Rekomendacja

Magdalena Raszewska, Magda Hueckel, Dobrochna Ratajczakowa, Tomasz Rodowicz, Jakub Krofta i Maria Wojtyszko

31 grudnia 2018 roku kończy się kadencja dyrektorska Doroty Buchwald w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Mimo szerokiego poparcia środowiska teatralnego wyrażonego listem podpisanym przez ponad tysiąc dwieście osób w sprawie przedłużenia jej kadencji, minister kultury powziął decyzję o rozpisaniu konkursu na to stanowisko. Dorota Buchwald zdecydowała się do niego stanąć, my zaś, jako redakcja „Dialogu", chcielibyśmy jej kandydaturę z pełnym przekonaniem poprzeć. Zwróciliśmy się także z prośbą o zabranie głosu w tej sprawie do kilkorga wybitnych przedstawicieli środowiska teatralnego, reprezentujących różne jego domeny. Pozwalamy sobie przedłożyć te wypowiedzi naszym czytelnikom jako wyraz wdzięczności dla dotychczasowych osiągnięć Doroty Buchwald jako gospodyni naszej wspólnej instytucji, a władzom – jako zbiorową rekomendację, z nadzieją, że zostanie wzięta pod uwagę.
Redakcja „Dialogu"

MAGDALENA RASZEWSKA:
Jazdów od ponad czterystu lat dla każdego historyka teatru jest miejscem fundamentalnym polskiego teatru: to tu na dworze Anny Jagiellonki odbyła się premiera pierwszej polskiej tragedii – Odprawy posłów greckich Jana Kochanowskiego. A jak chce teatralna legenda – premiera miała konsekwencje polityczne, obywatelskie i wysoko zawiesiła poprzeczkę ideowemu obliczu narodowego teatru. Przypomina o tym tablica, wmurowana kilka lat temu w ścianę budynku Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego.

Jak z tego widać, teatr nie jest wieżą z kości słoniowej, wyizolowaną ze świata, więc Instytut Teatralny również musi istnieć i działać w swoim tu i teraz. Godzi historię i współczesność, badania naukowe i organizację życia teatralnego, frymarki i konferencje, teatr popularny i wysublimowane projekty dla koneserów. Ta różnorodność sprawia, że na Jazdowie, w Instytucie Teatralnym, spotykają się wszyscy, z jego zawziętymi adwersarzami włącznie, bo wszyscy mają tu swoje miejsce i swoje sprawy.

U podstaw Instytutu legł Dział Dokumentacji ZASP (dziś: Pracownia Dokumentacji im. Barbary Krasnodębskiej) prowadzony przez Dorotę Buchwald oraz intensywnie lobbowany w środowisku projekt Macieja Nowaka, by powołać instytucję animującą, integrującą środowiska teatralne i teatrologiczne. Udało się i powstało miejsce żywe.

Dorota Buchwald jako współinicjatorka utworzenia Instytutu, określająca jego kształt od początku działalności, wielokrotnie dowiodła, że potrafi łączyć różne środowiska, postawy i poglądy; pod jej kierownictwem Instytut realizuje ideę miejsca otwartego, będącego miejscem spotkań aktorskiego i teatrologicznego środowiska, niezależnie od opcji politycznych.

To, co się dzieje w Instytucie, jest dokładnym odzwierciedleniem obecnego stanu teatru i zainteresowań publiczności. Sprowadzanie działań Instytutu do spraw politycznych i społecznych jest nieporozumieniem. Pod dyrekcją Doroty Buchwald Instytut Teatralny zajmuje się wielorako rozumianą organizacją i animacją życia kulturalnego. W tym czasie zrealizowano w nim sześć grantów naukowych, wydano trzydzieści cztery książki o teatrze, zorganizowano około piętnastu wystaw, ponad czterdzieści promocji książek. To także znakomity Konkurs Fotografii Teatralnej czy konkurs na prace magisterskie o teatrze. To tu prowadzone są dyskusje inicjujące projekty naukowe i badawcze, największy na świecie wortal tematyczny e-teatr.pl, Encyklopedia Polskiego Teatru oraz programy: Teatr Polska, Konkurs im. Jana Dormana, ogólnopolski cykl warsztatów „Lato w teatrze". Instytut jest również organizatorem konkursów „Klasyka Żywa" oraz „Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej" – na zlecenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Oczkiem w głowie Doroty Buchwald – teatrologa z wykształcenia – jest Pracownia Dokumentacji Teatru. To unikatowy zbiór dokumentów teatralnych (i najnowocześniej prowadzony), do którego pielgrzymują badacze teatru ze wszystkich ośrodków naukowych. To także jedyna w Polsce biblioteka teatrologiczna, w której jest „wszystko". Właśnie Dorocie Buchwald, dzięki jej kontaktom i szacunkowi, jakim się cieszy, ludzie teatru powierzają swoje spuścizny, wiedząc, że to ona jest gwarantką ich wykorzystania zgodnie z intencją ofiarodawcy. Dorocie Buchwald udało się zgromadzić wokół siebie znakomity zespół profesjonalnych animatorów, popularyzatorów, dokumentalistów i badaczy.

Instytut jest aktywnym i wysoko cenionym członkiem organizacji międzynarodowych: ENICPY (sieci europejskich instytutów teatralnych) i SIBMAS (afiliowanej przy UNESCO organizacji instytucji posiadających kolekcje teatralne). W 2020 roku ma być organizatorem światowego kongresu SIBMAS w Warszawie.

Zgadzając się, że „konkurs to najlepsza forma wyłaniania dyrektora publicznej instytucji kultury [...] dająca możliwość zaprezentowania różnorodnych koncepcji działalności instytucji oraz stylów zarządzania, stwarzając przy tym ramy do twórczej dyskusji nad kierunkami rozwoju instytucji", jestem przekonana, że w przypadku wyrazistych instytucji, autorskich koncepcji, należy starać się utrzymać ich ciągłość, zapewnić spokojną pracę. Dyskutować można bez konkursu i chętnie taką dyskusję zainicjuję – tak było właśnie przy pierwszej zmianie dyrekcji Macieja Nowaka na Dorotę Buchwald. W kategoryczności mojego twierdzenia utwierdza mnie zaniepokojenie środowiska teatralnego dalszym losem Instytutu przy ewentualnej zmianie dyrekcji, jak również próby dezawuowania jego ogromnego dorobku, w którym wkład Doroty Buchwald jest bezsprzeczny.

Nie jest tak, by Instytut był miejscem idealnym, wyczerpującym wszystkie możliwości działania, by model jego pracy nie mógł podlegać przekształceniom. Nie ze wszystkimi działaniami Instytutu się zgadzam. Ale jest to miejsce przyjazne i otwarte na propozycje, odpowiadające na zgłaszane zapotrzebowania.

Pani Dorota Buchwald jest szeroko znana w środowisku teatralnym i teatrologicznym, cieszy się w pełni zasłużonym poważaniem. Jej kompetencje, dorobek nie budzą wątpliwości. Dodać trzeba jeszcze, że należy do grona uczniów patrona Instytutu, zawsze pamiętając o Nim i jego wyborach moralnych.

MAGDA HUECKEL:
Z Dorotą Buchwald, obecną dyrektorką Instytutu Teatralnego, poznałam się w 2014 roku, podczas spotkania dotyczącego wydania monograficznego albumu prezentującego fotografię teatralną mojego autorstwa. Nasze rozmowy zbiegły się w czasie z inicjowanym wówczas w Instytucie szerszym programem, mającym na celu propagowanie i rozwój sztuki fotografowania teatru. Od tamtej chwili uważnie śledzę działania na Jazdowie, nierzadko biorąc w nich aktywny udział. Do takiej aktywności bowiem Instytut zaprasza – twórców, badaczy, animatorów, co i rusz realizując projekty, wykraczające poza jego dotychczasowe administracyjno-instytucjonalne ramy.

Konkurs Fotografii Teatralnej oraz towarzysząca mu działalność wydawnicza, wystawiennicza i edukacyjna, które obserwuję przez te kilka ostatnich lat, mądrze promują różne zjawiska na styku teatru i fotografii. Finał pierwszego Konkursu odbył się w 2015 roku jako istotny element obchodów 250-lecia Teatru Publicznego w Polsce. Celem, jaki wówczas postawili sobie organizatorzy Konkursu, było „wspomaganie rozwoju oraz prezentacja fotografii teatralnej, nie tylko jako formy dokumentowania i promowania procesu pracy teatralnej, ale także jako narzędzia współtworzenia znaczeń i sposobów odbioru dzieła oraz działalności twórczej". Dzięki otwartemu charakterowi, Konkurs błyskawicznie zyskał dużą popularność i stał się rozpoznawalną w środowisku teatralnym marką. Dziś, w te grudniowe dni 2018 roku – co odnotowuję z radością – swój finał ma już czwarta z kolei edycja Konkursu.

