Radosna twórczość

"Happy" - chor: Nigel Charnock - Stary Browar / Studio Słodownia +3 w Poznaniu

To był ciekawy pomysł. Projekt "Happy" - ze spektaklem "Happy" jako ostatnim akordem puentującym całość - był nietuzinkowy nie tylko ze względu na postać znanego choreografa Nigela Charnocka - jego głównego bohatera i gwiazdy, lecz także z powodu połączenia premiery z programem edukacyjnym, którego najbardziej, jak sądzę, oryginalnym punktem okazał się warsztat dla fotografów, operatorów i krytyków, zainteresowanych dokumentowaniem procesu twórczego w sztuce tańca.

Zaproszenie do współpracy Nigela Charnocka - choreografa i tancerza ciągle jeszcze kojarzonego z DV8 Theatre - przydało napięcia oczekiwaniu na premierę, ponieważ można było się spodziewać przekazu szokującego, przekraczającego tabu, atakującego widza całą gamą drastycznych środków, odkrywającego mroczną i zwierzęcą stronę ludzkiej natury. 

Tymczasem Nigel Charnock - co sugeruje już sam tytuł jego choreografii, "Happy" określił swoje intencje w sposób zupełnie odwrotny do tego, czego można się było spodziewać po jego artystycznej przeszłości w DV8. Postanowił pójść w kierunku - to jego własne słowa - zapewnienia widzom kilku chwil szczęścia, odrobiny szaleństwa i pozytywnych emocji, których - to również jego zdanie - nam, wiecznie przygnębionym i sfrustrowanym Polakom, bardzo brakuje. 

Od samego początku spektaklu Charnock zdobył widzów swoim zwariowanym stylem, niczym nieograniczoną fantazją w komponowaniu ruchu i doborze rekwizytów i trochę rubasznym poczuciem humoru, momentami zahaczającym o pure nonsense, momentami - o satyrę obyczajową. Choreografia "Happy" pokazuje kilka bliskich sobie młodych osób przepełnionych witalnością i radością życia, oddających się przyjemnościom, których dostarcza seks, alkohol, muzyka i taniec. Co ciekawe, tłem dla ich zabawnych perypetii i słownych potyczek jest melanż muzyczny, w którym sentymentalne piosenki Mieczysława Fogga sąsiadują z polską muzykę ludową, polskimi weselnymi przyśpiewkami i polskim rapem. 

Polskich wątków i nawiązań mamy w choreografii Charnocka znacznie więcej. Tworzą one wesoły, barwny, zamierzony chaos, całkowicie nieprzewidywalny pikantny misz - masz, w którym postacie tańcują się na typowym polskim weselu, bawią się butelką polskiej wódki i cytują wiersze polskich poetów romantycznych. Interpretacja choreografii Charnocka jako mozaiki wątków i obrazów kojarzących mu się z Polakami i Polską nasuwa się sama. Nie jest to jednak, moim zdaniem, najwłaściwszy interpretacyjny trop. 

Ważniejsze wydaje mi się uchwycenie w spektaklu "Happ" jego dwuznaczności. Bo przecież "Happy" nie składa się tylko ze szczęśliwych, bliskich euforii chwil. Czasami pojawiają się w nim także mroczne sceny. Wkrada się do niego, dyskretnie i jakby ukradkiem, swoista "strefa cienia", sygnalizowana błękitnym światłem, czasem fragmentem wiersza, oniryczna i niesamowita. Postacie wykrzykują wtedy swój ukryty ból, przeżywają swoją intymność lub samotność. Choreografia "Happy", będąca w zasadzie pochwałą przyjemności i intensywnych ludzkich przeżyć kończy się - dość nieoczekiwanie - śmiercią jednego z bohaterów. Nigel Charnock nie byłby zapewne byłym tancerzem DV8, gdyby jego choreograficzna wizja szczęścia nie była przełamana grozą. Obecność "strefy cienia" w spektaklu stawia widza w obliczu wątpliwości. Im dłużej oglądamy, tym bardziej zaczynamy się zastanawiać, czy bohaterowie "Happy" rzeczywiście są szczęśliwi, czy przeżywają jedynie szczęścia substytuty. Bo tak naprawdę nie wiadomo, czy w ich szalonej zabawie nie kryje się chęć zapomnienia się, dyktowana desperacją czy nawet rozpaczą. 

Z mojej więc perspektywy intencją Charnocka nie jest rozweselenie czy uszczęśliwienie widzów, choć ten efekt osiąga on również i to z dużą łatwością; jego intencją jest postawienie widza przed pytaniem, czy szczęście - pełne i absolutne - jest w ogóle możliwe, i czy można postawić znak równości pomiędzy szczęściem i przyjemnością. 

Polecam ten spektakl wszystkim, którzy lubią stosowanie mocnych środków w teatrze, niekonwencjonalne rozwiązania ruchowe (na przykład ślizganie się po rozlanej po scenie wodzie) i eksperymenty z dźwiękiem (na przykład gwizdka). Polecam go tym, którzy chcieliby zobaczyć zespół tancerzy nie będący zbitą masą, zespół, w którym każdy artysta jest odrębny i samodzielny w budowaniu postaci oraz nadawaniu jej wyrazu, również ruchowego. Polecam go także wszystkim tym, którzy lubią, kiedy tancerz lub aktor balansuje dokładnie na granicy - naturalnego wstydu, swojej intymności, dobrego smaku, psychicznego i fizycznego bezpieczeństwa - ale bez jej przekraczania. I pozostawiam z próbą ostatecznego odpowiedzenia sobie na pytanie - czy choreografia Nigela Charnocka jest rzeczywiście opowieścią o byciu "Happy", czy jednak nie?
(zs)

Anna Koczorowska
www.nowytaniec.pl
18 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia