Puchy we łbie

Felieton Marka Weissa

W pierwszym roku mojej pracy w Operze Bałtyckiej miałem ciekawe doświadczenie w związku z podwójną obsadą. Podwójna obsada generalnie obfituje w ciekawe doświadczenia i już młody Mozart napisał o tym śliczną operkę „Dyrektor teatru".

W moim przypadku na głównej roli było dwóch solistów deklarujących swoje przywiązanie wobec Bałtyckiej i lokalny patriotyzm. Śpiewali spektakle na zmianę z równym powodzeniem, ale jeden z nich był w Gdańsku mało znany, a drugi wielce popularny. Ten drugi zajrzał na spektakl kolegi, by podpatrzeć jak mu idzie, co jest rzadkim zjawiskiem przy dwóch obsadach. Wchodząc w ostatniej chwili na widownię zapełnioną umiarkowanie, zatarł z satysfakcją dłonie i z diabolicznym uśmieszkiem, nie zauważywszy mnie w półmroku, syknął do bileterki: „Ohoho, puchy!". Ta radość była tak spontaniczna i szczera, że miałem wyrzuty sumienia, kiedy zgodnie z moim etosem teatralnym pozbawiłem go szansy śpiewania w tym spektaklu.

Radość z pustej widowni jest zrozumiała w ramach rywalizacji pomiędzy teatrami, ale zasadniczo powinna być obca ludziom kultury, bo przecież wszystkich nas dotyczy powolna, ale nieuchronna degradacja żywego teatru wobec kina, festiwali muzyki popularnej, pseudo operowych chałtur, czy wreszcie boisk wszelkiego rodzaju. Teatry, rzecz jasna, przetrwają i ich terapeutyczna funkcja wobec schorowanego społeczeństwa będzie się pogłębiać, ale z pewnością nie będzie można jej mierzyć słupkami oglądalności. Kiedy więc słyszę ze strony mojego przełożonego, że na jakimś moim spektaklu nie było pełnej widowni, staram się go przekonać, że na przykład „Otello" Verdiego został wystawiony w bardzo symboliczny i niełatwy w odbiorze sposób i że to nie deprecjonuje jego wartości w ramach zadań, jakie moja instytucja ma wpisane do regulaminu. Natomiast kłamliwe wpisy w dark roomie internetu, że mam „puchy" na widowni staram się ignorować, bo każdy anonim oprócz Galla Anonima budzi moją szczerą pogardę i niesmak.

Stwierdzam stanowczo, że suma frekwencji w Operze Bałtyckiej za mojej kadencji jest wysoka i zadowalająca. Przy tak ambitnym repertuarze i zerowym umizgiwaniu się do przeciętnych gustów sympatia i szacunek mojej wiernej publiczności były jasną kartą w rejestrze przeżyć na dyrektorskim fotelu. Znam wszystkie opery polskie z wyjątkiem tej na zamku w Szczecinie, która wkrótce odciśnie swoje wpływy w Trójmieście, i twierdzę, że na ich tle nasza gdańska widownia nie tylko nie świeciła pustkami, ale zadziwiała frekwencją na takich trudnych spektaklach jak „Madame Curie", „Ariadna na Naxos", „Salome", „Skrzypce Rotszylda i Gracze", „Cosi fan Tutte" czy „Ubu Rex". Największą radość sprawiły mi jednak ostatnie spektakle „Czarnej Maski" w czerwcu, kiedy przy zapełnionej po brzegi widowni mieliśmy długie stojące owacje. Krzysztof Penderecki stojąc ze mną w kulisie przed wejściem na ukłony z satysfakcją stwierdził, że jest zaskoczony znakomitą publicznością, bo przecież to był szeregowy spektakl w drugim bloku, a nie premiera. Powiedziałem, że właśnie na premierach jest najwięcej wolnych miejsc, bo vipy potwierdzają zaproszenia, a potem nie raczą się zjawić.

Oczywiście nabita widownia i stojące owacje na każdym spektaklu „Strasznego Dworu", który kończył moją wieloletnią pracę w Operze Bałtyckiej, nie muszą być dla sceptyków dowodem sukcesu. Ale trzeba mieć dużo złej woli i pusty łeb, żeby wypisywać o naszym teatrze hejty atakujące brak frekwencji. W ramach wspomnianej konkurencji kilkoro muzyków orkiestry, niezadowolonych z działalności BTT, regularnie donosiło w sieci, że spektakle Izadory Weiss nie cieszą się powodzeniem i nie są potrzebne, ale tym się akurat najmniej przejmuję w świetle wielkiego sukcesu, jaki jej zespół osiągnął nie tylko za granicą, czy w Warszawie, ale i w Trójmieście, gdzie ma wierną, wspaniałą publiczność, a na ostatni blok czterech spektakli ich najnowszej premiery „Tristana & Izoldy" pozostało już kilka biletów.

Marek Weiss
Weissblog
9 lipca 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...