Rok 2015 w teatrze: Na Boskiej najważniejszy jest czas

O festiwalu Boska Komedia 2015

Na Boskiej najważniejszy jest czas. Nie liczyło go ponad 200 osób czekających na werdykt w centrum festiwalowym do drugiej w nocy. Warto go wziąć pod uwagę, próbując dojechać do Nowej Huty w godzinach szczytu – tramwaj jedzie dużo dłużej. Niezauważenie minęło 280 minut na "Francuzach", męczarnią było około 90. na "Hrabinie Batory". Oferta programowa była tak obfita, że zabrakło czasu, by uczestniczyć w wielu frapujących wydarzeniach towarzyszących i kontekstowych. Najważniejsze było oczywiście to, co się działo w teatrach - mistrzami czasu okazali się w tym roku Michał Borczuch, Paweł Miśkiewicz i po raz kolejny Krzysztof Warlikowski. Wszystko to miało miejsce w czasie napiętym, kuluary licytowały coraz bardziej fantastyczne i mroczne scenariusze personalne dla Starego Teatru. Czy był to ostatni taki czas w polskim teatrze?

Nie ma wątpliwości, że na początku grudnia serce polskiego teatru biło w Krakowie. Już po raz ósmy w koncepcie dantejskim otrzymaliśmy fotografię polskiego teatru. Przeważał wysoki teatr artystyczny, było miejsce na prezentacje młodych i konfrontacje ze starymi. To jedyna sytuacja, która daje tę możliwość w takiej rozciągłości i różnorodności. 10 dni, 28 spektakli, 39 przedstawień (razem z powtórkami), 4 premiery, kilkadziesiąt spotkań i przede wszystkim atmosfera festiwalowa – to wszystko zdecydowało, że mamy do czynienia z wydarzeniem kulturotwórczym i wartością dodaną. Kto chce poczuć i zrozumieć polski teatr i ma na to tylko 10 dni - nie ma alternatywy: obecność na Boskiej Komedii jest obowiązkowa.

Showcase nie tylko artystyczny

Boska Komedia w zamyśle jest wizytówką polskiego teatru artystycznego i prezentacją tego, co najciekawsze na krakowskiej scenie teatralnej. To wyjątkowa kombinacja, wynikająca nie tylko z faktu, że Kraków jest głównym sponsorem przedsięwzięcia. To forma promocji miejscowych teatrów i stworzenie sytuacji dla porównań, konfrontacji i wymiany. Jest wiele wyjątkowości na Boskiej. Organizatorami są Teatr Łaźnia Nowa i Krakowskie Biuro Festiwalowe, które zajmuje się organizacją wielu festiwali i rozległą działalnością, którą warto podpatrzyć i zastanowić się nad przeniesieniem schematu organizacyjnego w inne miejsca. Dyrektorem artystycznym i spiritus movens całego przedsięwzięcia jest dyrektor Teatru Łaźnia Nowa Bartosz Szydłowski, producentem Festiwalu jest Jarosław Trochowicz. W odróżnieniu od niektórych festiwali i miejsc, przedsięwzięcie nie jest okazją do zaistnienia dla całej masy urzędników i oficjeli, katalog festiwalowy otwiera słowo od B. Szydłowskiego, potem wypowiedź Izabeli Helbin – dyrektorki Krakowskiego Biura Festiwalowego i na koniec prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. Ilość i kolejność VIPów pozytywnie zaskakująca.

Dantejskość była powszechna, ale nieinfantylizująca. Prezentacje spektakli odbywały się w trzech pasmach: Inferno (konkurs polski z nagrodami, 14 tytułów), Paradiso (młodzi twórcy, w tym off i szkoły teatralne, 9 tytułów) oraz Purgatorio (pokazy specjalne, 5 tytułów). Były Sceny dantejskie (spotkania pospektaklowe) i Spotkania niebiańskie (towarzysko-branżowe o 13.00), Diabelskie godziny wieczorne i Boskie zniżki a dzięki Charon pass można było uczestniczyć we wszystkim. Staff zorganizowany w Departamentach (Minosa – organizacja, Charona – branża, Cerbera – obsługa widza itd.). Boska Komedia to także wizytówka organizacyjna, każdy ambitny kreator i konsument przedsięwzięć kulturalnych powinien zapoznać się z tą imprezą także od strony koncepcyjno-organizacyjnej.

Geografia teatralna

To spektakl "południowy". Z Północy (ponad linią demarkacyjną, którą wyznaczały Poznań i Warszawa) jedynie dwa spektakle z Bydgoszczy (w tym jeden, „Kantor downtown", dosłownie w ostatniej chwili) oraz gdański Teatr Wybrzeże z „Kto się boi Virginii Woolf". Poza tym Południe: Jelenia Góra, Tarnów, Katowice, Wałbrzych, Wrocław, Kielce) i Centrum (Poznań, Warszawa) oraz dużo Krakowa. Czy taka jest mapa polskiego teatru czy aktywność selektorów? Rzecz do dyskusji, ale jako przedstawiciel Unii, po przeliczeniu amunicji za zeszły rok, nie mam zbyt wielu argumentów w bitwie o teatr artystyczny z Konfederacją, niestety.

Albośmy to jacy tacy krakowiacy

Kraków podpisał w sumie 10 spektakli (łącznie ze studenckimi) i 3 w koprodukcji. Oglądanie konkursowych prezentacji Teatru Bagatela i Teatru Ludowego pomiędzy Warlikowskim czy Wyrypajewem stanowiło spory dysonans poznawczy. Oba krakowskie teatry, szczególnie Bagatela, mają świetne wyniki finansowe, ale jeśli przedstawiły na Boskiej to, co najlepsze, to ich codzienność wydaje się być mało atrakcyjna dla poszukiwacza olśnień. "Szaleństwa nocy" szkockich autorów Davida Greiga i Gordona McIntyre'a w reżyserii i ze scenografią oraz kostiumami Iwony Jery to estetyczne salto mortale. Rzecz o poważnym problemie Krakowa, jakim jest ogólnie mówiąc "wpływ nocnego życia na młodych ludzi", mimo kilku celnych spostrzeżeń i pomysłów jest po prostu okropnym, niezamierzonym kiczem. Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad "Wychowanką" według A. Fredry i w reżyserii Mikołaja Grabowskiego z Teatru Ludowego. Unowocześnienie ramoty (m.in. muzyka Pink Floyd!) chyba jeszcze bardziej zaszkodziło dziełu, które niech spoczywa nadobnie w archiwach. "Narodziny Fryderyka Demuth" Teatru im. Juliusza Słowackiego napisane i wyreżyserowane przez Macieja Wojtyszkę to koncept perwersyjny. Sprawnie podaną historię życia codziennego Karola Marksa, przede wszystkim, i Fryderyka Engelsa, ogląda się bez bólu za to z rosnącym zdziwieniem. Skoncentrowanie się na słabościach Marksa koduje w widzu wyobrażenie o jednym z najważniejszych myślicieli jako o człowieku małym, wręcz nikczemnym. Komunikat nie do przyjęcia, ale niewykluczony sukces międzynarodowy tekstu. Ambitną propozycję przedstawili gospodarze. "Skowyt" Teatru Łażnia Nowa w reżyserii Macieja Podstawnego to ciekawa próba przywołania postaci i czasów Beat Generation. Szkoda, że ogromna trema aktorów i kłopoty techniczne przeszkodziły we właściwym odbiorze spektaklu. Honoru gospodarzy bronił z powodzeniem Narodowy Stary Teatr. Doceniam klasę spektaklu "nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU", ale nie cieszę się z klasycznienia Demirskich – zarówno tekstowo jak i inscenizacyjnie. Wolę zdecydowanie anarchię z okresu "Andrzeja" i "Wojny" – wtedy byli wyjątkowi, teraz są podobni. Zamykający konkurs polski "Hamlet" wg Krzysztofa Garbaczewskiego to jak zwykle u Cecki i Garbaczewskiego gwałt na oryginale. Teatr-instalacja, próba wytrzymałościowa i szok poznawczy dla widzów, którzy po raz pierwszy zetknęli się z takim językiem teatralnym w teatrze repertuarowym. O dziwo, Hamlet w trójnasób obecny ocalał, eksperyment się udał. Czekam na Garbaczewskie "Dziady" i "Wesela".

To, co najlepsze i czego zabrakło

Rzadko się zdarza, by werdykt był tak adekwatny w stosunku do ocenianego materiału. Międzynarodowe jury w składzie: Ahmed El Attar (Egipt), Celso Curi (Brazylia), Alja Predan (Słowenia), Carena Schlewitt (Niemcy), Stefan Schmidtke (Niemcy), Ramon Simó (Hiszpania) przyznało następujące nagrody:
Najlepsze przedstawienie (50 tys. zł): „Apokalipsa" w reżyserii Michała Borczucha, Nowy Teatr w Warszawie, za „delikatnie utkane przedstawienie skupiające się na szczególe, w którym inscenizacja, estetyka oraz koncepcje tworzą – wraz z treścią – idealny splot przeszłości i teraźniejszości, dokumentu i fabuły, intelektu i emocji, i które dodatkowo w zadziwiający sposób wiążą się ze społecznymi i politycznymi problemami dnia dzisiejszego".

Najlepszy reżyser (10 tys. zł): Krzysztof Warlikowski, „który w swoim hermetycznym i wielopłaszczyznowym przedstawieniu burżuazyjnego społeczeństwa jako reżyser redefiniuje i poszerza horyzont Marcela Prousta, mistrzowsko operując wizją oraz narzędziami, które ma do dyspozycji jako reżyser".

Najlepsza scenografia (10 tys. zł): Małgorzata Szczęśniak za scenografię do spektaklu „Francuzi", w uzasadnieniu jury napisało: „scenografia wciąga widzów w wielość przedstawionych światów, by doświadczali ciągłości rozwoju dramatu poprzez stworzenie silnie osadzonego w przestrzeni poczucia czasu".

Najlepsza muzyka oryginalna (10 tys. zł): Maja Kleszcz za muzykę do „Podróży zimowej". „Muzyka Mai Kleszcz odgrywa w przedstawieniu zasadniczą dramatyczną rolę; operując wielorakością stylów korzysta z pełnej gamy środków muzycznych i – z wielką odwagą i wirtuozerią – staje się wyrazem miejsca, w którym ciało jednoczy się z muzyką".

Dodatkowa nagroda za najlepszy tekst dramatu zastąpiła nagrodę za oprawę wizualną, której jury w tym roku nie przyznało. Nagrodę za najlepszy tekst dramatyczny otrzymał Paweł Demirski za „nie-boską komedię. WSZYSTKO POWIEM BOGU", jury było przekonane, że „oparty na klasycznym dramacie polskiego romantyzmu tekst zapisany przez Pawła Demirskiego stanowi wyjątkowy przykład siły języka współczesnego teatru zdolnego do poszerzania horyzontów służącego szerszemu postrzeganiu tradycji poprzez ironię".

Pierwsza nagroda aktorska za rolę damską (10 tys. zł) – Halina Rasiakówna za stworzenie wyjątkowej Elfriede I w przedstawieniu „Podróż zimowa" oraz roli Oriany Fallaci w przedstawieniu „Apokalipsa".

Pierwsza nagroda aktorska za rolę męską (10 tys. zł) – Krzysztof Zarzecki za wyjątkową kreację Piera Paola Pasoliniego w przedstawieniu „Apokalipsa".

Druga nagroda aktorska za rolę kobiecą (5 tys. złotych) - Małgorzata Gorol za siłę i świeżość jej wersji Elfriede V w spektaklu „Podróż zimowa".

Druga nagroda aktorska za rolę męską (5 tys. złotych) - Mariusz Bonaszewski za wyśmienite wykonanie roli Charlesa Swanna w spektaklu „Francuzi".

Jury zdecydowało również o przyznaniu wyróżnienia za wyjątkową współpracę całemu żeńskiemu zespołowi Teatru Polskiego we Wrocławiu wykonującemu „Podróż zimową" w reżyserii Pawła Miśkiewicza.

Jedynym zaskoczeniem jest właściwie tylko uzasadnienie nagrody dla Pawła Demirskiego. Nie posądzałem międzynarodowego jury o tak dobrą znajomość polskiej klasyki – szacun. Od kilku lat to, co najlepsze, rozgrywa się na osi Teatr Polski we Wrocławiu – Nowy Teatr w Warszawie – Stary Teatr w Krakowie z epizodycznym udziałem innych scen. Wygląda na to, że w nadwiślańskim teatrze minął już bezpowrotnie czas "Polski B". Choć z nadziejami spogląda się na Tarnów, Kielce czy Sosnowiec, nie są to jednak czasy porównywalne np. ze złotym okresem Legnicy. Zabrakło mi przede wszystkim "Wroga ludu" w reżyserii Jana Klaty. Ten spektakl mógłby niesamowicie rezonować, bo czas i miejsce były wyjątkowe. Dodałbym nagrodę "Tu zaszła zmiana" dla Teatru Żydowskiego w Warszawie i rozszerzył reprezentację offową – mimo tego, że off zdycha w Polsce, to ciągle są rzeczy warte pokazania (choćby: Komuna Warszawa, Suka Off czy Amareya). Spektakle "północne" ("Kto się boi Virginii Woolf" Teatru Wybrzeże i "Murzyni" Teatru Polskiego w Bydgoszczy) przeszły bez większego echa. Z pozostałych najbliżej wyróżnienia była "Morfina" Teatru Śląskiego w Katowicach w reżyserii Eweliny Marciniak, ale ja wolę jej gdański "Portret damy". Z Purgatorio (niestety nie widziałem "Placu bohaterów") polecam "Nieznośnie długie objęcia" Iwana Wyrypajewa, festiwalową koprodukcję Teatru Powszechnego w Warszawie i Teatru Łaźnia Nowa. Ze spektaklu, jak to często po Wyrypajewie bywa, wyszedłem z retorycznym pytaniem: Dlaczego najpiękniej polszczyna wybrzmiewa w spektaklach rosyjskiego autora?

Największym rozczarowaniem byli "Męczennicy" TR Warszawa w reżyserii Grzegorza Jarzyny. To druga, nieudana inscenizacja tego dramatu Mayenburga w Polsce (pierwsza była Anny Augustynowicz), nie pomogła nawet Justyna Wasilewska. Na Malinę uczciwie zapracował tandem Janiczak-Rubin. W "Hrabinie Batory" Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach razi właściwie wszystko, ale najbardziej tekst i dramaturgia.

Narzekalnia krótka, bo czepialstwo zamazałoby obraz. To było prawdziwe święto polskiej kultury i niezapomniany czas. Na koniec deser świadczący o dużym dystansie i poczuciu humoru. Szydera jest pojemna, pod zabawną formą kryją się momentami celne spostrzeżenia. Jest także jeden akcent pomorski (Krzysztof Babicki), niestety niezbyt dobrze świadczący o naszym życiu teatralnym, skoro tylko jedna postać i to w takim kontekście.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
2 lutego 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...