Robert Camus
"Noc tuż przed lasami" - reż: Lucy Sosnowska - Studenci PWST w KrakowieEksperyment studentów krakowskiej PWST na deskach Teatru KTO to teatralna atrapa. Niewiele wzruszeń, pewna doza zażenowania i zdecydowany niedosyt Koltésa
Zaczyna się dosyć obiecująco. Transowa muzyka dobrze wprowadza w hermetyczny świat francuskiego dramatopisarza, co pokazał już Radek Rychcik w "Samotności pól bawełnianych". Jednak, jak się okazuje, to dobre złego początki. W tle ekran, a na nim zdjęcie jakiejś ulicy oświetlonej latarnią. Na scenie pojawia się ubrany czarne obcisłe getry i czarną koszulkę bez rękawów chłopak z kokiem na głowie. W ręku trzyma okrągłe akwarium ze złotą rybką. Staje w dosyć prowokującej pozycji, z jedną ręką na biodrze i zaczyna swój monolog. W ucho rzuca się niestaranna dykcja i chyba nie do końca opanowany pamięciowo tekst. Jego ruchy wydają się nieprzemyślane, przypadkowe. Stara się nadrabiać miną niestaranne przygotowanie. Maluje usta czerwoną szminką i opowiada o tym, jak śledził pewnego transwestytę w środku nocy. Chyba nie rozumie, o czym mówi.
Po drugiej stronie sceny pojawia się wysoki mężczyzna w białej koszuli, spodniach w kantkę i z czarną walizką w ręku. Stojąc bez ruchu, zwrócony twarzą do publiczności, zaczyna mówić. Czuje się niepewnie, wydaje się, że niekoniecznie ma ochotę opowiadać o tym, co mu się przytrafiło, ale wyraźnie coś go do tego zmusza. Samotność ma wypisaną na twarzy. Aktor buduje swoją postać z większym wyczuciem i konsekwencją niż jego partner.
Monologi dwóch bohaterów przerywane są różnymi projekcjami, które w jakiś sposób obrazują nocne wędrówki po mieście, tak często obecne w tekstach Koltésa. Kraków zastąpił Paryż. Pewien mężczyzna próbuje nawiązać kontakt z nieznajomym, zaprosić go na kawę, porozmawiać. Tamten ucieka. Innym razem oglądamy coś w rodzaju nieudolnych screentestów. Obaj aktorzy opowiadają, o czym mówi do nich ten tekst. Chłopak z kokiem wykazuje się dosyć żenującą ignorancją, skoro nie pamięta nawet, o jaki dramat chodzi. „To chyba był Robert Camus”, dywaguje. Nie rozumiem, po co umieszczać w spektaklu nagrania ludzi, którzy nie mają w zasadzie nic do powiedzenia, a wulgaryzmów używają jako przecinków, żeby załatać swój dziurawy wywód. Ten początkowy etap pracy dzieje się za zamkniętymi drzwiami i nie widzę powodu, żeby w tym przypadku ekshibicjonistycznie je otwierać.
Znakomity dramat "Noc tuż przed lasami" to monolog zawarty w jednym zdaniu. Zagranie go na dwa głosy, owszem, mogłoby zniuansować postać, która poniekąd rozszczepiałaby się na naszych oczach na scenie, ale po co podwajać mówienie dla samego mówienia?