PUP-ART czyli za-parcie artystyczne XXI wieku

"Kołysanka" - reż: Marcin Herich - Teatr A Part

Bardzo wiele mówi się obecnie na temat zjawiska określanego wśród artystów jako "parcie na szkło". Zwykle okazuje się jednak, że zamiast parcia częściej mamy do czynienia z zaparciem artystycznym.

Doświadczamy tego oglądając chociażby spektakl „Kołysanka” Teatru A PART, który potwierdza, że teatr współczesny nie może obejść się bez gołej d… Nie, proszę nie mylić nazwy teatru z nazwą dość znanej firmy jubilerskiej. To tylko zbieg okoliczności, aczkolwiek myślę, że w celach komercyjnych warto byłoby połączyć interesy. 

Skoro dobrzy (jak mogłoby się wydawać) aktorzy z powodzeniem reklamują banki i fundusze inwestycyjne, dlaczego nie mieliby reklamować markowej biżuterii, wspominając przy okazji o teatrze? Przecież wcale nie straciliby przez to reputacji w środowisku artystycznym. A jeśli nawet, mieliby po prostu małego „peszka”. Nasze polskie aktorki teatralne również nie pozostają w tyle i nawet, gdy reklamują krem na zmarszczki, można z całą stanowczością powiedzieć, że: „są tego warte”. Ale czy nie o to chodzi w tzw. show-biznesie, aby dobrze sprzedać się? 

Cóż, domeną naszych czasów wydaje się programowy brak formy i treści. Jeśli nie wiadomo, o czym był spektakl, mówi się, że chodziło o uniwersalne prawdy o człowieku. Możemy także powołać się przy tym na wszechobecny w teatrze temat śmierci i przemijania, znaczenie pamięci, wspomnień, a także kryzys rodziny oraz relacji międzyludzkich. Jaka szkoda, że spektakl „Kołysanka” stanowi co najwyżej obraz wystudiowanej niedołężności i na tym kończą się ambitne założenia. Bardzo często dzieje się tak, że kiedy reżyser sam nie wie, co chce powiedzieć, mówi, że posłużył się metaforami i symbolami, a ponadto chciał pozostawić widzowi większe pole do interpretacji. Z całą pewnością aura niedopowiedzeń jest dużo lepsza od dosłowności na scenie. Szkoda tylko, że zwykle wynika ona z braku konkretów, miałkiego przekazu i pseudo-sztuki.

Każdy, kto próbuje wyjaśnić laikowi istotę nagości i ciała w teatrze, naraża się na ironiczny śmiech. Ostatnio spotkałam się z teorią anonimowego widza, która sprowadza się do przekonania, iż twórcy teatru to zwykle podstarzali erotomani, którzy liczą na darmowe macanie młodych dziewczyn. Sądzę, że w tej chwili nie tylko sama nagość, ale nawet kopulacja na scenie nie byłaby w stanie wzbudzić emocji widzów. Oto dotkliwa konsekwencja życia w epoce obrazów, a mianowicie: zmęczenie percepcji, bierna obserwacja i brak reakcji. Nawet oklaski po spektaklach coraz częściej przestają być wyrazem uznania, a stają się grzecznostką. 

Spektakl „Kołysanka” daje odpowiedź na pytanie: jak wygląda dzisiejsza awangarda? Otóż, jest ona kobietą, która nie nosi majtek pod rajstopami. Pozwolę sobie na małe proroctwo. Prawdziwa awangarda rozpocznie się wtedy, gdy aktorzy wyjdą na scenę… ubrani. A tymczasem czeka nas jeszcze trochę nagości. Pop-art nie wystarczył, teraz liczy się pup-art. Upupiono Teatr! Dlatego tak bardzo potrzeba nam re-akcji krytycznych ze strony widzów. W końcu dla artystów i tak lepszy będzie symboliczny policzek w „gębę”, niż dosłowny kopniak w …

Aleksandra Skiba
Artpapier 1 lipca 13 (133) / 2009
9 lipca 2009
Prasa
artPAPIER

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia