Rozmowy o Szczecinie z aktorami

Ze Szczecinem związani od początku lat 90. Jeden w Teatrze Współczesnym, drugi w Teatrze Polskim. - Jesteśmy mieszkańcami naprawdę fantastycznego miasta - mówią Arkadiusz Buszko i Michał Janicki
Mówi Arkadiusz Buszko Ewa Podgajna: Jakie są pana ulubione miejsca w Szczecinie? Arkadiusz Buszko (od 1990 r. w zespole Teatru Współczesnego): Jest ich wiele. Łasztownia. Jak tylko są tam imprezy, to się zaraz wybieram. Jaka wspaniała architektura się tam zachowała. Inwestorzy powinni wysypać na Łasztownię worki pieniędzy. To świetne miejsce na mekkę kultury performerskiej. Mamy wywodzących się ze Szczecina plastyków, performerów, którzy robią kariery w Berlinie, a nie tu. To jest troszeczkę żenujące. Wspaniała jest gwiaździstość szczecińskich placów. Myślę, psiakrew, czemu ja tak lubię tak sobie posiedzieć na pl. Colleoniego. Albo tak sobie połazić po pl. Grunwaldzkim. Gdybyż na nim było jeszcze więcej miejsc, na których można by sobie przysiąść. One mają w sobie coś magicznego, są takie energetyczne. To się pewnie wiąże z tym, co głoszą szczecińscy pasjonaci astronomii - państwo Gardasiewiczowie: że budowniczowie Szczecina inspirowali się obrazem nieba, że place naszego miasta odzwierciedlają układ gwiazd z gwiazdozbioru Oriona. Co w Szczecinie warto zrobić? - Tu jest tyle ciekawostek, które się działy, ludzi, którzy tu byli. Odkrywajmy je i budujmy wokół nich legendy. Określmy według nich trasę turystyczną. Wskazać miejsce, gdzie była caryca Katarzyna Wielka. Przywieźć i postawić kamień, który trzeba głaskać, żeby było szczęście. Jestem pewien, że będą do niego przyjeżdżały wycieczki i kamień zostanie wygłaskany jak lusterko. Podobno w Szczecinie był nawet Szekspir. Statek, którym płynął, miał awarię i zacumował w Szczecinie. Znalazł tu narzeczoną. Pewnie to balkon ze Szczecina wziął do "Romea i Julii". Szczecinianom do znudzenia powtarzałby pan, żeby...? - Uwierzyli w miasto. W pozytywnym myśleniu jest zasada. Japońskim artystom, którzy przyjechali na festiwal Japan Now, na widok Cmentarza Centralnego szczęki opadły z zachwytu. Jeśli nie będziemy wierzyć w Szczecin, to rzeczywiście powstanie tu czarna dziura. Mówi Michał Janicki Ewa Podgajna: Pana ulubione miejsca w Szczecinie? Michał Janicki (od 1992 w Teatrze Polskim): - Jestem jak Woody Allen, miejski do szpiku kości. "Knajpiany". Narodziłem się taki w okresie dojrzewania. Zamknięta przestrzeń. Zadymiona, pełna popielniczka papierosów, koledzy, przyjaciele. Popisy, a kierownik zamieszania to ja. Szukam sobie takich miejsc. I takim miejscem w Szczecinie, gdzie spędzam dużo czasu, jest (oprócz ukochanego Teatru Polskiego, ach jakie to szczęście, gdy człowiek kocha swój zakład pracy) jest Cantinentta [w podziemiach Starego Ratusza - red.]. Kocham tych wszystkich Pavarottich, Paprockich, których tam puszczają w związku z włoskim klimatem. Jestem już tam na tyle zaprzyjaźniony, że mogę przynosić też swoje płyty. Ale mam też drugie miejsce. Bo nie lubię rutyny - Royal Jazz Club. Prowadzi go młoda inteligencja z dużym charmem. Jak mam wolny czas, to tam się zagrzebuję za filarami słuchając jazzu. Miasto uważa pan za ładne? - Szczecin jest pięknym miastem. Jakie wrażenie robi sam wjazd do Szczecina. Tylko w niektórych miejscach przydałby się make-up. A jest coś wyjątkowego w szczecinianach? - Polki są ładne, ale szczecinianki w szczególe. Jak pięknie jest latem, gdy się rozbiorą. Dla mnie, człowieka teatru, najcenniejsze jest jednak, że tu jest wyjątkowo dużo inteligentnej publiczności. To wspaniałe, że szczecinianie tak chodzą do teatru. W Teatrze Kameralnym, w którym mamy ograniczoną widownię, usłyszałem jak piękna kobieta w sile w wieku wołała nawet: "Ja się wykąpałam dla Janickiego, ja nie odejdę. Muszę wejść. Mogę wisieć". I nie była sama, były jeszcze z nią trzy koleżanki. Czego by pan życzył szczecinianom? - Więcej samozachwytu, samozadowolenia i pewności siebie. Bo jesteśmy mieszkańcami naprawdę fantastycznego miasta. Wielu narzeka, że nic się nie dzieje. - A przecież jest tyle imprez. Nic się nie dzieje, bo nie przyjeżdża Michael Jackson. Ale czy on jest taki ciekawy? Ja zamiast niego wolę jeszcze raz obejrzeć Annę Januszewską w "Mojej wątrobie...".
Ewa Podgajna
Gazeta Wyborcza Szczecin
9 lipca 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia