Rasism ma się dobrze

"Mbambo" - reż. Paweł Kamza - Teatr Współczesny w Szczecinie - foto: Piotr Nykowski - mater. prasowe

Jak rasizm i antysemityzm wspólnie się dogadały - tak w skrócie można podsumować obraz wielu mikrospołeczności, które egzystują w różnych zakątkach naszego kraju, a których wycinek oglądamy w spektaklu "Mbambo".

Inspirowana powieścią "Murzynek B." Artura Daniela Liskowackiego sztuka trafiła na małą scenę Teatru Współczesnego w Szczecinie. "Murzynek B." Artura Daniela Liskowackiego to powieść, która w groteskowy sposób demaskuje polskie strachy i paranoje. Pokazuje jak niechęć i nienawiść do "innego" jest wciąż obecna w naszym życiu mimo deklaracji poprawności politycznej naszych obywateli. Przynajmniej ich części.

B. to chłopak z blokowiska w jednym z polskich miast. Coraz starszy B. nieustannie boryka się z przesądami, arogancją i bezczelnością, ucieka przed przemocą. Nadejdzie jednak moment, gdy ucieczka zmieni się w walkę, a B. będzie musiał skonfrontować swą tożsamość z demonami rodzimej i rodzinnej historii. A ta jest bogata. Dziadek, gdzieś na wschodzie Polski odgrywał niejednoznaczną rolę w pogromach Żydów. Ojciec jest Nigeryjczykiem. O ile przeszłość dziadka można ukryć pod płaszczykiem przedawnienia, to koloru skóry ojca, a co za tym idzie własnego, nie da się ukryć.

Książka Artura Daniela Liskowackiego ma wiele wątków i reżyser Paweł Kamza długo wahał się czy ją się da wystawić na scenie. Ostatecznie zdecydował się na to i skupiał się tylko na jednym wątku - toczącej się wokół policyjnego dochodzenia historia matki (w tej roli Beata Zygarlicka), która próbuje dowiedzieć się, co przydarzyło się jej synowi. Chcąc zachować pamięć o nim, powraca do miejsc i momentów szczególnie ważnych w ich życiu.

Główny bohater w ogóle nie pojawia się na scenie. I jest to zabieg dobry. Beata Zygarlicka, jako matka, jest świetna (już dawno nie grała głównej roli, czego bardzo żałuję). To kobieta, która zawsze była inna i zawsze musiała ponosić tego konsekwencje. Oryginalnie się ubierała, oryginalnie się zachowywała, związała się z Nigeryjczykiem i miała syna o innym kolorze skóry. Kolorze niezbyt dobrze widzianym w społeczeństwie. Kiedy jej syn znika, musi spotykać się z różnymi ludźmi, z którymi nie ma ochoty się spotykać, ale nieodmiennie zachowuje podczas tych spotkań klasę. Zachowuje klasę nawet wtedy, gdy zaczyna samotnie popijać wino z gwinta. Jeżeli pewnego rodzaju zblazowanie i klasę można połączyć w jednej osobie, Beata Zygarlicka osiąga ten efekt.

Równie świetna jest Krystyna Maksymowicz jako Ala, przyjaciółka głównej bohaterki. Ala, niezbyt lotna, a może taką udaje? Bo nie potrafi odpowiednio zachować się w obliczu tragedii swojej przyjaciółki. Nie wie, co powiedzieć, jak ją pocieszyć, więc plecie różne bzdury, gubi wątki, odchodzi od tematu. Próżno szukać w jej obliczu inteligencji, co jest dziwne, bo przecież jest emerytowaną nauczycielką. A może wcale nie jest dziwne. Mimo wszystko to Ala staje się oparciem dla Barby. Być może jedynym.

W spektaklu zastosowano w scenach retrospekcyjnych wideo. To właśnie w tych scenach widzimy rozmowy głównej bohaterki z ludźmi, którzy mieli kontakt z jej synem. To z tych rozmów dowiadujemy się, jaką gehenną było jego życie. Z jak wieloma uprzedzeniami, aktami złośliwości czy wręcz nienawiści musiał się mierzyć, począwszy od przedszkola. To wideo to swego rodzaju lustro, w którym możemy się sobie przyjrzeć. Zobaczymy wszystkie uprzedzenia, stereotypy, przesądy i wiele negatywnych rzeczy, które powinny zaburzyć nasz spokój i nasze dobre mniemanie o sobie.

Scenografia Izabeli Kolki na małej powierzchni Malarni pomysłowo przenosi nas do kilku wnętrz - mieszkania Barby, mieszkania Ali, nawet na statek wycieczkowy, który pojawia się we wspomnienia Ali, czy do Afryki. Przy czym każde wnętrze ma inny wystrój - mieszkanie Barby nawiązuje do stylu kolonialnego z afrykańskimi ozdobami (sama Barba nosi się po afrykańsku w zwiewnych i kolorowych sukniach czy płaszczach oraz dużych kolczykach), a mieszkanie Ali, odziedziczone po ciotce z kresów, ma elementy ludowe. Co ciekawe, wszystkie te wnętrza widzimy jednocześnie i wcale to wizualnie nie przeszkadza.

Ważna jest też muzyka i choreografia, która wprowadza lekki niepokój, ale też łagodnie przechodzi w dynamiczne rytmy rytualnych tańców afrykańskich czy walce na przedwojennym wycieczkowcu.

"Mbambo" to opowieść o odnajdywaniu tożsamości, o przemianie, za którą stoi miłość, opowieść, w której wątki afrykańskie przeplatają się ze szczecińskimi, a punkowa muzyka singeli wystukuje rytm odległego świata. Zagadkową historię opowie widzom Griot – pamięć Afryki, "usta ust".

Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
8 czerwca 2021
Portrety
Paweł Kamza

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia