Rezerwat dzikich stworzeń

Nawet w najbrudniejszej kałuży odbija się Niebo...

Widzowie wielokrotnie wracają na ten spektakl, każdorazowo odkrywając w nim nowe płaszczyzny. Z trudem udaje się zdobyć bilet... Jest to alternatywna sztuka, tak różna od ogólnie przyjętego pojęcia recital - oryginalna, poszukująca, "jakaś". W swej formie przypomina parabolę - pod welonem słów i gestów kryje się bowiem głębsze dno. Przesłanie stanowi tu refleksja nad własnym systemem wartości, bo - jak przypomina ambitny aktor - choć rzekomo rodzimy się wolni, istnieje mnóstwo smyczy, do których jesteśmy poprzypinani...
"Urodziłem się z owiniętą wokół szyi pępowiną - mama mi powiedziała. A podobno rodzimy się wolni..." - pada z kameralnej sceny i ma to niesamowitą siłę wyrazu. Nie czując upływającego czasu, widzowie poznają historie kilku postaci - różnych od siebie pod każdym względem: od tego, w jaki sposób się poruszają, po czysto wizualne cechy. Są jednak ze sobą ściśle powiązane w jednej kwestii - każda z nich spętana jest, jak nie ślepą i bezowocną pogonią za pieniądzem, to oddawaniem się za nie, w poszukiwaniu prawdziwego uczucia. Postaci, jakie buduje Porczyk, plączą się w swoim zniewoleniu. Aktor Teatru Polskiego ukazuje różne jego oblicza, bo czy jest nim serialomania, wieczny hedonizm, czy nieodwzajemniona miłość, albo sprzedawanie się za odrobinę czułości - wszystko to, to tylko inne "opakowania" tego samego mentalnego niewolnictwa. Za każdym razem jest to czyjś - uświadomiony, bądź nie - dramat. "Smycz" zwraca uwagę na dwoistość ludzkiej natury oraz na paradoksalność świata: jedni płacą za uczucie, drudzy z kolei cierpią na brak pieniędzy, narzekając przy tym, że jedyne, co posiadają, to "puste uczucia"... W świecie, w którym dominuje kult mamony i bogiem staje się już nie drugi Człowiek, ale Marka czy Komputer, artysta zwraca uwagę na dychotomiczność świata, w którym realne wartości - niegdyś ulokowane na najwyższej z półek ważności - dziś spychane są do rynsztoka. Współcześnie zupełnie inne rzeczy stały się priorytetami - teraz godziny seriali dyktują nam plan dnia, w wolny dzień zabiera się rodziny na spacer...do hipermarketów. Pajęczyny nałogów, jakie zarzucają na siebie ludzie, przysłaniają to, kim są naprawdę i do czego zostali stworzeni. Bo z pewnością są to wyższe cele. Człowiek spętany w więzy nałogu zatraca samego Siebie, a więc najwyższą z wartości. Może czas oprzytomnieć? Nie ma szans, to już za daleko zaszło... Najbardziej urzeka fakt, że Porczyk - prócz uraczenia widzów porcją ciekawie zaaranżowanych piosenek - nie tyle odgrywa te, tak zróżnicowane postaci, ale jednocześnie wchodzi w interesującą interakcję z samymi widzami i to stanowi właściwy spektakl. Historia "ludzi na smyczy" jest jedynie pretekstem do postawienia samemu sobie istotnych pytań o własny system wartości - czy tych realnych priorytetów nie przysłoniły jakieś atrapy wartości? Czy nie weszliśmy do jaskini Platona, w której - patrząc na cienie - odbieramy je za to, co realne? Odpowiedzi na nie każdy z widzów udzieli w zgodzie z własną wrażliwością. W końcu życie każdego człowieka ma kolor jego wyobraźni. Jakże wielu jest wobec tego ubogich... Przeplatające się fragmenty utworów z tekstami Becketta, Arystotelesa, czy Sarah Kane układają się w niewiarygodnie spójną całość. Autorem części z nich jest sam Porczyk, doskonale i umiejętnie bawiący się konwencją - widzom proponuje koktajl dowcipu, wzruszenia, liryzmu ze szczyptą autoironii i domieszką tragizmu. A przy tym wizualnie to miniwidowisko nie jest pozbawione sympatycznych elementów zaskoczenia. Pomimo oszczędnej scenografii, artysta inspiruje ciekawymi technicznymi rozwiązaniami. Nietypowy recital w jego wykonaniu przede wszystkim urzeka realizmem, bo choć do każdej z postaci podchodzi z należnym jej szacunkiem, to i z dystansem, budując jednocześnie wiarygodne portrety bohaterów. Służą one jedynie ukazaniu pewnych nie-prawidłowości, które rządzą dzisiejszym światem. Łamiąc nastrój pełen dowcipu, a więc i śmiechu publiczności, aktor potrafi w chwilę później prawdziwie wzruszyć, budując przejmujący klimat - zarysowując kontury tragizmu Margaret. To ona stanowi postać kluczową, oś całego spektaklu - to do niej odnoszą się inne postaci. Cała teatralna opowieść rozegrana jest właśnie wokół postaci ulicznicy, której fascynacji ulega pewien wrażliwy człowiek...To nią i w niej Porczyk maluje kontury największego dramatu, zdaje się mówić najdonośniej, docierając do najgłębszych strun wrażliwości. W ostatniej scenie - pomimo fizycznej nagości - Bartosz może kamuflować swoje wnętrze, schowany za tiulem siatki. Kiedy pokazuje widzom Margaret - staje przed nimi zupełnie nagi...Paradoksalnie, jedynie prostytutka Margaret jest postacią, będącą w stanie zdjąć z szyi smycz i to ona zadaje najtrudniejsze, bo niewygodne pytania. O czym jest "Smycz"? O tym, że w poszukiwaniu Wartości człowiek zapomina i nie dostrzega tej największej z nich - Siebie. Teatr Polski we Wrocławiu, Scena Kameralna "Smycz" reżyseria i dramaturgia: Natalia Korczakowska scenografia: Natalia Korczakowska, Anna Met muzyka i aranżacje: Łukasz Damrych reżyseria światła: Olaf Tryzna producent: Katarzyna Majewska Obsada: Bartosz Porczyk zespół muzyczny: Łukasz Damrych (instrumenty klawiszowe), Tomasz Pierzchniak (kontrabas), Łukasz Sobolak (perkusja), Piotr Kaluta (gitara), Olga Kwiatek (skrzypce), Robert Kamalski (saksofon) Prapremiera: 30.11.2006r.
Katarzyna Czechowska
Dziennik Teatralny Wrocław
1 lutego 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia