Religia: Reaktywacja

"Wesele hrabiego Orgaza" - reż. Jan Klata - Stary Teatr w Krakowie

Wchodzącego na scenę Krzysztofa Globisza przywitał zgodny rechot widzów. Pretensji do publiczności festiwalu Boska Komedia mieć jednak nie należy. W końcu Globisz kaleczył i amerykanizował polską mowę nie gorzej niż Dżoana Krupa. Powodów do śmiechu było zresztą w spektaklu Jana Klaty więcej. Na szczęście nie przesłoniły one tragicznego wymiaru widowiska. Widowiska, które powstało na gruzach jednego niespełnionego dzieła i fundamencie drugiego, równie niedoskonałego

Klata biorąc na warsztat powieść Romana Jaworskiego, mógł puścić wodze fantazji. Przecież "Wesele hrabiego Orgaza" to utwór przeciekający strumieniami językowej szarży, który jest wielką formalną wariacją. Bez trudu można zatem zdetonować jego zagmatwaną treść, a na scenie stworzyć szydercze jasełka.

Powieść Jaworskiego nie bez powodu zresztą tkwi w czytelniczym niebycie. Opublikowany w 1925 roku utwór zawiera szereg elementów, zupełnie nieistotnych dla współczesnego odbiorcy. Jaworski, grabarz młodopolskiej poetyki wHistoriach maniaków", w debiutanckiej powieści rzucił wyzwanie tendencjom współczesnej mu kultury. Jego katastrofizm wynikał prędzej z walki o swoje niż dziejowego proroctwa. Jeśli chodzi o to drugie, bardziej błyskotliwy i przekonujący był bliski znajomy Jaworskiego - Witkacy. Autor "Wesela hrabiego Orgaza" zamknął tymczasem wizję kulturowego schyłku w dość konkretnych ramach czasowych, a także określonej formule literackiej groteski.  

Choć u Klaty historyczna perspektywa międzywojnia zanikła, to wierność dyskursowi powieści sprawia, iż reguły gry Jaworskiego rzadko są przez reżysera naruszane. Paradoksalnie między obu twórcami zaszła zgodna symbioza. Dotyczy ona trwania w potrzasku między tradycją a nowatorstwem. Tak jak Jaworski pisząc iście postmodernistyczną powieść pozostał czystej wody modernistą, tak Klata uruchamiając maszynerię scenicznego nadmiaru, nadal jest wyznawcą starej szkoły teatru. Wyznawcą aczkolwiek przekornym i biegle władającym popkulturową nomenklaturą.  

Powinnowactwo obu twórców nie bierze się tylko z uwarunkowań estetycznych. I w powieści i na scenie, kpina z kulturowego humbugu skrywa tak naprawdę przerażenie zanikiem doznań duchowych. Główny antagonista - znudzony miliarder Havemeyer nie wziął się przecież z pisarskiej próżni. U progu lat 20. rodzina Havemeyerów wykorzystała zbitą na cukrze fortunę, aby wejść na rynek wpływowych kolekcjonerów sztuki. Jaworski oś powieściowego konfliktu zarysował zatem między depozytariuszami nie objawionych prawd, lecz wydawanych ochoczo pieniędzy. Komercjalizacja i pauperyzacja kultury jest tu faktem dokonanym. Obojętnie czy odbywa się, jak u Havemeyera drogą statycznego kolekcjonerstwa, czy jak u jego przeciwnika - miliardera Yetmeyera za pomocą wcielanej fikcji.

W ujęciu Klaty wyzwanie rzucone przez Yetmeyera nie do końca jest manipulacją. Chwilami milarder o amerykańskim akcencie ściąga maskę błazna i wprost do publiczności kieruje słowa o przymusie religinej regeneracji. Następuje ona oczywiście w oparciu o puste rytuały i jarmarczne rozrywki. Bo inaczej dzisiaj nie można. Dostojne malowidło El Greca „Pogrzeb hrabiego Orgaza“ ma zatem odrodzić się jako ekstatyczny przedśmiertny dansing, a muzealna siedziba obrazu w Toledo przekształcić w pełną przepychu świątynię kiczu. Tu główną rolę ma z kolei odegrać baletowy szaman Podrygałow. 

Jaworski na ostrze powieściowej satyry wziął dansing jako zjawisko jeszcze świeże, zapowiadające narodziny pogańskiej subkultury klubowej. Wzmocnił zarazem ironiczny efekt drwiną z baletowej rewolty Niżyńskiego. Klata nie pokusił się o aktualizację tego pomysłu. Dansingu nie zastąpiło techno party, a Podrygałow (grany przez Juliusza Chrząstowskiego) to nie gwiazda You Can Dance, lecz ten sam, przerysowany Niżyński, nadal pląsający do "Święta wiosny“" Strawińskiego.

Charakterystyczne dla Klaty "sample i skrecze mentalne" (np. teledyskowa oprawa utworu "Frontier Psychiatrist" The Avalanches), bynajmniej nie zaburzają tradycjonalistycznej wykładni. Reżyser pozostaje kontynuatorem narodowego teatru wielkich idei konfrontowanych z miałką teraźniejszością. Teatru Konrada Swinarskiego czy  Jerzego Jarockiego. Nawet, jeśli ten pierwszy, z pozycji swego popiersia musi przyglądać się wrestlerskim walkom, którymi rezyser inauguruje spektakl we foyer.

Rozgrywając całość w scenografii mieszającej glamour z industrialem, Klata często bawi się zamysłem inscenizacyjnym. Braminowi, wygłaszającemu quasi- buddyjski monolog z beatlesowskimi cytatami, każe zwisać z teatralnego balkonu na sznurze. Głową w dół. W scenie dziennikarskich relacji, reporterskie doniesienia układają się w karabinowy ciąg, przedrzeźniający styl kanałów informacyjnych. Finałowa sekwencja nabiera zaś charakteru czarnej mszy (albo i rytuału z Bohemian Grove), w takt drone metalowego rzężenia Sun O))).  

Spektakl przygotowany na deskach Teatru Starego, bez wątpienia angażuje zmysły widzów. Ale czy apeluje do samej duszy? Świat u Klaty, łącznie ze zinstytucjonalizowaną religią kardynała de Guevary, został ogołocony z oznak metafizyki. Teatralne "Wesele hrabiego Orgaza"l budzi więc nie tyle tęsknotę za religią, co poczucie przesytu kulturą. Festiwalowa publiczność nie wykazywała aczkolwiek oznak zmęczenia.

Łukasz Badula
kulturaonline.pl
7 grudnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...