Reminiscencje z krakowskich Reminiscencji

36. Krakowskie Reminiscencje Teatralne

36. Krakowskie Reminiscencje Teatralne dobiegły końca. Był to festiwal pełen niespodzianek, naładowany ogromną energią, przepełniony wydarzeniami, spotkaniami i projektami, które otwierały nowe horyzonty teatralne. Forma tegorocznej edycji festiwalu była wyjątkowa. Prezentacja spektakli była bowiem tylko jednym z jej elementów, zaś istotą całości było zderzenie polskiego, europejskiego i światowego teatru - nie tylko na scenie, ale w spotkaniach, dyskusjach i konfrontacjach

Towarzyszące festiwalowi spotkanie IETM (International Network for Contemporary Performing Arts) nadało dodatkowego znaczenia wizycie setkom gości z całego świata. Co jednak najważniejsze – mimo rangi festiwalu i znaczenia wszystkich wydarzeń okołoteatralnych – nie ucierpiał program Reminiscencji, który obfitował w ważne i ciekawe prezentacje. 

"Prolog" był wyjątkowym punktem programu festiwalu, za którego produkcję odpowiadały KRT i Teatr Ochoty. Spektakl Wojciecha Ziemilskiego zaprosił widzów do wspólnej refleksji nad siłą oddziaływania teatru oraz jego potencjałem wspólnototwórczym. Zgodnie z wizją reżysera, widzowie, prowadzeni jedynie głosem w słuchawkach, poruszali się po białej przestrzeni sceny, ruchem odpowiadając na pytania dotyczące ich doświadczeń związanych z teatrem. W drugiej części spektaklu ta interaktywna choreografia była przez twórców odtwarzana jako misterna sieć powiązań między osobami o podobnych wspomnieniach i preferencjach. A był to przecież, jak przypomina sam tytuł, dopiero "prolog". To, na co mogłoby się przełożyć to doświadczenie, pozostaje w gestii widza. 

„III Furie” w reżyserii Marcina Libera były spektaklem o tyle przykuwającym uwagę,  gdyż zanurzone były w tym, z czym polski teatr zmaga się od dłuższego czasu. Osobliwość tego projektu na tle innych przedstawień festiwalu przejawiała się w jego „polskości”. Przedstawienie, do którego scenariusz napisały trzy polskie dramatopisarki: Sylwia Chutnik, Magda Fertacz i Małgorzata Sikorska-Miszczuk, zanurzone jest bowiem w naszej mentalności i porusza problemy dotkliwe, współczesne i nie do końca przeanalizowane. Spektakl przedstawia panoptikum polskich figur, postaci i emocji. Wątki matki-Polki i oficera AK to grubo zarysowane, lecz bardzo rzeczywiste, dwa bieguny naszej mentalności. Nie unikający dosłowności, jednak dający duże pole do interpretacji i namysłu spektakl dał możliwość odkrycia na nowo zagadnień polskiej tożsamości. 

"Chór Kobiet" Instytutu Teatralnego, nawiązujący do tradycji teatru antycznego, był próbą zrekonstruowania (a może stworzenia na nowo?) kobiecego głosu. Krzycząc, chrypiąc, szepcząc, dysząc, jęcząc i śpiewając, chór kobiet zmagał się z oporną materią języka, a zarazem z mitami nagromadzonymi wokół kobiecości. Mozaika tekstów tak różnych jak cytaty z Biblii, przepisy kulinarne, frazeologizmy, hasła reklamowe i fragmenty tekstów literackich brutalnie obnażała przemoc językową wobec kobiet, tak wszechobecną, że na co dzień już niezauważalną. Kobiecy chór odpierał tę przemoc jej własną bronią - “ językiem“ i był to imponujący pojedynek gigantów.

Jan Klata na tegorocznej edycji festiwalu zaprezentował kolorowo-papierową interpretację "Ameryki" Franza Kafki. Historia opowiedziana została w energicznym tempie za pomocą rażących swoją dosłownością popkulturowych klisz – co zdecydowanie niczego przedstawieniu nie ujęło. Doskonała scenografia projektu Justyny Łagowskiej, rozkładająca się jak dziecięca książeczka, za każdym razem zaskakiwała głównego bohatera, który jeszcze nie zdążył oswoić się z poprzednimi stronicami. Grzebanie się w tandecie, wizualne zdeformowanie postaci i wykoślawienie tekstu o losach Karla Rossmana mimo wszystko poruszyły i oddały ponurą refleksyjność niedokończonej kafkowskiej powieści. 

Jedną z największych gwiazd festiwalu był angielski zespół Forced Entertainment, który zaprezentował dwa spektakle w reżyserii Tima Etchellsa. W Bunkrze Sztuki mogliśmy oglądać nietypowy spektakl "Quizoola!", który opierał się na sześciogodzinnej wymianie pytań przez trójkę aktorów. Pytania dotyczyły spraw trywialnych, śmiesznych, szokujących, filozoficznych, ale, co najciekawsze, każda z odpowiedzi była improwizowana, co wprowadzało dużą dawkę humoru i dynamiki wynikającą ze spontanicznych reakcji. Skromna widownia miała świadomość, że uczestniczy w dość intymnej "rozmowie", ale do końca nie dowie się do jakiego stopnia prawda miesza się z kłamstwem i zwykłą grą aktorską.

"The thrill of it all"
to z kolei energiczna parodia poszukiwania śmiechu i zabawy, stylizowana na kabaret albo popularne programy rozrywkowe. Kicz i slapstickowy humor przeplatają się z bezdusznym okrucieństwem, które widzowie, jak to w obecnych czasach bywa, oglądają bez sprzeciwu. Forced Entertainment przestawił bardzo trafne spostrzeżenia w oryginalnej formie i na pewno zyskał sobie w Polsce wielu fanów.

Alvis Hermanis przyjechał do Krakowa z "Obłomowem". Perspektywiczna scenografia zadziwiała swą drobiazgowością i - ze złotym samowarem na czele - stanowiła doskonałą rekonstrukcję dawnych rosyjskich, realistycznych tendencji. W zatęchłym wnętrzu (staro)kawalerskiego mieszkania, rozegrał się osobisty dramat Ilji Iljicza Obłomowa, który wraz z wiernym służącym wiódł życie obok życia, mimo starań energicznego przyjaciela Stolza. Podobnie jak Kaczmarski w swej piosence, Hermanis skontrastował rytmicznie obydwu panów. Rozkład, gnuśność i bezradność toczące się na scenie w powolnym rytmie, wciągały i oddziaływały z niespodziewaną siłą. Przez nostalgiczne sceny, skomponowane jak romantyczne malowidła, przebijał wciąż żywy problem/podtytuł – „Kiedyż więc mamy żyć?”

Moskiewski Teatr.doc podjął się próby opowiedzenia historii aktualnej, bardzo niewygodnej społecznie i politycznie. "Dwóch w twoim domu" to niezwykle poruszająca opowieść oparta na faktach, której wyjściowym punktem jest przypadek białoruskiego poety i działacza politycznego Uładzimira Niaklajeu, którego dotkliwie pobito i więziono w jego własnym domu (wszystko oparte na kontekście wyborów prezydenckich). Moskiewski teatr, konsekwentnie wpisujący się w dokumentalny charakter swojej wcześniejszej twórczości, po raz kolejny znakomicie poradził sobie z trudną tematyką, wykorzystując przy tym bardzo proste i oszczędne w formie środki artystyczne, których finalny efekt zdecydowanie zasługuje na międzynarodową uwagę. 

W projekcie Beating Lines zrealizowanym przez Yannę Varbanovą wzięli udział artyści z Polski, Węgier i Bułgarii. Grupa skupiła się na doświadczaniu przestrzeni miasta nocą. Dla uczestników przygotowane zostały cztery ścieżki: "Urban Yoga" polegająca na przeniesieniu czynności dnia codziennego do przestrzeni miejskiej, "Blindwalk" opierający się na wrażeniach słuchowych, "Laura Walk" - spacer śladami fikcyjnej postaci Laury, błądzącej po Kazimierzu, a także droga stworzona przez węgierskich artystów, wyznaczona przez drukowane kafelki rozmieszczone w przestrzeni dawnej dzielnicy żydowskiej. Projekt realizowany był przez trzy wieczory i za każdym razem kończył się koncertem zespołu "Sadza". W domu, w którym odbywał się koncert można było zobaczyć projekcje i instalacje zrealizowane przez Bułgarów i Polaków, a także pokrzepić się grzanym winem i słodyczami.

Tegoroczna edycja Krakowskich Reminiscencji Teatralnych to nie tylko teatr dramatyczny, ale także teatr tańca. Kolejne spektakle z tańcem w roli głównej ukazywały szeroki wachlarz możliwości wyrażenia siebie poprzez ruch. „Kra” Grupy Artystycznej Koncentrat i „Święto wiosny” w reżyserii Janusza Orlika prezentowane były w jednym panelu. Pomimo nadrzędnej wspólnej formy – tańca, przedstawienia prezentowały zgoła odmienne zapatrywanie się na teatralne konwenanse. „Krę” można wręcz traktować jako „wykład” o tym, czym jest taniec. Dziemidok opowiada o swoich inspiracjach, pokazuje, co oznacza dla niego forma, którą traktuje osobiście i indywidualnie. Unika wszelkiego ruchowego schematu, dotyka tego, co w tańcu pierwotne – przełożenia uczuć i emocji na ruch.

„Święto wiosny” to spektakl w swej formie nieco konwencjonalny. Ciekawym było zderzenie obu tych przedstawień jednego wieczoru. Przedstawienie Orlika obrazuje to, z czym polemizuje Dziemidok. „Kra” mówi o natchnieniu, prostych ruchach, dla których inspiracją jest natura i to, co w tancerzu wewnętrzne, indywidualne, osobiste. Czy musi to zawsze odzwierciedlać spójną historię i opierać się na interpretacji tekstu? Sugestywne dzieło Dziemidoka w zupełnie innej perspektywie stawiało pokazywane zaraz po nim „Święto wiosny”, będące dobrze zagranym – a raczej perfekcyjnie zatańczonym – spektaklem. Było jednak tym, z czym emocjonalnie, ale i z dozą dużego humoru, polemizowała Grupa Artystyczna Koncentrat.

Jedną z najciekawszych propozycji linii teatru tańca był spektakl Leszka Bzdyla "Le Sacre". Odwołujące się do niemal apokryficznej wersji baletu Święto wiosny Igora Strawińskiego przedstawienie Teatru Dada von Bzdülöw łączyło słowo i taniec. Narracja bez aktorskich upiększeń odwoływała się do korespondencji Strawińskiego z Mikołajem Roerichem, w której komentowali oni praktykę Diagilewa, nie uznającego pierwotnej wersji Le Sacre. Elementy choreograficzne z kolei, ascetyczne w swojej formie i energetyzujące w ruchu, przy świetnym akompaniamencie świetlnym, zmonopolizowały uwagę widza, obserwującego coś w rodzaju tanecznego work in progress.

Kolejną taneczną pozycją tegorocznej edycji KRT, tym razem zza wschodniej granicy, był "Mirliflor". Spektakl to intymna podróż w głąb ludzkiej psychiki wyrażonej za pomocą precyzyjnie zaplanowanego ruchu ciała. Dialog Dance Company kierowany przez Karine Ponties stworzył niezwykłą atmosferę balansującą na granicy całkowicie skrajnych emocji. Tancerze zadbali o każdy fragment swojego ciała i jednocześnie każdy fragment naszej duszy. 

"We are oh so lucky" w reżyserii Any Brzezińskiej to próba zestawienia teatru tańca z nowymi mediami. Tancerka-solistka Dominika Knapik miała do wykonania niezwykle trudne zadanie: wytańczyć słowa, którymi "zasypywały" nas projekcje video w tle. Ciało aktorki stało się matrycą, będącą jednocześnie jedynym właściwym nośnikiem sensów w tym z pozoru prostym formalnie przedstawieniu. Tancerka poradziła sobie z tym wyzwaniem znakomicie, wprowadzając widzów w świat, w którym obraz nieustannie toczy walkę ze słowem.

Wydarzenia 36. edycji Krakowskim Reminiscencji Teatralnych zaskakiwały, dostarczały radości i zmuszały do refleksji. Warto podkreślić, że przedstawienia były tylko jednym z elementów festiwalu. Spotkania z artystami, czytanie dramatów czy koncert uzupełniały program widzom, którym nie dość było teatralnych atrakcji. Różnorodność teatralnych propozycji była jednak na tyle obszerna, że każdy festiwalowy widz mógł znaleźć coś dla siebie.

Redaktorki oddziału krakowskiego
Dziennik Teatralny
31 października 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia