Pytony oswojone

"Spamalot" - reż. Maciej Korwin - Teatr Muzyczny w Gdyni

Sens życia według Macieja Korwina, czyli Pytony oswojone. "Spamalot" w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Sensacyjna oferta dla wszystkich głodnych sławy! Jeśli chcecie wystąpić na największej, muzycznej scenie w Polsce koniecznie kupcie bilet na "Spamalota", rząd... miejsce...*

Czy można śmiać się szczerze i śmiało z Żydów, gejów, Boga i Arki Gdynia bez obaw o posądzenie o antysemityzm, homofobię, antyklerykalizm i sprzyjanie Lechii Gdańsk ? Gdyńska inscenizacja "Spamalota" pokazuje, że nie tylko można, ale trzeba.

Streszczanie fabuły "Spamalota" nie jest zadaniem zbyt rozsądnym, bo w tym „kopniętym” musicalu fabuła raczej przeszkadza w prezentacji kolejnych gagów, więc możliwie jak najkrócej: jeszcze podczas uwertury dyrygent strzela z rewolweru do fałszującego trębacza, uwalniając orkiestrę i słuchaczy od nieudacznika. Już w pierwszym numerze wykonawcy mylą Finlandię z Anglią (Finland zamiast England, także ponadczasowa aluzja do zdolności artykulacyjnych niektórych naszych śpiewaków), by później już wszystko się ze wszystkim myliło i mieszało. Po drodze król Brytów, na pół lub ćwierć mityczny Artur, zbiera rycerzy Okrągłego Stołu i dostaje zadanie od Boga – znalezienie świętego Graala. Grupa głupkowatych rycerzy przemierza w poszukiwaniu kielicha m.in. Egipt, Chiny, Niemcy i Francję. Graal zostaje odnaleziony, Artur żeni się z Ginewrą, a Herbert wychodzi za Lancelota. Motywem przewodnim jest nieśmiertelna piosenka Always look on the bright side of life, którą tłumacz całości Bartosz Wierzbięta przetłumaczył jako Życie lepszy ma smak, gdy zmartwień brak

W dowolnej, widzisz, branży, lecz o tym cicho sza,
Tak zwany czynnik ludzki istotną rolę gra
Więc uwierz mi kochany, choć czułbyś, że to zgrzyt
Jeśli chcesz podbijać Broadway, musi być w zespole Żyd


Fragment piosenki ze spektaklu

Zabrzmi to niewiarygodnie, ale gdyńska inscenizacja jest nie tylko bardziej zwariowana, ale też zdecydowanie bardziej pomysłowa, w wielu momentach lepiej zatańczona, zagrana i zaśpiewana od pierwowzoru broadwayowskiego (niedowiarków zapraszam do Muzycznego i do obejrzenia w całości wersji z 2005 roku). W amerykańskim pierwowzorze większy jest na pewno tylko banan na kapeluszu Herberta, ale czy przez to lepszy ? Korwin już w pierwszym wystawieniu dał nam... spektakl „zielony”. Gdyńska wersja to musical dygresyjny, najeżony niezliczoną ilością nawiązań, cytatów, aluzji i parodii. To niekończąca się kpina z oficjalnie czczonych wartości, atomowa lewatywa, która rozprawia się z pozą i sztucznością umownych świętości, relacji i zobowiązań. Nie chcę zabierać pełnej przyjemności w odnajdywaniu wszystkich sensów, wspomnę tylko o niektórych smaczkach zafundowanych nam specjalnie w Gdyni, oprócz prezentów z Broadwayu: załogę francuskiego zamku, obleganego przez drużynę Artura, stanowią m.in. Toulouse - Lautrec, Brigitte Bardot z filmu "Babette idzie na wojnę" i Marcel Marceau. W parodii „We Are the World” na scenie pojawiają się Michael Jackson, Elvis Presley, Maryla Rodowicz i Wioletta Willas. Są też, dosłownie lub tylko przywołani, Krzyżacy, Wanda, co Niemca nie chciała, Gruza i Kościelniak, generał Jaruzelski, czyli rycerz w ciemnych okularach herbu Ślepowron. Ale najwięcej chyba jest gdynianów: na mapie średniowiecznej Europy wielką połać zajmują Babie Doły (informacja dla innostrańców – to dzielnica Gdyni), rycerze Artura intonują hymn Arki Gdynia, a jeden z nich ma na plastronie herb miasta z morza i marzeń. I tak dalej, i tak dalej – pomysły pędzą jak oszalałe, gonione przez cały spektakl salwami śmiechu, którym towarzyszy muzyka, zawierająca cytaty z wielu utworów i gatunków - dźwiękowy koktajl Jezus Maryja zmiksowany na podkładzie tzw. musicalowej muzyki.

Zawiedzeni mogą poczuć się ortodoksyjni wyznawcy Pytonów i nie chodzi tylko o brak niektórych numerów ("Czarownica" czy "Most śmierci"). Musical Pytona Erica Idle\'a (scenariusz, słowa, muzyka) oraz Johna Du Preza (muzyka), choć oparty na pierwowzorze filmowym z 1975 roku, daleki jest od ducha anarchii charakterystycznej dla nieustraszonej szóstki. "Spamalot", zarówno oryginalny i gdyński, to Pytony oswojone, zmiękczone, przystosowane do masowego odbiorcy musicalu. Dzięki temu dają się przełknąć grube dowcipy, wulgaryzmy (jak zwykle publiczność reaguje entuzjastycznie - w Muzycznym tylu dosłowności na "k" i "d" nie słyszałem nigdy, podobnie jak nie widziałem tyle nagości u Korwina). Bohaterskim rycerzom ze strachu odmawiają posłuszeństwa zwieracze i pęcherze, inni z kolei tylnej części ciała używają jako instrumentu, na którym grają hymn narodowy.

Najbardziej chyba wyostrza się różnica między pismem natchnionym a apokryfem na przykładzie piosenki Always look on the bright side of life: w oryginale, czyli w finale „Żywota Briana”, śpiewa ją ukrzyżowany Brian(Jezus) wraz z towarzyszami niedoli, w "Spamalocie" stepują ją, niczym Gene Kelly w „Dreszczowej piosence”, piękni i uśmiechnięci rycerze. Znika filozoficzna kpina ze śmierci, na plan pierwszy i jedyny wysuwa się bezpretensjonalna afirmacja życia.

Nieprzypadkowo Maciej Korwin na swój piętrowy jubileusz wybrał "Spamalota". Z jednej strony to najszybciej chyba kupiony w Polsce przebój z Broadwayu ( premiera w 2005 roku),  zdobywca 14. nominacji i trzech nagród Tony: za najlepszy musical roku, rolę kobiecą i reżyserię dla Mike\'a Nicholsa, wybitnego amerykańskiego reżysera teatralnego (8 nagród Tony za reżyserię sztuk oraz musicali) i filmowego ( Oscar za Absolwenta). "Spamalot" gwarantuje także realizację założeń Korwina, który nie ukrywa, że prowadzi teatr pełnej sali, oparty na jak najlepszym przygotowaniu zespołu aktorskiego, tanecznego i muzycznego. Niektórzy zarzucają naczelnemu gdyńskiemu zbytni konserwatyzm, twierdząc, że to teatr bezpieczny, przewidywalny, nienowoczesny, ale publiczność głosuje przez aklamację i z pewnością najnowsza premiera będzie przebojem przez długi czas.

choć życie krótko trwa
a potem zgon i pa
więc ze sceny warto w dobrym stylu zejść


Fragment piosenki ze spektaklu

Korwin nie wybiera się na emeryturę, wręcz odwrotnie: jego teatr jest na fali i przed całym zespołem stoją nowe wyzwania, które dają świeżą energię dyrektorowi z najdłuższym stażem w teatrach Wielkiego Miasta. Reżyser zwariowanego spektaklu wysyła nam bardzo prosty komunikat: bawmy się  i zachowajmy dystans w stosunku do wszystkiego - mitów, świętości, etosów wszelakich, musicalu i, a może przede wszystkim, w stosunku do siebie samych. Parafrazując powiedzenie z dzieciństwa, życie to nie gra o złote kalesony.

Licencja no replica wymusiła na twórcach pomysłowość i uwolniła wyobraźnię. W wielu przypadkach ze świetnym skutkiem, ale scenografia mnie nie przekonała. Bez zarzutu z gatunku na gatunek przeskakiwała orkiestra pod dyrekcją Dariusza Różankiewicza, trzymając tempo całości, czego nie można do końca powiedzieć o rytmie i ruchu  na scenie – wejścia i wyjścia nie były pomysłowe, za mało było niepodzianek i zaskoczeń, sceny następowały po sobie mechanicznie.

Bernard Szyc nie schodzi już poniżej pewnego poziomu i trudno sobie wyobrazić, że prawa ręka dyrektora mogłaby "położyć" rolę. Po triumfach w „Skrzypku na dachu” i „My Fair Lady” rola króla Brytów nie jest jednak już takim sukcesem tego niezwykle uzdolnionego aktora jak wymienione przewagi . Jego Artur jest zbyt jowialny. Kobiety w gdyńskim "Spamalocie" pokazują zdecydowanie więcej niż na Broadwayu, ale miejsc na popisy wokalne mają niewiele, tym bardziej warto zauważyć bohaterską postawę Karoliny Trębacz, która w partii The Diva\'s Lament (Whatever Happened To My Part?-tyt.oryg.) potwierdza niecodzienne możliwości głosowe – stanowczo życzę sobie więcej partii w jej wykonaniu.

Artur:-Czy są na sali Żydzi?
Patsy, jego giermek:- Szczerze mówiąc, panie, to ja jestem Żydem
Artur:-Naprawdę?
Patsy:-Tak, ale od strony matki
Artur:-Czemu wcześniej nie mówiłeś?
Patsy:-Bo nie mówi się takich rzeczy uzbrojonym katolikom.

Fragment spektaklu

Świetnie wypadają w mniejszych, ale bardzo wyrazistych rolach trzej panowie. Sasza Reznikow jako Historyk i, przede wszystkim Francuz, po raz kolejny, po roli Suzina w Lalce, staje się cichym bohaterem spektaklu. Ma wrodzony talent komiczny, dodatkowo spotęgowany przez akcent, który w "Spamalocie" odegrał osobną rolę. Sasza mówi świetnie po polsku i mam nadzieję, że następny jego sukces będzie ponadnarodowy. Przebierać się każdy może, wszak to istota zawodu aktorskiego, ale efekty, jakie osiąga Jacek Wester w kolejnych wcieleniach, zaskakują pomysłowością i precyzją. Jego Galahadowa czy Tim to aktorskie perełki. Zbigniew Sikora jako ojciec Herberta to żywa torpeda, zbyt długie przebywanie na scenie mogłoby doprowadzić do wybuchu i zamiast rozbudowy teatru musielibyśmy przystąpić do odbudowy.

Tym razem wisienkę z tortu ukradł Marek Richter. Jego psychopatycznie mężny sir Lancelot nie tylko jest cudownym idiotą, jak jego kompani, ale też postacią najciekawszą. Najsłynniejszy rycerz Okrągłego Stołu okazuje się ... gejem. Jego kaming ałt jest kulminacyjną sceną całego, świadomie bardzo bałaganiarskiego dramaturgicznie spektaklu. Lancelot odkrywa swą prawdziwą naturę początkowo ze zdziwieniem, ale szybko odnajduje się jako dominator w związku z Herbertem (smakowity Tomasz Bacajewski), z którym zawiera pierwszy w historii Anglii tęczowy związek małżeński. Dzielnemu junakowi z Camelotu solidarnie towarzyszą : zuchwale wiatropędny sir Bedevere (Jerzy Michalski) , druzgocąco przystojny sir Galahad (Tomasz Więcek) i sir Robin, który własnoręcznie pokonał straszliwego kurczaka z Bristol i który bez chwili wahania zmoczył się w bitwie pod Babim Dołem (Krzysztof Żabka).

*IV rząd, 30 miejsce na parterze.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świetojanska1
8 października 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia