Roger w ciemnych okularach

"Król Roger" - reżyseria: Mariusz Treliński, Opera Wrocławska

Dawno już żadna z wrocławskich premier nie budziła takiego zainteresowania jak piątkowa premiera "Króla Rogera" K. Szymanowskiego pod batutą Ewy Michnik. Najnowsza inscenizacja tej interesującej opery jest dziełem tego samego zespołu, który w 2000 roku zrealizował ją w Operze Narodowej w Warszawie.

Wyjątek stanowi projektant kostiumów, którym we Wrocławiu był Wojciech Dziedzic. Mimo tego trudno w obu przedstawieniach doszukać się jakichkolwiek podobieństw. Wrocławska inscenizacja ma wymiar bardziej kameralny, a jej punktem wyjścia - według reżysera - jest współczesny człowiek, który mimo wielu ciosów, jakie otrzymał od życia, odnajduje siebie. Szkoda tylko, że właśnie to pozostało w sferze niezrealizowanych marzeń. Reżyser kolejny raz odrzucił historyczne wątki "Króla Rogera", unikając jasnego określenia czasu i miejsca akcji. To, co dzieje się na scenie, może zdarzyć się zawsze i wszędzie. Dlatego usiłując to w jakiś sposób uwiarygodnić, ubiera bohaterów we współczesny kostium. Atrybutem Rogera jest garnitur i ciemne okulary, później marynarkę zmieni na domowy tużurek. Roksana wygląda i porusza się jak modelka.

Największe wrażenie pozostawia pełen skupienia I akt ze świetnie rozplanowaną i czytelną dramaturgią oraz klimatem, w którym otwierający operę chór zabrzmiał wyjątkowo efektownie. Niestety, później rzecz dzieje się zgodnie z porzekadłem: im dalej w las, tym więcej drzew! Drugi akt z prymitywną i mocno nachalną, wręcz niesmaczną sceną bachanalii, polegającą głównie na tarzaniu się po podłodze, niczego już nie buduje, a wręcz zamazuje obraz i dramat głównych bohaterów. Podobnie trzeci akt przeniesiony do pustej sali na szpitalne łóżko też w tej sytuacji przestaje być w pełni czytelny. Na plus reżyserii można zapisać to, że wszystko, co dzieje się na scenie, zostało wywiedzione z pulsu muzyki i mocno w niej osadzone. Ważnym czynnikiem budowania klimatu całej inscenizacji jest też dobrze prowadzone światło i efektowne projekcje filmowe w III akcie, mające w założeniu obrazować wewnętrzne rozterki głównego bohatera. 

Na szczęście wrocławski "Król Roger" to przede wszystkim znakomicie zrealizowana warstwa muzyczna i wokalna. Muzyka Szymanowskiego pod wytrawną batutą Ewy Michnik nie tylko urzeka pełnią kolorystyki, wyrafinowaną ekspresją i świetnie rozplanowaną dynamiką, zachwyca też pięknie uchwyconym nastrojem każdej sceny. Orkiestra, co należy podkreślić, realizowała tę trudną i gęstą partyturę z podziwu godnym zacięciem. W doborowej obsadzie na pierwszy plan wysunął się bardzo rzadko oglądany na krajowych scenach Andrzej Dobber, który stworzył przemyślaną w każdym szczególe kreację tytułowego władcy w finale zdającego sobie sprawę z otaczającej go pustki. Jego głos urzeka mocnym brzmieniem i świetnym operowaniem barwą. W partii Roksany dzielnie dotrzymuje mu kroku Aleksandra Buczek. Jej jasny w barwie i wyrównany w brzmieniu głos bez trudu radzi sobie z zawiłościami ornamentyki tej partii. Podobał się również dysponujący dobrze brzmiącym tenorem Pavlo Tolstoy w roli Pasterza. Posągowym Arcykapłanem jest Radosław Żukowski. Dobre wrażenie pozostawił chór przygotowany przez Małgorzatę Orawską, imponujący nie tylko zestrojonym i wyrównanym brzmieniem, ale również świetną dykcją.
(mw)

Adam Czopek
Nasz Dziennik
2 kwietnia 2007

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia