Punkow albo Punk Punk-Off. Pankow

Dwa razy pokazywał swoje spektakle na toruńskim Kontakcie i olsztyńskich "Demoludach", mówiło się o jego współpracy z TR Warszawa. Dobrze, że Pankow uchwycił w Polsce jakiś przyczółek, bo trudno znaleźć w naszym teatrze osobowość równie wszechstronną jak on. Gitarzysta, klarnecista i wokalista.
Aktor i reżyser zafascynowany tradycyjną muzyką ludową. Wspólnie z Olgą Berger założył zespół Pan-Quartet. Dylemat, czy jest muzykiem w teatrze, czy aktorem z zacięciem muzycznym Rosjanin rozwiązał w 2005 roku, od kiedy swoje produkcje firmuje szyldem SounDrama. To niby teatr muzyczny, ale zarazem też próba definicji nowego gatunku scenicznego. Teatr z dźwięku? Dramat, który brzmi? Brzmienie sztuki scenicznej? Władimir Pankow proponuje aktorom, by istnieli na scenie niczym zespół muzyczny, gdzie jeden gra, drugi wybija takt, a potem następuje zmiana, ten drugi ma szansę na partię solową. To dlatego jego aktorzy mają w sobie swobodę jazzowych muzyków. Jakby nie robiło im różnicy, czy odtwarzają scenkę z partnerem, czy dialogują za pomocą skrzypiec i akordeonu. Nie przypadkiem jedne przedstawienia zaczynają się niczym koncert ("Czerwoną nitką"), by potem stopniowo zamieniać się w teatr. Inne ("Doctor") udają eksperymentalnie zainscenizowany dramat, który nie gubiąc cech społecznej panoramy, zmierza w stronę muzycznego występu. Celem reżysera wydaje się być doprowadzenie na scenie do takiej sytuacji, w której w środku dramatycznej historii naturalniejsze dla aktora jest zaśpiewanie o swoich emocjach, niż opowiedzenie o nich. Tunel w głowach Rosjan W swoim debiutanckim spektaklu "Czerwonej nitce" Pankow siedział na scenie przy stoliku z maszynopisem sztuki, palił papierosa za papierosem, dyrygował jazzowo-swingowym big bandem swoich rówieśników. Młodzi wykonawcy byli w eleganckiej dancingowej czerni, ale nogawki spodni i spódnice mieli po kolana schlapane błotem. Punkt wyjścia stanowiła znaleziona w dramacie Zelezcowa relacja o wyprawie młodych etnografów na rosyjską prowincję. Pewnie podobna do tych, w jakich brał udział nastoletni Panków: szukanie innej Rosji, prawdy mitu, ocalanie zapomnianych pieśni. Jednak diagnoza reżysera była na wskroś pesymistyczna. Nie ma już co ocalać. Ludowość umarła, rosyjski naród jest wykorzeniony, rozpity, tknięty amnezją. Kolejny projekt "Pieriehod" traktował o tajemniczym tunelu w głowach Rosjan prowadzącym z ZSRR do dzisiejszej Rosji. W uwerturze do spektaklu chłopczyk opowiadał o strachu, jaki budzi w nim każde przejście podziemne, kiedy znika jedna strona ulicy, a drugiej jeszcze nie widać. Panków za pomocą zbioru szlagierów rosyjskiej estrady i rocka zastanawiał się, jaka jest świadomość narodu w czasie transformacji, przejścia z systemu w system. Ironicznie wybrzmiewał w tym kontekście zmieniony nie do poznania hymn Kraju Rad. Gorzko wypadały sceny z cyrkowymi klaunadami, a boleśnie etiudy powstałe na podstawie zdarzeń podpatrzonych na moskiewskim komisariacie. Prawdziwa jest tylko pieśń Oparty na dramacie Eleny Isajewej "Doctor" przypominał humorystyczny tren na cześć rosyjskiej inteligencji. Narratorem był lekarz ("w czwartym pokoleniu!") daremnie szukający w sobie idealizmu rodziców i dziadków. Spektakl skupiał się na szpitalnych rytuałach stworzonych w ramach niefunkcjonującej rosyjskiej publicznej służby zdrowia. Aktorzy odgrywali kantaty na kieliszki i ogórki, wyśpiewywali litanie o upadku etosu zawodu. A bohater stawiał pytania o sens ratowania kogokolwiek, jak w tej opowieści o ocalonym przez niego pijaku, który trafił do szpitala z nożem w płucach. Po kuracji zarżnął całą swoją rodzinę. Warto być dobrym? Pokazany na ostatnich olsztyńskich Demoludach "Gogol: wieczory" to pierwsza część planowanej tetralogii. Panków chce zamknąć nasyconą ukraińskim folklorem prozę Gogola w czterech obrazach pór roku. Zaczyna i kończy spektakl ramą wieczornego wsłuchiwania się w głosy przy stole. Muzyk z lirą korbową siada na wypchanym słomą worku i wyławia z hałasu biesiadnych rozmów pierwszą melodię. Powoli rodzi się świat na styku folklorystycznej rekonstrukcji i muzycznej improwizacji. Aktorzy noszą autentyczne stroje ludowe z przełomu XIX i XX wieku, ale ani przez chwilę nie udają, że są kimś więcej niż tylko przebranymi w ukraińskie kostiumy mieszkańcami Moskwy. "My nie jesteśmy prawdziwi, prawdziwa jest pieśń" - zdają się mówić. Czuć w nich autentyczną fascynację wskrzeszanym na scenie światem, żarliwość wokaliz, ale i wspólne z Gogolem poczucie humoru. Oto w jednej ze scen fantastyczna historia o topielicy zmienia się w odtwarzany na scenie obrzęd obmywania zmarłego. Lniane koszule aktorek stają się coraz bardziej mokre, jakby śmierć budziła Erosa ze snu. Przywołany do życia widokiem skrawków nagiego ciała martwy chłopak odgrywa wspólnie z dziewczynami historię rozpoznania pocałunkiem złej wiedźmy na podwodnym dworze skrzywdzonej rusałki. Przestrajanie oryginału Pankow nie jest teatralnym nowatorem, raczej znajduje niszę dla swojej wrażliwości, wykorzystuje do maksimum talenty ludzi, których skupił wokół siebie. Jego zespół to prawie ziszczone marzenie o aktorze wszechstronnym: tancerzu, malarzu, muzyku, artyście słowa. Rosjanin to jawny eklektyk, w jego spektaklach zostają wymieszane wszystkie gatunki muzyczne i teatralne. Ludowa pieśń sąsiaduje z operą Rimskiego-Korsakowa, jazzowy kawałek z prawosławnym chorałem. Dlatego nie można pozbyć się wrażenia, że przedstawienia Pankowa to rodzaj muzycznej anarchii wpuszczonej w teatralny świat. Zburzenie jednych kanonów i ustanowienie innych. Za każdy razem artysta przestraja oryginał, znajduje w nim ukrytą podskórnie zawadiacką melodię. Nawet jeśli opowiada o śmierci, utracie tożsamości, krachu moralności. Tajemnicą pozostaje, w jaki sposób reżyser-aranżer nie gubi nic z sensu inscenizowanego dramatu. Władmimir Pankow kojarzy się z teatralnym punkiem, który na sztandarach wypisał hasło "Past is the future". Nic to, że reżyser nosi długie włosy. Posłuchajcie tylko: "Punk. Punk-Off. Pankow". To naprawdę brzmi jak wystukany na scenicznej podłodze początek dadaistycznej symfonii. Punk Punk-Off
Łukasz Drewniak
Dziennik
26 lipca 2008
Portrety
Władimir Pankow

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia