Pyszny przepis na ramotkę

"Grube Ryby" - reż - K. Janda - Teatr Polonia w Warszawie

Czytałam niegdyś zabawny dramacik "Grube ryby" autorstwa niejakiego Michała Bałuckiego i zastanawiałam się, czy będę miała kiedyś okazję obejrzeć tę dziewiętnastowieczną komedię na scenie jakiegokolwiek teatru. Wydawało mi się to wątpliwe, gdyż sądziłam, iż żaden z dzisiejszych teatrów nie ośmieli się wziąć na afisz takiej ramotki, która niezbyt wiele do naszych nowoczesnych czasów i obyczajów przystaje.

A tu proszę – warszawski Teatr Polonia postanowił wyciągnąć dramacik z półki ze starociami, doborowo obsadzić znakomitymi aktorami i komedia jak się patrzy! Widzowie siedzą na widowni nabitej po ostatnie wolne krzesło, śledzą akcję z zaciekawieniem i ze śmiechu trzęsą brzuchami! 

Przepis na sukces takiej nieco zapomnianej i znanej tylko teatrologom sztuki jest tylko jeden: należy w głównych rolach obsadzić kilku odpowiednio uznanych oraz znanych aktorów (serialowo-telewizyjno-kinowych), role pośledniejsze podarować artystom wybijającym się (zwłaszcza studentom aktorstwa) i potraktować treść sztuki z wielkim dystansem oraz dowcipem. Wszystkie te zabiegi z powodzeniem wykorzystała Krystyna Janda – reżyserka „Grubych ryb”, która wraz z aktorami stworzyła z dramatu Bałuckiego niezwykle zabawną (ale nie farsową) i ciepłą komedię, którą chętnie obejrzałoby się po raz wtóry.  

Fabuła sztuki oparta jest na prostym schemacie: owe tytułowe „grube ryby” to majętni i podstarzali karciani partnerzy Onufrego: Wistowski i Pagatowicz, którzy ulegają urokom młodości i zakochują się (choć początkowo się tego wyrzekają!) w dwóch panienkach z pensji – Wandzi i Helence. Ulegają, gdyż panny nieustannie ich kokietują, jednak Wandzia i Helenka kokietują nie po to, aby panów w sobie rozkochać, ale po to, by zyskać ich przychylność w nader poważnych, życiowych kwestiach. W ostateczności cała rzecz kończy się sympatycznie, panowie wybijają sobie z głów amory, a Wandzia i Helenka mają to, czego pragnęły od początku: Wandzia narzeczonego, a Helenka materiał na suknię z Paryża. 

Najmniej jednak chodzi tutaj o fabułę. Liczy się przede wszystkim radość, z jaką można oglądać nieporadne zaloty amantów do dwóch dzierlatek i utyskiwania Onufrego. Już pierwsze sceny „Grubych ryb” są zapowiedzią wyśmienitej zabawy, która potrwa przez najbliższe półtorej godziny. Umykająca w górę kurtyna odsłania przytulny pokój bawialny, w którym, rozłożeni na otomanach i kanapach, drzemią staruszkowie – Onufry i Dorota Ciaputkiewiczowie – dziadkowie Wandzi. Niezadowolenie, jakie wyrażają dziadkowie z powodu zakłócenia ich drzemania telegrafem, jest po prostu powalające. Zwłaszcza gdy okazuje się, że ów telegram jest od ukochanej wnuczki – wtedy owo niezadowolenie natychmiast zamienia się w uwielbienie (do technicznych nowinek tamtych czasów). Nie sposób opowiedzieć tej sytuacji słowami – trzeba ja koniecznie obejrzeć w wykonaniu Ignacego Gogolewskiego (Onufrego) i Wiesławy Mazurkiewicz (Doroty). 

Nie mniej sympatii i wybuchów śmiechu dostarczają kolejni bohaterowie – partnerzy Onufrego do gry w karty – panowie Wistowski i Pagatowicz. Role owe kreują kolejno Sławomir Orzechowski i Artur Barciś. Trudno orzec, który z nich jest lepszy. Obaj aktorzy sprawiają, że spektakl ogląda się z niekłamaną radością: ubrani w nienagannie skrojone garnitury i przystrojeni perukami (strzałem w dziesiątkę były ruda fryzurka i bródka Artura Barcisia) znakomicie parodiują styl i zachowanie dumnych i poważnych, a w rzeczywistości chorowitych i samotnych kawalerów. W kolejnych aktach do owych wyśmienitych zabawiaczy widowni dołączył Krzysztof Kiersznowski jako Burczyński, ojciec Helenki. Sceny kłótni zatwardziałego i staroświeckiego, ale kochającego ojca-generała z krnąbrną córką zapewnie niejednego widza rozśmieszą do łez. 

Zatem to, co mogło okazać się teatralną klapą, okazało się sukcesem. Wyreżyserowane przez Krystynę Jandę „Grube ryby” to wyśmienita okazja, by zapoznać się nieco z, bądź co bądź, klasyką polskiego dramatu, przekonać się, że serialowi aktorzy na szczęście również potrafią grać na deskach teatru oraz (a może przede wszystkim!) wyśmienicie się ubawić i uśmiać do rozpuku.

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny Katowice
26 lutego 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...