Rokrocznie nad zgłoszonymi pracami obradują eksperci z różnych dziedzin – fotografowie, krytycy, scenografowie i reżyserzy, prezentujący często odmienne spojrzenia i oczekiwania wobec fotografii teatralnej, jej potencjału artystycznego i funkcji dokumentalnej. Prace finalistów Konkursu są prezentowane na licznych, przygotowanych z ogromną kuratorską dbałością wystawach, zarówno w siedzibie organizatora, jak i w przestrzeniach publicznych, takich jak Galeria Plenerowa Muzeum Łazienek Królewskich. Ekspozycje pokonkursowe w minionych latach można było oglądać w Krakowie, Poznaniu, Słupsku, Cieszynie, Wrocławiu, Opolu, Jeleniej Górze, Toruniu, Radomiu i Krośnie – i to wyliczenie pokazuje też geograficzny i społeczny zasięg tej części działalności Instytutu.

Konkurs pozbawił fotografię teatralną „przezroczystości", pokazał różnorodność postaw artystów-fotografów skupionych wokół teatru. Strategie te są do prześledzenia, między innymi w serii wydawniczej, towarzyszącej Konkursowi. W 2015 roku wydano, wspomniany wyżej, monograficzny album prac piszącej te słowa – Hueckel / Teatr. W minionym roku ukazały się z kolei albumy Tomek Tyndyk / Teatr oraz – wydany wspólnie z Muzeum Historii Fotografii – Plewiński. Na scenie. Wszystkie, choć różne w charakterze i założeniach, z obowiązkowym opracowaniem krytycznym filozofów, kuratorów, teoretyków, badaczy, i – co warte podkreślenia – z pierwszymi sukcesami i dobrym odbiorem na ogólnopolskich i międzynarodowych festiwalach fotograficznych (Miesiąc Fotografii w Krakowie, TIFF Festival we Wrocławiu czy grecki Athens Photo Festival). Instytutowemu Konkursowi Fotografii towarzyszy też działalność edukacyjna – praktyczne warsztaty dla fotografów, dla pracowników teatralnych działów promocji, przeglądy portfolio czy szkolenia w zakresie prawa autorskiego. Ich celem jest nie tylko edukacja, ale także integracja środowisk twórczych oraz eksperckich z różnych dziedzin, co Instytut – pod wodzą Doroty Buchwald i jej pracowników – realizuje z dużymi sukcesami.

Ze swojej strony muszę dodać, że na każdym etapie współpracy z Instytutem Teatralnym spotkałam się z pełnym profesjonalizmem, życzliwą atmosferą, rzetelnością i otwartością. I za tę wspaniałą wspólną pracę bardzo dziękuję!

DOBROCHNA RATAJCZAKOWA:
Przed laty mówiono o teatrologii jako o bezdomnej nauce. Teraz ma już kilka domów-uniwersytetów w różnych miastach, lecz przede wszystkim ma jeden dom szczególny, Instytut im. Zbigniewa Raszewskiego, którym przez ostatnie pięć lat opiekowała się i zarządzała Dorota Buchwald. Myślę, że Profesor byłby dumny z tego, czym stał się Instytut jego imienia. Co znaczy bowiem „Dom Teatrologii" i – rzecz jasna – teatrologów?

Kiedy powstawał, był domem wymyślonym, niejako projektem domu, ale dopiero po latach stał się domem prawdziwym. Wszak dopiero po latach wytworzono tu poczucie zadomowienia różnobarwnego bractwa teatrologów. A wiadomo, że potrzeba zadomowienia jest mocno zakorzeniona w nas wszystkich i niezbywalna. Najpierw jednak musiał zaistnieć dom. Nie tylko jako budynek, choć to też było ważne, ale kiedy już wprowadzili się tu teatrolodzy, trzeba było wytworzyć jego „domowość".

Domowość oznacza komfort przebywania w danym miejscu, określa ogólne warunki dobrego samopoczucia jego mieszkańców, wskazuje na brak dramatu i panujący spokój, opiera się na różnych udogodnieniach i przydatności wnętrz, mówi o praktyczności rozwiązań i zapobiegliwości domowników, o przyjaznej atmosferze. Domowość to także rozmaite ślady obecności użytkowników miejsca, to działania jego gościnnej gospodyni – Doroty Buchwald. Do niej bowiem należało zarządzanie domem, ona wyznaczała obowiązujące w nim zasady i pielęgnowała ducha rodzinności, dziś szczególnie cennego.

Instytut z czasem otoczyła wielka rodzina. Jej powstanie zapoczątkowała poprzednia dyrekcja, lecz jej obecny kształt wypracowała Dorota. Ta rodzina obejmuje przyjaciół, nauczycieli, gości z różnych stron świata nauki, ale i ze świata sztuki, czyli mówiąc językiem Kubusia Puchatka – wszelkich krewnych i znajomych królika. Wszak duch rodzinności – według Tischnera – opiera się na wspaniałomyślności, wyraża się w tym, by pozwolić drugiemu być takim, jakim jest i jakim pokazać się pragnie. Taka swoboda wytwarza szczególną atmosferę miejsca, każdemu oferuje poczucie komfortu, sprawia, że chce się tu przebywać.

Dom Teatrologii jest duży, a zasadniczą cechą dużego domu jest jego otwartość, łącząca się z przygarnianiem chcących należeć (choćby przez chwilę) do wspólnoty, która tu znalazła schronienie. Tu krzyżują się drogi „współmieszkańców", łączą się różne interesy, przecinają i dopełniają różne działania – naukowe i artystyczne. Dzięki pracującym tu ludziom, a głównie dzięki Dorocie Buchwald, Instytut stał się miejscem spotkań, przyjaźni, wymiany myśli i doświadczeń, miejscem przechowywania zbiorów, sceną wystaw, konkursów, działań teatralnych i parateatralnych, oświatowych, miejscem publikacji książek, promocji i wielu różnych wydarzeń.

Tu dostaniesz zarówno zupę, jak kawę i ciasto, ale też pokarm duchowy, skorzystasz ze świetnie zaopatrzonej biblioteki, która spełni rozmaite potrzeby – na przykład dostarczy plan scen paryskich z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku. Tu kupisz książki w profesjonalnie prowadzonej księgarni, obejrzysz specjalnie przygotowany spektakl i spotkasz się z wybitnymi ludźmi teatru i zobaczysz debiutantów. Tu zjadą się teatrolodzy ze wszystkich stron Polski na specjalne projekty – czytanie mało znanych komedii Fredry czy dramatów Wyspiańskiego, na pasjonujące konferencje, ciekawe wykłady, filmy, dyskusje, na ogłoszenie książki roku, którą wybrał teatrologiczny vox populi.

W Krótkim przewodniku po życiu ksiądz Tischner pisze, że istnieje pokrewieństwo między wewnętrznym poczuciem wolności, jakie każdy z nas posiada, a zewnętrznym obrazem przestrzeni, w której działa. Dom Teatrologii stwarzał taką przestrzeń – więc zawiadamiał, zapraszał, wysyłał maile, przypominał, ponaglał, zamawiał... Główną jego zasługą pozostaje jednak ważne dla każdego doświadczenie spotkania, które jest czymś więcej niż doznaniem, przeżyciem czy uczuciem. To dorastanie do świadectwa – mówi Tischner. Także świadectwa tego, czym stał się dla nas Instytut Raszewskiego pod rządami Doroty Buchwald.

Cóż, zwykle dobrze wiemy, kogo i co lubimy i cenimy oraz dlaczego.

TOMASZ RODOWICZ:
Nie będę tu wspominał i wyliczał dzieł, programów, wydarzeń, wydawnictw i badań, które powstały dzięki Instytutowi Teatralnemu w Warszawie i w całej Polsce. Niech to zrobi rzetelny teatrolog, a poza tym chyba jest ta działalność całemu naszemu środowisku powszechnie znana. Chciałem raczej napisać o tym, co jest mniej oczywiste w tego typu placówce kultury: o ludzkich relacjach, twórczych dyskusjach i projektach przełamujących schematy i otwierających nowe drogi dla teatru. Instytut Teatralny był dla mnie miejscem spotkań ludzi, którzy gdzie indziej by się nie spotkali. Było to tak prowadzone i programowane przez Dorotę Buchwald i Dariusza Kosińskiego, by rzeczywiście mogli ze sobą dyskutować, współpracować i tworzyć artyści, animatorzy, badacze, teatrolodzy, antropolodzy i poloniści z różnych środowisk i różnych światopoglądów. W kilkunastu projektach, w których pośrednio lub bezpośrednio brałem udział na przestrzeni ostatnich lat, których prezentacja lub realizacja miała miejsce w budynku Instytutu lub w ramach jego programów w całej Polsce, zawsze miałem do czynienia z otwartością, fachowością i pełnym partnerstwem. Tu pojawiały się ważne pytania o polski teatr, edukację teatralną, programy badawcze i wymianę doświadczeń.

Dla mnie najistotniejsze w tym, co się tam działo, było szukanie rozwiązań i programów dla wspierania całego ruchu teatrów niezależnych w Polsce, czyli tak zwanego Offu, których to teatrów w naszym kraju zarejestrowanych jest ponad osiemset! Wspólnie z kierownictwem Instytutu Teatralnego stworzyliśmy dla MKiDN projekt wieloletniego programu – konkursu na realizacje i prezentacje sceny offowej, która jest według mnie najważniejszym i najmocniejszym głosem młodych twórców teatralnych w Polsce (ten projekt ciągle czeka).

Instytut, tworząc i rozwijając prace nad archiwami historii teatru polskiego, był jednocześnie ukierunkowany na to, co nowe, młode i ryzykowne w sztukach performatywnych. Dorota Buchwald jednocześnie w tych czasach pełnych napięć, konfliktów i wojen polsko-polskich o teatr potrafiła w niezwykły sposób zachować spokój, otwartość i tworzyć przestrzenie do rozmów i negocjacji. Wyjątkowość tego miejsca polega na tym, że wszyscy ludzie teatru mimo różnic estetycznych, zawodowych, generacyjnych, ambicjonalnych i światopoglądowych bardzo takiego i tego właśnie miejsca potrzebują. Ja osobiście tam czułem się jak w domu, spotykając raz Maję Komorowską, raz (nieżyjącego już) Zbyszka Osińskiego raz Grzesia Laszuka, Pawła Passiniego, Piotra Borowskiego czy Justynę Sobczyk...

JAKUB KROFTA I MARIA WOJTYSZKO:
Czy zdarzyło się państwu ostatnio obejrzeć spektakl w przedszkolu? Nie? Gratulujemy. Mają państwo więcej szczęścia niż liczne grupy Krasnalków, Smerfów czy Żuczków.

Kilkulatki jak Polska długa i szeroka oglądają „spektakle", których nikt z nas nie chciałby nigdy zobaczyć. Autorów tych dzieł rekrutuje się łatwo na grupach facebookowych w rodzaju „Praca w teatrze". Nierzadko czytamy tam ogłoszenia takie jak: „Poszukiwany dyspozycyjny aktor z prawem jazdy do przedstawienia dla dzieci. Doświadczenie aktorskie nie jest wymagane". Czyli generalnie chodzi o kierowcę, który nie zawaha się zagrać czegokolwiek w placówce edukacyjnej w Grudziądzu, Mławie, czy Raciborzu.

Tak kształtuje się gust przyszłej widowni teatralnej. W ogóle gust młodych Polaków.

Ciekawe, że jako społeczeństwo, dzieci, które zwykle chcemy otaczać szczególną opieką, w kwestiach kulturowych porzucamy na pastwę amatorszczyzny i badziewia.

Równie dobrze moglibyśmy oddawać je w ręce pediatrów po weterynarii, czy pedagogów po szkoleniach masarskich.

Co to wszystko ma wspólnego z Dorotą Buchwald? Bardzo wiele. Obecna szefowa Instytutu Teatralnego doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że twórczość dla dzieci jest równie ważna jak ta dla dorosłych.

Dzięki projektowi „Teatr Polska" również młodzi widzowie z miejscowości, w których nie ma teatrów, mogą oglądać wyselekcjonowane, czyli po prostu dobre przedstawienia z całej Polski.

Konkurs imienia Jana Dormana to unikalny przykład troski o jakość artystyczną produkcji kierowanych stricte do grup szkolnych. Teatry i inne instytucje kultury produkują spektakle możliwe do zagrania w salach gimnastycznych, na które do niedawna docierały prawie wyłącznie groteskowe komercyjne gnioty.

Wspaniale. Problem dostępności przyzwoicie zrobionych przedstawień dla młodej widowni mamy więc rozwiązany. Tu jest pauza, żeby doniosłość tego zjawiska mogła do Państwa dotrzeć z całą mocą.

A teraz zajmijmy się wsparciem, jakiego Instytut udziela teatrom w ich siedzibach.

Proszę sobie wyobrazić burzę mózgów przed premierą wymyślonej na potrzeby tego tekstu sztuki Ponury baranek w anonimowym teatrze lalek. Sztuka jest fajna, reżyser jest fajny, wszystko odbywa się w miłej atmosferze. Do momentu, w którym pada pytanie o adres wiekowy odbiorców. Powszechnie wiadomo, że organizatorzy wycieczek szkolnych, rodzice i dziadkowie oczekują, że w repertuarze przy każdym spektaklu będą oznaczenia, dzięki którym łatwo zorientować się, dla jakich dzieci jest przedstawienie.

– 3+? – pyta z nadzieją dyrektor, bo im młodszy widz, tym łatwiej zapełnić widownię.

– Raczej 7+ – prostuje przytomnie promocja, która widziała pół próby i wie, że Baranek jest naprawdę bardzo ponury.

Oczy wszystkich zwracają się ku reżyserowi, który, jak już wspomnieliśmy, umie w reżyserię, ale w życiu żadnych dzieci nie widział z bliska. Oczy reżysera zwracają się ku dramaturgowi, który ma dwoje dzieci, ale rzadko je widuje, bo ma wolny zawód.

– Dajcie mi spokój, ja się znam na dramaturgii, a nie na dzieciach! – obraża się dramaturg i w myślach przeklina wszystkich autorów książek o metodach budowania fabuły, którzy jakoś nigdy nie wspominają o kwestii adresu wiekowego.

Potem wtrąca się sprzedaż, organizacja pracy artystycznej, może nawet księgowość. Wreszcie decyzję podejmuje dział literacki, bo jest uczynny i ma dobre serce.

Z tych samych powodów ktoś, kto nie ma przygotowania pedagogicznego, bierze na siebie prowadzenie warsztatów i spotkań dzieci z aktorami.

Czasem wychodzi to dobrze, czasem nie.

Do czego zmierzamy? Instytucje, które robią przedstawienia dla dzieci, rozpaczliwie potrzebują pedagogów teatru. Naprawdę. Serio. Praca szuka człowieka. Są wakaty.

Z jakiegoś powodu żadna wyższa uczelnia nie kształci ludzi w tym kierunku.

Robi to od niedawna Instytut Teatralny wspólnie z warszawskim IKP (choć nie wiadomo jak długo, bo ministerstwo zapowiedziało skreślenie kulturoznawstwa z listy dyscyplin naukowych). Kochamy pedagogów teatru, którzy są brakującym ogniwem komunikacji pomiędzy artystami i nauczycielami. I powtórzmy to jeszcze raz – tylko dzięki dobrej woli osób pracujących obecnie w Instytucie pedagodzy teatru w ogóle w Polsce istnieją. Bez nich nie mógłby się udać żaden spektakl dla „naj-najów", czyli dla dzieci, które nie ukończyły trzeciego roku życia. I okej, znamy te (na szczęście coraz rzadsze) żachnięcia, że po co niemowlakom teatr, ale jako rodzice w sumie czwórki dzieci wiemy, że po pierwsze nigdy nie jest za wcześnie, żeby przyzwyczajać dzieci do uczestniczenia w kulturze, a po drugie po prostu super jest móc pójść z maluchem na spektakl dostosowany do jego możliwości poznawczych.

Instytut kierowany przez Dorotę Buchwald nie jest zakurzonym archiwum, o którym mało kto w środowisku słyszał. Jest najważniejszym partnerem instytucji i artystów, którzy tworzą dla najmłodszych z poczucia misji, a nie z poczucia, że na nieletnich można zarobić dużo kasy małym kosztem.

Chcielibyśmy ufać, że rozpisanie konkursu na dyrektora IT nie jest motywowane polityczną histerią, która skutkuje tym, że w wielu miejscach wymienia się wybitnych specjalistów na miernoty, którym z łatwością przychodzi wycinanie w pień, dobijanie koni i rozpędzanie budowanych przez lata zespołów.

Obawiamy się jednak, że następca, czy następczyni Doroty Buchwald może przez zwykły brak kompetencji i zrozumienia specyfiki twórczości dla dzieci zniweczyć dorobek poprzedniczki i jej ekipy. I chociaż darzymy sympatią samą panią dyrektor Buchwald, to nie jej najbardziej będzie nam w tej sytuacji szkoda. Bo tak naprawdę najwięcej stracić mogą dzieci z Mławy, Grójca, Raciborza.

(-)
Dialog
5 stycznia 2019
Portrety
Dorota Buchwald

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia