzie młodzi. Najstarszy z tego towarzystwa jest Michał Wierzbicki. I jest on jedynym, obok Izabeli Beń (której też udało się błysnąć w trudnym i nieprzyjemnym monologu), aktorem z kaliskiego zespołu, którego oglądamy na scenie. Monika Kępka, Piotr Domalewski i Jan Jurkowski to aktorzy przyjezdni. Szczególnie Jan Jurkowski zapada w pamięć jako Leszek Pękalski. W charakterystycznej bluzie, znerwicowany i zahukany, żywo przypominający "Wampira z Bytowa".

Z niemałym wyzwaniem musiała poradzić sobie również Kępka, której w udziale przypadła rola Charlesa Mansona. Dialog między jej bohaterem a dziennikarzami jest zagrany błyskotliwie, natomiast nie rzuca nowego światła na sytuację i charakter współczesnych mediów. To oczywiście nie wina autorów przedstawienia, a tekstu, z którego po prostu nie dało się więcej wycisnąć i myśli przewodniej, która tak reżyserowi i aktorom, jak i samym widzom, nie pozostawia dużego pola do refleksji.

Faktycznie dramat taki jak "Versus" może być podstawą do artystycznego wyżycia się, wykrzyczenia pewnych rzeczy otwarcie i wielkimi literami. Kłopot w tym, że to wszystko już było, powiedziane identycznym językiem, za pomocą identycznych środków. Dlatego dziwi, że Szymon Kaczmarek, rocznikowo młody, ale już doświadczony reżyser (kaliskiej widowni znany chociażby z udanego "Naszego miasta" wystawianego na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych w 2012 roku) sięga po dzieło Rodrigo Garcii.

Nie wiem, komu może spodobać się kaliski "Versus". Oczywistym wydawałoby się, że ludziom młodym, którzy poznają dopiero społeczne mechanizmy i lubią agresywny, totalny przekaz artystyczny. Jeśli tak jest, to powinni iść do teatru uzbrojeni w coś więcej ponad znajomość życiorysów seryjnych morderców. Bo to nie oni są tutaj głównymi bohaterami. To przedstawienie o społeczeństwie i kulturze, która z jednej strony gloryfikuje psychopatów, z drugiej strony niby potępia, ale nie proponuje nic w zamian. Czy naprawdę żyjemy w takim społeczeństwie? Bo jeśli tak, to chyba rzeczywiście potrzebujemy tylko takich spektakli jak "Versus". Nic subtelniejszego nas już nie ruszy.

Mirosława Zybura
Ziemia Kaliska
18 grudnia 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia