R@port na plus

5. Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@port

Grand Prix zakończonego w sobotę w Gdyni V Festiwalu R@port dla "Niech żyje wojna!" Teatru im. Szaniawskiego z Wałbrzycha to nie tylko nagroda dla najlepszego przedstawienia festiwalu, ale też dla najlepszej produkcji duetu Paweł Demirski (autor) i Monika Strzępka (reżyseria), pokazanej na dotychczasowych R@portach

Tym razem przywieźli rzecz najbardziej chyba zwariowaną w tym zestawie, teatralną opowieść na kanwie serialu "Czterej pancerni i pies". Drwiąc z jednego z peerelowskich symboli? Przeciwnie. Sympatyczni serialowi czołgiści razem z psem Szarikiem (granym przez aktora), Marusią i Lidką, owszem, są pokazani jako czerwonoarmijna dzicz, najeżdżająca Europę. Każdy wie, jak w odcinku "Radość i gorycz" wyglądała walka Gustlika z jajkiem. W przedstawieniu umorusany na czarno Gustlik wpycha sobie do buzi chyba z tuzin ugotowanych na twardo jaj, międli je w buzi i wypluwa żółto-białą masę pod stół. To jeszcze, zapewniam, stosunkowo wykwintna scena w "Niech żyje wojna!", bywa dużo gorzej.

A jednak Demirski i Strzępka nie bawią się w proste demitologizacje serialowej historii. Tak, rzeczywistość wyglądała całkiem inaczej niż w serialu, wojna to wojna, zresztą nie tylko siedemdziesiąt lat temu. Kiedy ten sam Gustlik ze swadą opowiada, jak strzelając z moździerza rozwalili iluś cywili, wydaje się to czytelnym nawiązaniem do naszych militarnych zasług w Nanghar Khel. Niemniej Paweł Demirski bardziej niż brutalności wojny sprzeciwia się w swojej sztuce bylejakości i bezideowości czasów, w jakich przyszło nam dzisiaj wygodnie żyć.

Tytułowe paradoksalne zawołanie "Niech żyje wojna!" to opowiedzenie się po stronie tych, którym o coś chodzi naprawdę, którzy wybierają, cytując znanego poetę, wyprostowaną postawę. Demirski i Strzępka z jednej więc strony demitologizują serialowy mit, ale z drugiej - mówią nam o potrzebie idei i mitów. "Niech żyje wojna!", chociaż potrafi umęczyć strzelaniem do widzów efektami jak z karabinu maszynowego, potrafi też zaintrygować. A do tego jest koncertowo odegrane przez aktorów.

Ciekawe , jak wyglądałby werdykt jury, gdyby Tadeusz Słobodzianek, autor sztuki "Nasza klasa", nie wycofał inscenizacji jego dzieła z konkursu, godząc się jedynie na pozakonkursowy pokaz specjalny. Prawdopodobnie werdykt wyglądałby tak samo, ale bez dłuższej dyskusji na obradach jury pewnie by się nie obyło. "Nasza klasa", wyreżyserowana przez Ondreja Spišáka w warszawskim Teatrze Laboratorium, była przedstawieniem wyczekiwanym w Gdyni - wszak dramat Słobodzianka dostał w tym roku Nagrodę Nike. Słyszałem w festiwalowym bufecie cmokania smakoszy teatru, że spektakl okazał się nie taki, jak należy. Do mnie przemówił. Wydobył dwie, w moim przekonaniu najistotniejsze myśli dramatu Słobodzianka. Po pierwsze, że my, Polacy, nie możemy uważać się jedynie za ofiary dramatycznej dwudziestowiecznej historii. A po drugie - że kolektywne rachunki win, również w polsko-żydowskim bilansie, tym przeprowadzanym po Jedwabnem, nigdy nie oddadzą skomplikowania indywidualnych losów. Taki bilans da się może przeprowadzić w zaświatach, na ziemi to zbyt trudne.

A bilans piątego R@portu? Ostatecznie na plus. Nowością, zaproponowaną przez tegorocznego szefa artystycznego Pawła Wodzińskiego, było ściągnięcie kilku zagranicznych inscenizacji polskich sztuk. Jako pierwsi w Polsce obejrzeliśmy m.in. sztukę "Bruno Schulz: Mesjasz" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, wyreżyserowaną przez Michała Zadarę w wiedeńskim teatrze Schauspielhaus. Jeśli "Niech żyje wojna!" było najlepszym przedstawieniem, "Mesjasz" był najlepszym tekstem R@portu, co ciekawe, mówiącym o podobnym problemie, zarazem niemożliwości, jak i niezbędności mitu. Trzeba by pewnie jeszcze wymienić "V (F) ICD-10. Transformacje" Artura Pałygi Teatru im. Konieczki z Bydgoszczy, historię ustrojowej transformacji w Polsce osadzonej w domu dla upośledzonych umysłowo.

Maciej Nowak, szef jury, powiedział na finałowej gali, że każde z tych dwunastu przedstawień zasługiwało na zaproszenie. "Królowe Brytanii" Przemysława Wojcieszka, także? I także... Ale nie, niech wystarczy jeden przykład. Było na tegorocznym R@porcie parę przedstawień irytująco niedobrych. Niemniej festiwal po zmianie artystycznego szefa pozostał tym, czym był: ciekawym laboratorium, w którym można przekonać się, z czym eksperymentuje współczesna polska dramaturgia i towarzyszący jej w tym teatr.

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
30 listopada 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...