Quo vadis, Treliński?

"Król Roger" - reż. Mariusz Treliński - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

Niespełna 100 lat temu Karol Szymanowski stworzył wraz z Jarosławem Iwaszkiewiczem operę "Król Roger".

Był to owoc fascynacji starożytnością i orientem. Mariusz Treliński, najgłośniejszy współczesny reżyser operowy, po raz kolejny sięgnął po ten tytuł. Wystawiony w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej spektakl to też owoc pewnych jego fascynacji. Ale niestety głównie efektami specjalnymi, zgrabnymi tancerkami i kinem.

Niestety, bo Treliński dał się ponieść błyskotkom i zgubił sedno. Przy takiej randze twórcy - nie do przyjęcia.

XII wiek, Sycylia. Król Roger, wyznawca Jezusa Chrystusa, dowiaduje się o tym, że w okolicy pojawił się szalony, bluźnierczy pasterz. Lud chce ukarać innowiercę. Król pod naciskiem ukochanej Roksany zgadza się na spotkanie i wysłuchanie pasterza. Ten odśpiewuje pieśń "Mój Bóg jest piękny jako ja", potwierdzając jedynie doniesienia, że jest bluź-niercą. I wszystko od tego momentu powinno być jasne. Jednak arogancki pasterz, zamiast ponieść karę, wywraca cały świat Króla Rogera. Ściąga go z piedestału, sieje wjego głowie zamęt i, co gorsza, uwodzi Roksanę.

Treliński przenosi swoich bohaterów w świat współczesny. Odrywa ich od założonego przez twórców czasu i miejsca. Dodaje swoje akcenty dla wzmocnienia aury niepokoju. Ale uwikłany w sceniczne fajerwerki traktuje dylematy bohaterów dość pobieżnie. Fundamentalne pytania o konstrukcję świata i nas samych zagłuszane są przez krzykliwą formę przywołującą skojarzenia nie tyle z zacną sceną opery, ile... dyskoteką.

Sylwia Krasnodębska
Gazeta Polska Codziennie
18 grudnia 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia