"Jedną kulkę zgubią, a drugą zepsują"

Odważnych, tolerancyjnych, nieobojętnych i nieprzewrażliwionych zapraszamy na spektakl! - takim komentarzem opatrzył Teatr w Wałbrzychu "bulwarówkę polityczną" Pawła Demirskiego. Jakby przeczuwał, że sztuka może urazić polskiego widza. I pewnie słusznie, bo to, o czym traktuje ta sztuka jest niestety prawdziwe. Ukazuje nas takich, jakimi jesteśmy - my Polacy - zaściankowi, prowincjonalni, nadęci, nietolerancyjni, ślepo i bezmyślnie przywiązani do "wartości", mimo, że plwamy, na nie, na co dzień, bez grama samokrytyki. Gotowiśmy się oburzyć jeszcze! Konieczność asekuracji i opatrzenia spektaklu powyższą uwagą jest jego kwintesencją. Słowem, kwintesencją polskości.
Na początku jest bardzo czarno, czarno. W ciemności słychać tylko głosy, które prowadzą dyskusję na poziomie nie bardzo wysokim i opowieść o bardzo czarnej, czarnej studni. A później się okazuje, że te dyskusje prowadzą trupy pozamykane w foliowych workach... Owe czarne, czarne worki ułożone są w równym szeregu na najprawdziwszej czarnej, czarnej ziemi, za nimi rząd czerwonych krzeseł wprost ze stadionu przytaszczonych, a dalej bramka do piłki nożnej - nasz niemal narodowy symbol, wszak nic tak nie jednoczy jak futbol... Wszystko urokliwie przystrojone czarnymi, czarnymi balonikami. Gdy światło się zapala trupy powstają z polietylenowych worków. Najpierw budzi się Gwiazdka. Śliczną dziąwczyną jest ona i ęteligętną. Do teatru się wybiera, do Warszawy, na Czechowa. Minie chwila zanim się zorientuje, że nie żyje, ale jak już się zorientuje, to oznajmi to wszystkim donośnym wrzaskiem. Ubrana w nowoczesną, seksowną suknię ślubną wybierała się właśnie na sesje zdjęciową "Już jej niosą suknię z welonem", gdy... nie, nie zdradzę! Powstają tez inni, wstaje obleśny, niewyżyty erotycznie biskup, do którego wszyscy mówią wprost - "spierdalaj Petz", budzi się Generał Jaruzelski, jawiący się jako człowiek, leczący kompleksy z młodości i osobliwie obawiający się własnej matki, Dresiarz - kibic piłkarski - prosty, ordynarny chłopak żywcem wyjęty z blokowiska, pełen własnej, naiwnej filozofii życiowej. Powstaje niemiecki turysta, który "za aparat, za aparat" zapoznał się bliżej z polskimi chuliganami, oraz trzynastoletni samobójca, którego rodzice wywieźli ciepło rodzinnego domu za granice i nie wrócili więcej. Pojawiają się również dwie byłe więźniarki obozu koncentracyjnego, gdzie były zamknięte w burdelach. Prosta, wzruszająca staruszka i młoda dziewczyna, z oczyma zaszłymi bielmem, ze skręconym karkiem, z monotonnym i przejmującym głosem. Całe to doborowe towarzystwo siedzi w jakiejś zaświatowej poczekalni i musi znosić siebie nawzajem. Opowiadają swoje historie, choć to nie jest sztuka o żadnym z nich... Rodzi to wiele sytuacji śmiesznych do rozpuku, do rozpuku, mimo, że humor jest prosty, nie jest prymitywny, zresztą nie o to chodzi. I mimo ostrego ostrza satyry, mimo żartów różnego typu - nie brak w spektaklu scen przejmująco wzruszających. Przynajmniej mnie kilka scen chwyciło za gardło. Spektakl jest bolesny. Wytyka bardzo dokładnie nasze narodowe przywary, nazywa wszystko dosadnie i po imieniu, nie bawi się w subtelności i aluzje. Fantastyczna scena "pojedynku" Gwiazdki ze Staruszką. Młoda dziewczyna objechała pół świata, poznała wiele różnorodnych kultur, a i tak na głowę bije ją Staruszka, wytaczając ciężką broń - zdjęcie z papieżem. Przedstawienie zbiera do kupy wszystko to, co dzieje się dookoła nas, czym żyjemy dłużej lub krócej, ale zawsze jak sensacją i pokazuje, że to nie jest tania sensacja, że to bardzo smutny, bardzo poważny problem. Głęboko zakorzeniony. Tak głęboko, że boli... Ale nie tylko Polskę, nie tylko Polaków, nie tylko "tradycje" narodowe ośmiesza ta sztuka. Nie oszczędza również teatru - nadętego, snobistycznego, interpretującego, wartościującego, "ambitnego" a w gruncie taniego, moralizującego, przestarzałego podającego papkę, papkę, papkę. Sztuka jest znakomita - pozbawiona ciężkostrawnego balastu filozoficznego, zawikłania interpretacyjnego, enigmatycznych rozwiązań jest trafną, choć groteskowo przerysowaną, oceną naszego dziś, naszego polskiego ja, wyświechtanego kompletu narodowych relikwii. Jednak jest światełko w tunelu... Wszak nasi bohaterowie - choć głupi, prości, zabobonni, z sumieniami, o których, że są nieskazitelne powiedzieć nie można - wszyscy idą do nieba... Teatr Dramatyczny im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu, Duża scena Paweł Demirski "Był sobie POLAK POLAK POLAK i diabeł, czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte" reżyseria: Monika Strzępka choreografia: Milena Czarnik muzyka: Jan Suświłło scenografia: Marcin Mierzicki kostiumy: Ola Komarzeniec Obsada: Gwiazdka - Monika Fronczek, Wanda - Beata Rynkiewicz-Zaborowska / Agnieszka Przepiórska, Staruszka - Sabina Tumidalska (gościnnie), Chłopiec - Łukasz Brzeziński, Generał - Jerzy Gronowski (gościnnie), Biskup - Piotr Kondrat / Dariusz Maj, Turysta - Bogusław Siwko (gościnnie), Dresiarz - Piotr Wawer (gościnnie) oraz Irena Wójcik w roli inspicjenta Prapremiera: 30 marca 2007r. Spektakl zaprezentowano w ramach festiwalu Warszawskie Spotkania Teatralne w Teatrze Studio w dniu 07 i 08.04.2008r.
Katarzyna Mazur
Dziennik Teatralny Warszawa
8 kwietnia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia