"Tylko rób tak, żeby nie było dziewczynki"

W czwartkowy wieczór scena Teatru Korez na kilka chwil zamieniła się w "Bluebar"- knajpę, do której uczęszczają miłośnicy bluesa, żeby posłuchać nastrojowej muzyki, wypić kieliszek wódki i wypłakać przed barmanem swoje żale, opowiedzieć tym, którzy chcą słuchać, smutną historię swojego życia.
Blues z angielskiego oznacza smutek, rozpacz. Jest muzyką, opowiadającą nieszczęśliwe historie miłosne, dotyka przykrych realiów życia, pozwala się wypłakać, ale też spojrzeć z nową wiarą i nadzieją na świat, dać siłę na kolejny dzień. Niektórzy uważają, że blues jest przygnębiający. Dla mnie muzyka ta opowiada o prawdziwym życiu. Nieustannie pojawia się w niej motyw egzystencjalnych bólów, ale też wola życia: "piję dziś za życie, bo kiedy piję, nie chce mi się płakać"(parafrazując)- śpiewa Stanisław Witt w jednej z piosenek. "Kobieta bez instrukcji" jest ciekawym eksperymentem połączenia bluesa ze sztuką monodramu. Pewnego dnia, pewna aktorka spotkała się z muzykami bluesowymi, całość ogarnęła reżyserka, Katarzyna Deszcz, i tak powstał godzinny "monodram bluesowy", w którym główna bohaterka, grana przez Violettę Smolińską, opowiada o swoim nieszczęśliwym życiu, kolejnych porażkach miłosnych oraz przemożnej potrzebie kochania i bycia kochaną. Towarzyszą jej muzycy: Roman "Pazur" Wojciechowski, Jacek Gazda, Sebastian Riedel oraz Stanisław Witt. Opowieści kobiety przeplatają się z bluesowymi balladami, które stanowią rodzaj komentarza i oddają stan wewnętrzny bohaterki. Violetta Smolińska bardzo dobrze zagrała swoją rolę. Wczuła się w postać, pokazała całą gamę emocji, była poruszająca, wzbudzała współczucie i była w tym wszystkim niesłychanie prawdziwa. W czasie wykonywania przez zespół piosenek wczuwała się w ich nastrój, potrafiła odnaleźć się na scenie, a wszystkie jej czynności były uzasadnione. Zagrała kobietę głodną ciepła i czułości, zdruzgotaną po kolejnych klęskach miłosnych i tak bardzo zdeterminowaną, że nie waha się nawet zadzwonić do agencji towarzyskiej. Potrafi zamienić się z powrotem w małą dziewczynkę, która czuje się niekochana i odtrącona przez rodziców. Na nowo odczuwa tamten strach i lęk, a przykre wspomnienia potrafią wywołać na scenie łzy. Smolińska w seksownej, czerwonej sukience prezentuje swoją kobiecość sponiewieraną, ale gotową na wszystko za odrobinę okazanej czułości. Chociaż historia opowiedziana w "Kobiecie bez instrukcji" jest poruszająca i przerażająca, to jednak we mnie wszystko się buntuje przeciw takiemu obrazowi kobiety. Po raz kolejny utrzymany został mit, że urodzić się kobietą jest przekleństwem i nieszczęściem na całe życie. W ostatniej scenie bohaterka mówi do mężczyzny, z którym odbywa stosunek seksualny: "Zrobisz mi teraz dziecko. Tylko rób tak, żeby nie było dziewczynki". Kobiecość w tym spektaklu jest zszargana i pokazana tylko od złej strony - wstydu, bezradności i jako swego rodzaju ułomność. Mężczyźni zaś są tym złem, które kobietę upodla i upokarza, przez co traci ona szacunek do samej siebie. Wszyscy potrzebujemy miłości i bliskości z drugą osobą, tego kogoś, kto będzie nas wspierał. Wszyscy boimy się samotności, ale dlaczego prawie zawsze kobiety pokazywane są jako te, które czekają na swojego księcia z bajki, marzą o dniu ślubu, białym welonie, a kiedy tego nie otrzymują popadają w przygnębienie, załamanie i wszystko inne traci dla nich wartość? Czy rzeczywiście mam się czuć gorsza, bo urodziłam się kobietą? Czy zamiast podtrzymywać pewne mity nie powinniśmy ich raczej obalać? Wydaje mi się, że współczesne kobiety, a jestem ich przedstawicielką, mają większe poczucie własnej wartości, potrafią uczynić ze swojej kobiecości atut i siłę. Poszukujemy miłości, ale realizujemy się też w innych aspektach życia, które dają nam satysfakcję. Dlatego pod tym względem temat spektaklu wydaje mi się trochę archaiczny. Tego typu kobiety na pewno jeszcze istnieją i cierpią z powodu samotności, ale nie musimy dobijać damskiej publiczności takim obrazem nas samych. Może nie rozumiem tej tematyki, bo jestem młoda i wychowywały mnie inne czasy, ale to wiem na pewno, że z chęcią oglądałabym w teatrze kobiety, które mówią o czymś więcej, niż o miłości i utraconym mężczyźnie. Kobiety wielowymiarowe, oryginalne i z charakterem. "Kobieta bez instrukcji" reżyseria: Katarzyna Deszcz Obsada: Violetta Smolińska scenografia: Roman Maciuszkiewicz muzyka: Stanisław Witta; wokal - Roman "Pazur" Wojciechowski, gitara basowa - Jacek Gazda, gitara - Sebastian Riedel Monodram zaprezentowano gościnnie w Teatrze Korez 31.01.2008r.
Barbara Wojnarowska
9 lutego 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia