Rewolucja pożera...uwagę widza

"Sprawa Dantona", Teatr Polski we Wrocławiu

"Miasto jest jak beczka prochu" to skrzydlate słowa - jedno z czołowych wyrażeń związanych z Rewolucją Francuską, w spektaklu Klaty wypowiedziane od niechcenia. Ginie w gąszczu innych słów- mniej lub bardziej sugestywnych, mniej lub bardziej potrzebnych. Pada w otoczeniu drewnianych, stadionowych budek, które mogłyby spektakularnie płonąć, gdyby ktoś tylko podpalił lont. Mogłyby, gdyby chodziło tutaj o potęgę władzy, siłę jednostki, okrucieństwo historii.

Tak się nie dzieję, za to w zamian stają przed nami bohaterowie-ludzie- pełni przywar, namiętności, chwiejni. Mówią o tym, co tu i teraz, ukrywając dosłowność pod białą peruką. 

Klata, jak na czołowego buntownika polskiego teatru (choć teraz już wyważonego artystycznie) przystało, odziera mit Rewolucji z koturnowości, odbiera wiecznie żywym symbolom rangę. Danton bawi się czołgiem - zabawką, a gilotyny zastępują piły mechaniczne, rodem z taniego horroru. Rozmowy dyplomatyczne (m.in. Robespiera z Desmoulinsem) odbywają się pomiędzy biustem a pośladkiem żony drugiego, a przewodni motyw muzyczny spektaklu: "Children of the Revolution" zespołu T.Rex, aktorzy podgrywają sobie na gitarze. Wszystkie te zabiegi, bez natręctwa i wpadania w banał, prowadzą do rezygnacji z konkretnego planu czasowego. Peruki i pumpy przestają tracić swoje znaczenie, a przed oczyma majaczą nam nagłówki gazet. 

Paradoksalnie aktualności nie nadają, tylko i wyłącznie, a nawet przede wszystkim, popkulturowe slapsy i kontrkulturowa muzyka. Faktycznym clue staje się sposób budowania postaci- protagonistów: Dantona (Wiesław Cichy) i Robespierra (Marcin Czarnik) oraz ich Kobiet i Komitetów. W rozmowach przywódców z podwładnymi łatwo dostrzec XXI- wieczne polskie warcholstwo, podkradanie stołków, populizm i pustosłowie. Każdy jest gotów przyklasnąć temu, kto zdecyduje się ofiarować coś w zamian. Mądra myśl spotyka się z niezrozumieniem, zostaje zakłócona fałszywym tonem (chociażby "Marsylianki"), a heroiczne próby wierności, wiążące się z postacią młodego Desmoulinsea, zostają ośmieszone przez przeestetyzowaną postać poety, zbudowaną z dala od tonu serio. Ten Danton mógłby przeczytać o sobie na "Pudelku". 

Jedna z finalnych scen to ekstatyczny sen wariata na scenie do bardzo mało znanej kompozycji Johna Lenona. Szaleństwo, brak sensu, panowanie chaosu to rodzaj diagnozy. Rewolucja nie załatwia sprawy, tak jak sprawy nie załatwiły skok Wałęsy czy zburzenie muru berlińskiego. Klata mówi o konieczności przewrotu, nie zapominając o latach normalizacji, statkowania, porządkowania, będąc jednocześnie daleko od dosłowności sceny-kazalnicy. "Rewolucja zjada własne dzieci"- Klata uciekł od tego kulturowego uproszczenia, przez co nie został zjedzony przez teatr. Mało tego- pożarł uwagę widza. 
 
festiwal teatralny "Boska Komedia" w Krakowie 5-12 grudnia 2008

Katarzyna Pawlicka
Dziennik Teatralny Kraków
12 grudnia 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia