Rock\'n\'rollowiec z odzysku

"Seks, prochy i rock and roll" - reż. Ula Kijak - Teatr Miejski w Gdyni

Grzegorz Wolf przed premierą "Seks, prochy i rock and roll" zapewniał, że ten spektakl powstał z potrzeby ducha. Aktor przez osiemdziesiąt minut robi wszystko, żeby udźwignąć bardzo wymagający monodram. I rzeczywiście mu się to udaje

Tekst Erica Bogosiana to rozpisany na jedenaście epizodów wgląd w męską psychikę, z przeróżnymi lękami, obawami, projekcjami, fantazjami, wzlotami i upadkami, wreszcie z próbami zmian, jakim musi stawić czoło mężczyzna w dorosłym życiu. Nie ma tu jednego, spójnego obrazu męskiego świata. Jest kilkanaście odsłon, alternatywnych rzeczywistości, konglomerat postaci, kalejdoskop zdarzeń. A w to wszystko wrzucony zostaje on - komentator, gawędziarz, szaleniec, łóżkowy superman, bezdomny, bogacz, reżyser, cwaniak... czyli aktor-everyman.

Reżyserka gdyńskiego spektaklu, Ula Kijak, bohatera sztuki Bogosiana widzi jako postać z kreskówki. Dlatego Grzegorz Wolf paraduje w stroju przypominającym wdzianko Pana Iniemamocnego z filmowej bajki "Iniemamocni", ale w barwach biało-niebieskich. Za pelerynkę służy mu zresztą flaga Gdyni. Gdyński superbohater wygląda więc naprawdę efektownie, tyle że ten wymyślny kostium mocno też aktora ogranicza. Dużo łatwiej odgrywać w nim nabuzowanego rapera niż eleganckiego biznesmena. Dlatego w każdym z epizodów (ostatecznie w spektaklu prezentowanych jest dziewięć z jedenastu) Wolf inaczej się zachowuje, porusza, mówi - kreując nową postać pomimo tego samego kostiumu, co udaje mu się raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem.

To jest "one man show" w pełnym tego słowa znaczeniu. Aktor dwoi się i troi - śpiewa przebój Pink Floyd, zanuci Marleya, Jacksona, biega po całym foyer Teatru Miejskiego, sam zajmuje się scenografią, wprowadzając przyczepę reklamową i zamieszczając na niej korespondujące z kolejnymi scenami plakaty, nawiązuje kontakt z widownią, a kwestie wypowiada widzom prosto w twarz. Tekst Bogosiana uwiera, wywołuje śmiech połączony z konsternacją. A aktor daje wybrzmieć frazom, mocno zresztą skróconym, aby utrzymać bardzo duże tempo spektaklu.

Trudno produkcję Teatru Miejskiego w Gdyni porównywać z superprodukcją Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, gdzie Bronisław Wrocławski z wielkim powodzeniem gra "Seks, prochy i rock and roll" już od 14 lat i niedawno świętował 1000 pokaz swojego przedstawienia. Tamtemu spektaklowi bliżej do mistrzowskich, pełnych skupienia i cyzelowanych emocji ról Jerzego Treli, niż buntowniczych manifestów wykrzyczanych przez Bogusia (Eryk Lubos) z głośnego legnickiego "Made in Poland" (w reżyserii Przemysława Wojcieszka).

W gdyńskim przedstawieniu najważniejszy jest właśnie bunt, kontestacja, punk-rockowy ogląd świata. Wytatuowane na czole Bogusia "fuck off" i groteskowy, ale przecież głupkowaty kostium bohatera granego przez Grzegorza Wolfa, spełniają podobną rolę. To prowokacja, wyzwanie rzucone sobie i całemu światu. I temu wyzwaniu Wolf podołał. Dawno nie widziałem tego aktora w takiej formie. Energią z "Seksu..." obdzielić by można połowę zespołu Teatru Miejskiego. Pierwszy w karierze aktora monodram można spokojnie zaliczyć do udanych.

"Seks, prochy i rock and roll" Teatru Miejskiego w Gdyni nie jest spektaklem wybitnym i raczej na pewno 1000-go pokazu nie doczeka. Ale solidnej porcji dobrej rozrywki, popartej świetnym tekstem i przekonującym aktorstwem wciąż nie oglądamy w Trójmieście za wiele. Dzięki Grzegorzowi Wolfowi i ekipie realizującej ostatnią w tym sezonie premierę w budynku Teatru Miejskiego jest jeszcze jedna, godna uwagi propozycja.

Łukasz Rudziński
trojmiasto.pl
30 maja 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...