Rozczarowana Mrożkiem

"Indyk" Teatr Polski w Szczecinie

Zapanowała radość wśród miłośników Mrożka, bo oto w Teatrze Polskim w Szczecinie grany jest "Indyk", czyli klasyczny przykład współczesnej dramaturgii. Liczymy, że sztuka oparta na dziele prawdziwego mistrza w tej dziedzinie, dostarczy nam wiele przyjemności w odbiorze. Czy jednak nasze nadzieje nie okażą się daremne?

Tym, co juz na pierwszy rzut oka rzeczywiście wzbudza nasz podziw, jest dekoracja sceny w Teatrze Polskim: bardzo dobrze oświetlona, dominują jasne barwy, na tle których wyraźnie wyeksponowane są wszystkie postaci. W centrum znajdują się duże drzwi, przez które wkraczają na scenę kolejni aktorzy. Po obu ich stronach schody, łączące się tuż nad wejściem i stanowiące swego rodzaju balkon, górujący nad całością. Z boku biurko, a na nim stos książek w totalnym nieładzie. Tuż obok krzesło, na którym siedzi Poeta. Całość idealnie wkomponowuje się w atmosferę epoki romantyzmu, w której miały miejsce zdarzenia. Efekt potęgują jeszcze stare stroje: peruki, peleryny, mundury-zupełnie jak te, należące do bohaterów filmów kostiumowych - rodem z odległych czasów.

Nie bez przyczyny zaczynam od kwestii technicznej, gdyż ta, robi w tym spektaklu największe wrażenie. Tak ciekawa dekoracja zapowiadała, że będzie to naprawdę dobra sztuka. A jednak… zabrakło porywającej gry aktorskiej, która wzbudziłaby aplauz widza.

Mimo, iż aktorzy starają się odgrywać swe role wiarygodnie, w istocie tacy nie są. Niektóre postaci są przerysowane i sztuczne. Niekiedy nawet drażnią i budzą lekką irytację. Być może zbytnio skupili się na prezentacji własnej maniery, spychając tym samym na boczny tor najważniejsze przesłanie sztuki… Uczestnictwo w spektaklu, nie przyniosło satysfakcji. Oczekiwałam momentu, który zmieni przebieg sztuki, skupi moją uwagę i spotęguje ciekawość. Niestety, wraz z rozwojem akcji, czuje się większy niedosyt. 

Być może trzeba być szczególnie przygotowanym na odbiór tejże sztuki, a niedosyt ten jest czymś zamierzonym, celowym? Może jego obecność ma nas nakłonić do myślenia, do rozmowy, do wyciągnięcia wniosków? W ten oto sposób ujawnia się pesymistyczny ton, który pobrzmiewa w twórczości Mrożka. Ta smutna kondycja ludzkiej egzystencji, jej niemoc i bezsilność. Ten, kto czytuje utwory Mrożka wie, że nie jest mu obca ironia w przedstawianiu ludzkich wad i złych skłonności. Posiada wyjątkową trafność spojrzenia i ich oceny. Gdyby jeszcze gra aktorów była bardziej wiarygodna w przekazaniu tych ważnych treści i zasadniczej wymowy spektaklu.

Bohaterowie „Indyka” wyróżniają się głupotą. Charakteryzuje ich wszystkich niemoc i marazm. Poeta jest nim tylko z nazwy, gdyż nic nie tworzy. Przemawia przez niego zniechęcenie, nie widzi nawet sensu w dziełach wielkich klasyków, rozrzucając je niczym stos bezwartościowych śmieci. Kolejnym bohaterem jest Kapitan, któremu wciąż towarzyszą słowa: „co mam robić, skoro mnie się nie chce”. Zajmuje się nieudolną grą na skrzypcach, gdyż nie jest w stanie nakłaniać żołnierzy do służby wojskowej. Postacią zabawną i nietuzinkową jest w „Indyku” Książę. Mówi, porusza się i zachowuje komicznie ( jak można nie zwrócić uwagi na rzęsy, sięgające aż do czoła i okazały, czarny pieprzyk nad górną wargą). W dodatku jego niebanalny pomysł stworzenia PKP, tj. Pary Kochanków Państwowych, tak absurdalny i wymyślny, przyprawił widzów o sporą dawkę śmiechu. Do tego wyróżniająca się wśród aktorów Księżniczka w białej, falbaniastej sukni, z bujną fryzurą ceglasto-rudego koloru. Ciekawa to postać ze względu na dziwaczny styl mówienia, taki przesłodzony, egzaltowany. 

Język bohaterów także jest elementem karykatury i ironii. Dialogi Kochanków (Laury i Rudolfa), zaczerpnięte z typowych powieści sentymentalnych („nad brzegiem ruczaju, przy świetle księżyca”), ujawniają ich romantyczną skłonność do uniesień i marzeń o metafizycznej więzi. Wypowiadane przy tym tak wzniośle, pełne westchnień, są wręcz przejaskrawione, brzmią dziwacznie, nienaturalnie.

Zachowanie bohaterów również wydaje się takie nieprzyziemne, irracjonalne. Jedynie Pustelnik to osoba trzeźwo myśląca. Pełen spokoju, dąży do uzyskania względnej równowagi, pokornie wycofuje się i znika w odpowiednich momentach. Wszyscy bohaterowie co pewien czas całkowicie się wyciszają, a wiodącą rolę przejmuje trójka prostych rolników, siedząca przy stoliku na rzekomej konferencji prasowej. Ich ubiór nie tylko odzwierciedla wiejskie pochodzenie (marynarka i „gumofilce”), ale stanowi czytelne nawiązanie do znanych nam postaci ze świata polityki (znamienne biało-czerwone krawaty). Jest jeszcze jedna postać - milcząca, która nie bierze udziału w dialogach. Wchodzi na scenę jeszcze przed rozpoczęciem akcji, po czym zamiera przy stoliku w bezruchu do samego końca. Na pewno stanowi ona namiastkę nowoczesności w teatrze. Wygląda bowiem jak niejeden młodzieniec na ulicy, w stylu reggae i z dredami na głowie. A może należałoby dostrzec w niej jakieś ważne przesłanie?...

Nie zachwyciłam się tą sztuką. Pozostało uczucie braku czegoś bardzo istotnego. Mam wrażenie, że niektóre kreacje aktorskie przyćmiły urok spektaklu. Może przyczyniła się do tego również przygnębiająca wizja społeczeństwa, jaka jawi się w tymże spektaklu? Może tak właśnie działa to poczucie bezsensu i niechęci, które doskwiera bohaterom?

Kiedy myślę o „Indyku”, rodzi się we mnie uczucie obojętności. Zresztą już w czasie trwania spektaklu, odczuwałam lekkie znużenie. Choć groteski i satyry nie brakowało, nie zaangażowałam się emocjonalnie w jego przebieg, jak zwykłam to robić w wypadku innych spektakli. Niemniej - oceńcie sami!

Marta Winnicka
Dziennik Teatralny Szczecin
6 lutego 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia