Romans ze sceną

Grażyna Brodzińska - śpiewaczka musicalowa, aktorka.Pierwsza dama polskiej operetki.

Występowała na scenach całego świata. Ciągle jest bardzo aktywna. Ostatnio popularność przyniósł jej udział w... serialu.

Umówienie się z nią graniczy z cudem. Wciąż w podróży, na spotkaniach, na scenie. Spotykamy się w Warszawie, na kilka dni przed ogłoszeniem w Polsce stanu epidemicznego i zamknięciem granic. Opowiada, że w domu jest gościem. I zastrzega, że nie zawsze tak było.

- Kiedy występowałam w teatrze, w operetce, pracowałam codziennie, wtedy w domu byłam również gospodynią. Od wielu lat jestem jednak wolnym strzelcem. Jeżdżę po całej Polsce. Za granicę także. Miałam wiele propozycji zagranicznych. Skorzystała z jednej. - Był to kontrakt w Kammeroper w Wiedniu. Potem musiałam zdecydować, określić się, czy chcę być w kraju, czy za granicą. Wybrałam Polskę, aby być z rodziną i śpiewać dla swojej publiczności. Żeby funkcjonować w świecie, trzeba mieć silny charakter, mocną osobowość. Tam jest ogromna konkurencja. Kontrakt w Wiedniu to była jej jedyna tak długa zagraniczna przygoda. - Pracowałam tam przez półtora roku. Potem wielokrotnie dostawałam podobne propozycje kontraktów, przesłuchań, kosztowało mnie to mnóstwo rozterek i nerwów. Podkreśla, że nie ulegała i nie ulega szybko różnym ofertom, pokusom. - Robię to, co kocham, co daje mi radość i satysfakcję. Jestem wtedy innym człowiekiem. Nie ma we mnie tej skromności, którą mam na co dzień.

Wspomina swoje przesłuchanie do wiedeńskiej Kammeroper. - Dwukrotnie uciekałam z Filharmonii. W końcu kolega siłą zaprowadził mnie za kulisy i wypchnął na scenę. Nie miałam już wyjścia, musiałam zaśpiewać. Okazało się, że spodobałam się, że zostałam zaangażowana. W Kammeroper śpiewała główne partie: Eurydyki w operetce Jakuba Offenbacha "Orfeusz w piekle" i Zerliny w operze Mozarta "Don Giovanni". - Śpiewałam oczywiście po niemiecku, a nigdy nie uczyłam się tego języka. Poszłam zatem na przyśpieszony kurs nauki niemieckiego. Trwało to trzy miesiące. Na początku posiłkowałam się słownikiem, rozmówkami i miałam ogromny bałagan w głowie. Nie mogłam sobie poradzić, ale z dnia na dzień było coraz lepiej.

Ostatnio koncertowała w Koszalinie i na Śląsku.

- W Warszawie występuję na scenie Teatru Palladium w klasycznej operetce Franciszka Lehara "Wesoła wdówka", w głównej roli Hanny Glawari. Jest to najnowsza premiera Mazowieckiego Teatru Muzycznego. W najbliższych dniach lecę do Edynburga na rozmowy w sprawie ewentualnych występów.

Ale pójdę też na pewno na jakiś musical. W Edynburgu spędzę kilka dni. (Sytuacja w Polsce sprawiła, że musiała zostać w domu i poświęca czas rodzinie).

Żartuje, że mimo takiego trybu życia rozpoznaje jeszcze swojego męża. Jest nim znany aktor Damian Damięcki. - Jesteśmy ze sobą związani pępowiną. Nawet bardzo. Takie wierne, nudne małżeństwo. Mąż często mówi: "Wiesz, możesz nawet nic nie mówić, tylko bądź". Nie musimy nigdzie bywać, ale bez przesady. Nie stronimy od towarzystwa. Często odwiedzamy teatry, kina, spotykamy się z rodziną, z przyjaciółmi.

Urodziła się w Krakowie. - Ze względu na zawód moich rodziców, którzy śpiewali, byłam cygańskim dzieckiem i przemieszczałam się z nimi z miasta do miasta. Byliśmy tam, gdzie mieli pracę. W Szczecinie skończyła szkołę podstawową, liceum ogólnokształcące i szkołę baletową. Skąd zainteresowanie baletem? - Moja mama też zaczynała od baletu. Mnie to bardzo pomogło w zawodzie. Mama, będąc w ciąży, długo śpiewała. Rosłam w niej i śpiewałam razem z nią. A jak tata był na scenie, śpiewaliśmy w tercecie (śmiech).

Opowiada, że była na wszystkich próbach i spektaklach rodziców. - Tak dorastałam. Wiedziałam, że chcę być na scenie. Chciałam też zostać dziennikarką. Wygrałam nawet jakiś konkurs. Ale to byt tylko epizod. Pociągało mnie także aktorstwo. Złożyłam nawet papiery do Szkoły Teatralnej w Warszawie.

Po maturze trafiła do Gdyni, do Studium Wokalno-Aktorskiego w Teatrze Muzycznym, którym kierowała legendarna już Danuta Baduszkowa. - To właśnie dyrektor Baduszkowa, która przyjaźniła się z moimi rodzicami, namówiła ich, aby wysłali mnie do Studium, że tam nauczę się wszystkiego. Miała rację. Myślała też o studiach w Akademii Muzycznej. - Zdawałam tam, ale zabrakło punktów za pochodzenie. Bardzo to przeżyłam. Zostałam w Gdyni. Nauczyłam się wszystkiego. Zupełnie jak w Szkole Teatralnej. Pięć lat studiów.

W Gdyni musiała sobie ze wszystkim radzić. - Tam kształtował się mój charakter. Złapałam muzyczny grunt i szlif, a to najważniejsze. Potem szłam po tej drabince. Szczeble pokonywałam powoli, bez pośpiechu, ucząc się i rozwijając.

Śpiewu uczyła ją prof. Zofia Janukowicz-Pobłocka, a w Warszawie prof. Urszula Trawińska-Moroz i prof. Ryszard Karczykowski. Debiutowała podczas studiów, mając dziewiętnaście lat. - Pierwsza rola to księżniczka Mi w operetce Franciszka Lehara "Kraina uśmiechu". Potem było wiele ról, m.in. w musicalu "Majcher Lady", w komedii muzycznej "Pchła w uchu". Studia w Teatrze Muzycznym wspomina bardzo miło, chociaż nie było łatwo. Gdy ukończyła gdyńskie Studium, pojechała do Szczecina.

- Mama zawsze marzyła, żeby wystąpić z córką na jednej scenie, i wystąpiłyśmy razem w komedii muzycznej Jerzego Wasowskie-go i Jeremiego Przybory "Machiavelli". Mama grała matkę, a ja córkę. Dla publiczności była to ogromna frajda. A dla nas ważne i piękne przeżycie. Danuta Baduszkowa nie była zadowolona, że wyjechała. - Nie zgodziła się na przykład, żebym grała w filmie, byłam potrzebna jej w teatrze. Zrobiło mi się przykro, bo chciałam sprawdzić się w czymś innym. Umiała walczyć o swoich artystów, ale była człowiekiem o gołębim sercu.

Wzięła udział w zdjęciach próbnych do filmu Janusza Rzeszewskiego "Miłość ci wszystko wybaczy", do postaci Żuli Pogorzelskiej. Reżyser jednak wymarzył sobie wysoką blondynkę. - Zula była niewielka i ciemnowłosa. Niestety, odpadłam! Tak naprawdę przed kamerą stanęłam dopiero w zeszłym roku. Gram w "Barwach szczęścia". Bałam się serialu, bo przecież jestem śpiewaczką. Ale uległam i bardzo się cieszę, bo to naprawdę wspaniała przygoda. Gram rolę pani profesor fortepianu specjalizującej się w muzyce klasycznej. To miłe doświadczenie.

Wulkan energii i kobiecości, najlepiej czuje się na scenie. - To jest mój żywioł. Nie mam żadnych oporów. Kiedy jestem na scenie, wstępuje we mnie jakaś moc. Nigdy nie myślała o karierze operowej. - Próbowano mnie do tego namówić, ale uznałam, że jest we mnie tyle energii, życia, dynamiki. A poza tym kocham ruch, aktorstwo, więc najlepiej sprawdzę się w operetce. Nigdy tego wyboru nie żałowałam. Pierwsza próba dostania się do Operetki Warszawskiej nie się powiodła. - Był to moment, kiedy adepci Studium Wokalno-Aktorskiego w Gdyni nie byli mile widziani na scenie przy Nowogrodzkiej. Można by rzec, że byliśmy na cenzurowanym. Po pół roku ponownie spróbowała i się udało. Dostała pracę na scenie Operetki Warszawskiej, a potem Teatru Muzycznego Roma. Śpiewała tam 20 lat. Zagrała wiele głównych ról. Wtedy też stała się jedną z najpopularniejszych artystek operetkowych w Polsce. - Recenzenci zawsze mieli problem, jak mnie zakwalifikować. Zastanawiali się, czy jestem aktorką, śpiewaczką, tancerką, czy też artystką musicalową. W każdej z tych ról czuła się znakomicie.

Współpracowała z Gliwickim Teatrem Muzycznym i z Teatrem Muzycznym w Poznaniu. Występowała i wciąż występuje z czołowymi orkiestrami filharmonicznymi i operowymi. - Mam też swoje dwie młode orkiestry - klasyczną i grającą tzw. lżejszy repertuar. Bardzo się cieszę, że z nimi pracuję. Odwiedziła wszystkie sceny muzyczne w Polsce i wiele scen europejskich. Wiele razy wyjeżdżała do USA, Kanady i Australii. Śpiewała nie tylko dla Polonii. Bardzo ceni sobie występy w mniejszych miejscowościach. - Tam jest fantastyczna publiczność. W tak naturalny sposób cieszą się, że mają blisko artystę. Kocham do nich jeździć.

W repertuarze ma utwory operetkowe, musicalowe i szlagiery światowego repertuaru. Jest główną gwiazdą w stworzonych specjalnie dla niej widowiskach multimedialnych: "Muzyczna Aleja Gwiazd", "The Best of Broadway", "Nie zapomnij mnie", "Magiczny Hollywood", "Śpiewaj i tańcz". Co roku gości w Krynicy i śpiewa na Festiwalu im. Jana Kiepury. Wieloletni dyrektor artystyczny tej imprezy Bogusław Kaczyński mówił o niej: "Prezentuje najwyższy kunszt sztuki wokalnej. Obdarzona urodą, wdziękiem, scenicznym temperamentem, śpiewa, tańczy, czaruje publiczność teatralną i filharmoniczną. Udowodniła, że ma prawo do tytułu Pierwszej Damy Polskiej Operetki".

Pracuje nad nowym repertuarem. Grafik ma wypełniony do stycznia 2022 roku. - Otrzymałam propozycję uczestnictwa w kolejnej edycji Wodecki Twist Festiwal. To urodzinowa impreza, bo Zbyszek kończyłby 70 lat. Cieszę się z tej możliwości, uwielbiałam go. Wspaniały artysta i cudowny człowiek. Niebawem ma się pojawić kolejna jej płyta. - Będą to nagrania z moich koncertów. Mój romans ze sceną wciąż trwa. I wciąż wyznajemy sobie miłość. Do dzisiaj mam pełne sale widzów, mimo że nie jestem na pierwszych stronach gazet Nie bywam gościem telewizji śniadaniowych i różnego typu gal, premier i celebryckich wydarzeń. Zastrzega, że też lubi się wyróżniać, ale inaczej. - Zawsze miałam kochającą publiczność. Dyrektorzy się zmieniają, wiele wokół nas się zmienia, a publiczność jest wieczna. Dzięki niej istnieję. W chwili, kiedy wychodzę na scenę, jestem szczęśliwa. Na scenie czuję się jak czołg!

Tomasz Gawiński
Tygodnik Angora
9 kwietnia 2020

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia