Rozgardiasz wokół katafalku

"Cha-Cha" - reż: Andrzej Malicki - Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieznie

Mieszkańcy Gniezna doczekali się. Ich miasto i niektórzy obywatele stali się bohaterami sztuki teatralnej "Cha-Cha" Rafała Szamburskiego, którą mogą obejrzeć w swoim teatrze

"Cha-Cha" przypomina po trosze "Szalone nożyczki", farsę Paula Pörtnera. Wystarczy zmienić nazwy ulic, dzielnic, wprowadzić lokalne nazwiska bohaterów, aby poczuć się swojsko. Czy czarna komedia Szamburskiego powtórzy sukces "Szalonych nożyczek"?

Akcja sztuki rozgrywa się w salonie współczesnych dorobkiewiczów, którzy bywają na koncertach muzyki poważnej, chociaż w ogóle jej nie rozumieją, piją wykwintne drinki, chociaż wcale im nie smakują. Generalnie, nie wiedzą, kim są, kim chcieliby być, np.: córka Isaura (Martyna Rozwadowska) marzy o tym, aby mieć twarz Cindy Crawford, biust Pameli Anderson, nogi Penelope Cruz, ręce Naomi Campbell a brzuch Kim Bassinger Syn Leoncio (Maciej Hązła) nie wie, czy wolałby być Żydem, czy może Bogiem Indian Właśnie umarł ich ojciec. Jego ciało leży w pokoju obok. Dzięki temu, przez salon rodziny nieboszczyka przewija się galeria postaci, która pragnie się przy tej okazji nakarmić: od organizatora pogrzebów, specjalistów od mody (pogrzebowej), jedzenia, wizażu, radnych różnych opcji, po niezawodną sąsiadkę Kubiakową (Katarzyna Czubkówna).

"Cha-Cha" jest z cała pewnością dość zabawną czarną komedią, bo rozgrywa się wokół katafalku. Ale bliżej jej jednak do farsy i szkoda, że autor, a zwłaszcza reżyser (Andrzej Malicki, gra także rolę Ojca), w tym kierunku nie poszli. Aktorzy grają co prawda farsowo, ale to jeszcze nie wystarczy. Akcji spektaklu brakuje tempa. W tym rytmie, jaki narzucił reżyser, czasami gubią się dowcipne riposty, pointy. A szkoda, bo zmysł obserwacji Szamburskiego połączony z pure nonsensowym dowcipem i komizmem sytuacji, gwarantują świetną zabawę. Farsowości, której jednym z wyznaczników są drzwi, nie sprzyja także scenografia. Barbara Zachmoc tradycyjne drzwi zastąpiła zastawkami, a w ogóle ich nie ma do pokoju dzieci. Szkoda.

W teatrze boją się farsy, bo w odbiorze kojarzy się raczej z popularną formą rozrywki. Sam za nią (jako gatunkiem teatralnym) nie przepadam. Ale tekst Szamburskiego aż się prosi o to, by potraktować go właśnie jako farsę.

Stefan Drajewski
Głos Wielkopolski
11 stycznia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia