Publiczność kocha Andrzeja Warcabę

Każdy aktor o takim momencie marzy, bo też nie ma chyba aktora, który chciałby działać w emocjonalnej próżni.
Uznanie recenzentów, potwierdzone aplauzem publiczności (albo odwrotnie) to jednak komfort, na który trzeba sobie solidnie zapracować. Andrzej Warcaba zapracował - po Złotej Masce sprzed kilku lat, otrzymał tytuł najlepszego w minionym sezonie aktora Teatru Śląskiego. Tak głosowali widzowie, których opinie nie pozostają w najmniejszej sprzeczności z przychylnością krytyków. I jak tu się nie cieszyć? 20 lat od teatralnego debiutu - Zwycięstwo w plebiscycie publiczności okazało się nieoczekiwanym zwieńczeniem 'nagrody jubileuszowej' - śmieje się aktor - właśnie mija bowiem 20 lat od mojego teatralnego debiutu. Mam nadzieję, że nie jest to jednak bonus za wysługę lat, choć prawdą jest, że od skończenia studiów pracuję w Teatrze Śląskim i nie licząc pojedynczych występów gościnnych, nigdy się stąd nie miałem zamiaru wyprowadzać. Andrzej Warcaba długo nie trafiał na rolę, w której mógłby pokazać swój bogaty warsztat i sceniczną wrażliwość. Przyszedł jednak rok 1999, w którym zabłysnął aż dwiema kreacjami. Nie dobrymi rolami, tylko kreacjami właśnie, zarówno bowiem Rzeźnik-Paganini w 'Rzeźni' Sławomira Mrożka, jak i Wurm w 'Intrydze i miłości' Fryderyka Schillera to były dwa krańcowo różne charaktery, sposoby zachowania, a nawet odmienny wygląd. Postacie tak wyraziste, że trudno je zapomnieć, w dużej mierze współtworzone przez aktora. - Szczególnie dobrze - wspomina przy jubileuszowej okazji - pracowało mi się przy inscenizacji 'Rzeźni' i wdzięczny jestem Bartoszowi Zaczykiewiczowi, że nie zlekceważył moich pomysłów. W pracy aktora zdarzają się role, które można zbudować, i to całkiem interesująco, wykorzystując tylko umiejętności warsztatowe i własne doświadczenie. Zdarzają się jednak i takie, których nie zagrasz bez przepuszczenia przez jakiś wewnętrzny filtr. To to był właśnie ten przypadek. Bardzo żałujemy - nie tylko ja, ale także wszyscy koledzy, grający w tym przedstawieniu - że z powodu okoliczności zewnętrznych grane było ono rzadko i szybko zeszło z afisza. Harmonijnie ułożyła się także współpraca Andrzeja Warcaby z Krzysztofem Babickim w 'Intrydze i miłości', dzięki czemu postać Wurma przebiła się z tła, wzmacniając tragiczny konflikt między uczuciem a wyrachowaniem rozgrywany przez głównych bohaterów. Wurm w ujęciu Warcaby był cynicznym graczem, ale nie był bestią; naprawdę kochał, naprawdę cierpiał i naprawdę nienawidził. Właśnie dlatego, że zdradzał nie tylko bezwzględność w działaniu, ale także kompleksy i słabości przekonywał sceniczną wiarygodnością. W reklamie zarabia na chleb Po mocnych, skomplikowanych i przejmujących rolach, uhonorowanych Złotą Maską, pojawił się w aktorskim życiorysie Andrzeja Warcaby ktoś z innej zupełnie planety - szalony, rozwichrzony, dowcipny i wiecznie zaaferowany Stanley z farsy 'Mayday' Raya R. Cooneya. Ten z pierwszej wersji sztuki bawił publiczność już ponad 300 razy, jego 'ciąg dalszy' z 'Mayday 2' prawie 50, a końca powodzenia nie widać. To postać szczególna w dorobku aktora, będąca potwierdzeniem jego poczucia humoru i zdolności do transformacji. Taki dar nie każdemu jest dany - umiejętność dostosowania wyglądu zewnętrznego do osobowości granej postaci nie tyle przez charakteryzację, ile przez mowę ciała. Wystarczy zestawić dwie role Warcaby - Piłsudskiego w 'Chryjach z Polską' Macieja Wojtyszki i choćby Stanleya właśnie, by wiedzieć, że on (Warcaba, rzecz jasna) ma to zwyczajnie we krwi. Pewnie dlatego dobrze czuje się w reklamie, w której - jak mówi - umowność jest dużo większa niż w teatrze czy filmie. Największą popularność przyniósł mu ostatnio filmik telewizyjny, zachwalający jeden z gatunków piwa. Ma jednak na temat tego obszaru zawodowego działania skonkretyzowane zdanie. - Nie popularyzuję w reklamie twarzy - mówi - tylko zarabiam nią na chleb (na szynkę niekoniecznie). A swoją drogą mógłbym uchodzić w tej dziedzinie za pioniera; byłem jednym z pierwszych aktorów użyczających głosu postaciom w reklamach radiowych. To była w sumie całkiem fajna zabawa. Trudno się dziwić żywiołowi komizmu, jaki emanuje z wielu postaci, granych przez Andrzeja Warcabę; prywatnie jest człowiekiem wyjątkowo pogodnym i obdarzonym błyskotliwym poczuciem humoru. Paradoksalnie to świetny punkt wyjścia do ról poważnych - przecież aktorstwo jest sztuką stwarzania innych ludzi. Nagrodę publiczności Andrzej Warcaba odebrał w sobotę wieczorem, w czasie gali z okazji 99. urodzin Teatru Śląskiego wraz z laureatką drugiego miejsca w tym plebiscycie - Anną Kadulską. Zbieg okoliczności (a może nie?) sprawił, że Złote Maski też otrzymali w tym samym roku i za udział w tych samych przedstawieniach!
Henryka Wach-Malicka
Dziennik Zachodni
9 października 2006
Portrety
Andrzej Warcaba

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...