"Kiedy Cię spotkam, co Ci powiem..."
Spotykamy po kilkunastu latach naszą ukochaną z czasów szkolnych. Coś pijemy, rozmawiamy, wspominamy. Czasami jednak ta podróż sentymentalna nie kończy się dobrze - wszak "nadmiar wiedzy to nadmiar boleści".Tak jest w przypadku Rafała (Artur Żmijewski) i Doroty (Dorota Landowska). On - "szpakowaty intelektualista" - wydał zbiór opowiadań, a obecnie pracuje w szkole. Ona - niegdyś poetka - od dawna mieszka w Arizonie. Wykłada na uniwersytecie, ma męża i dwie córki. Sącząc czerwone wino, wspominają m.in. muzykę swojej młodości - przywożone z Zachodu płyty Cream, Black Sabbath, Genesis, The Beatles. Kiedy Rafał opowiada, jak nagrywał na Grundigu "trójkowe" audycje, słyszymy fragment "Whole Lotta Love" Led Zeppelin - otwierający "Minimax" Piotra Kaczkowskiego. Słuchał jednak nie tylko zagranicznych kapel - zapytany o to, czy ma kogoś, odpowiada "Jestem wolny, jak taczanka na stepie". Powoli jednak wychodzą na jaw niezbyt chlubne szczegóły z przeszłości obojga. Okazuje się, że ta wielbicielka "Cmentarza morskiego" Verlaine'a, nosząca niegdyś nocną koszulkę z wiewiórką, chrupiącą orzech, zdradzała Rafała. Również wówczas, gdy przez rok mieszkali pod jednym dachem. Wszystko opisywała w swego rodzaju dzienniku, który obecnie jest w jego posiadaniu. Oboje mieli problemy z alkoholem. Ona po raz pierwszy upiła się po koncercie Genesis w Madison Square Garden, on z kolei leczył się z uzależnienia od narkotyków. Rafał od dawna robi wszystko z przyzwyczajenia - chodzi do pracy, której szczerze nie znosi, oddycha, żyje. Swoje położenie określa mianem "opadania". Codziennie odczuwa "pustkę w znaczeniu warszawskim", ale uważa, że żadna "kobietka" już go nie uratuje. W końcu Dorota - zwolenniczka zasady "keep smiling" i pożegnań bez żadnych westchnień - oświadcza mu, że kiedyś odeszła, bo zrozumiała, że go nie kocha (mimo, iż mówiła coś innego). To jednak nie przeszkadza jej w zaproszeniu go do Arizony. Tzw. szerokiej publiczności Artur Żmijewski znany jest przede wszystkim jako doktor Burski z "Na dobre i na złe". Ja tymczasem pamiętam go ze świetnych ról w spektaklach Teatru Telewizji - "Bluesie", "Krótkim kursie medialnym" czy "Misiu Kolabo". W przedstawieniu Modestowicza znów udowadnia, jak dobrym jest aktorem teatralnym. Monolog Rafała o tym, jak to w starym, rzymskim kościele chciał zejść do krypty, położyć się, nic nie czuć i już tam zostać na zawsze ("jak dobrze, gdyby mnie w ogóle nie było") nie tylko brzmi niezwykle wiarygodnie, ale również mocno zapada w pamięć. Z kolei Dorota Landowska tworzy kolejną - po "Nowym Jorku. Jedenastym września" - bohaterkę, której życie w Ameryce nigdy nie było "rodem z Hollywood". Modestowicz znów sięgnął po dobry współczesny tekst, który nie poddaje w wątpliwość inteligencji słuchacza. Padają więc nazwiska Faulknera, Bellowa, Salingera, wspomina się nawet "Raport o stanie wojennym" Nowakowskiego. Miał więc rację Władysław Zawistowski, który w wierszu "Wieża, sznur, okno przelotne i klucze do wieży", pochodzącym z tomu "Sztandar z ortalionu", pisał: 4. I oto spotykam cię nieoczekiwanie. Długo zaglądam w znajome oczy, Słucham tego, co mówisz i tego, jak się śmiejesz. Dotykam twojej dłoni, a nawet muskam wargami przy powitaniu puch policzka. 5. I nagle staje się jasne, że ty wcale mnie nie rozumiesz, a ja zapomniałem słów tak dobrze napisanego wiersza. Moje słowa nie składają się w wyznania, a wyznania brzmią jak zeznania; ulica nie jest zalana majowym słońcem. Pokojówka ma wychodne, a twój mąż śmieje się rubasznie i nalewa gęstą whisky do kryształowych szklanek Teatr Polskiego Radia Wojciech Chmielewski "Kochankowie z Warszawy" reżyseria: Waldemar Modestowicz Obsada: Dorota Landowska, Artur Żmijewski, Agnieszka Judycka Emisja: 27.01.2008r.